Dzisiejsza prasa przyniosła informacje o kolejnym ograniczeniu w wydawaniu środków unijnych. Tym razem dotyczy to kwot przeznaczonych na rozwój strukturalny planowany przez samorządy.
Poprzednio ograniczenia dotknęły uczelnie.
Kiedy wchodziliśmy do Unii obietnicą były kwoty przeznaczone na inwestycje strukturalne umożliwiające dostosowanie do standardów unijnych. Jednak przepisy były tak skonstruowane, że napływała do nas tylko znikoma ilość środków.
Sam tego doświadczyłem, kiedy chciałem uzyskać dofinansowanie z jednego z programów. Po niezwykle żmudnych i skomplikowanych zabiegach mój wniosek został odrzucony z przypisania jakiejś niewłaściwej procedury.
Wcześniej w czasie szkolenia prowadzonego przez panią finansowaną ze środków rządowych, padła wyraźna sugestia, że drobne upominki są przez urzędników „unijnych” mile widziane.
W czasie rządów PiS nastąpiło znaczne zwiększenie „przyswajalności” środków unijnych związane ze złagodzeniem czynności proceduralnych. Jesienne kolejki przy składaniu wniosków były tego najlepszym dowodem. A nawet w czasie „prounijnych” rządów SLD wskazywano, że polskie przepisy odnośnie w/w środków są znacznie bardziej rygorystyczne od obowiązujących w państwach „piętnastki”.
Nieodparcie nasuwa się przypuszczenie, że była to zmowa rządzących „ponad głowami ludu”, że środki zostaną przyznane, lecz procedury uniemożliwią ich absorpcję.
Rządy PiS miały bardzo złą prasę na Zachodzie chyba także z tej przyczyny, że nie dostosowały się do „cichej” umowy i rozpoczęły program wykorzystania obiecanych należności.
Obecny rząd, już na wstępie, zmienia zastosowane kryteria. Czyżby to wywiązywanie się z przyjętych zobowiązań?
Piszę te uwagi li tylko na podstawie obserwacji prasowych. Ale jeśli wskazane poczynania mają domniemany charakter to noszą znamiona zdrady narodowej.