Republika Bolanda

Gdyby sędzia Milewski WIEDZIAŁ, że to prowokacja – ooo, wtedy dopiero pokazałby pisowskim prowokatorom gdzie raki zimują!

I. Gdański policmajster

Nie ma to jak lojalny policmajster, który „powinność swej służby rozumie”, szczególnie, gdy otrzyma przyjacielskiego maila od jakiegoś księcia Kozodusina. A gdy już usłyszy w słuchawce głos asystenta carskiego Jegermaistra, to „powinność swej służby” „rozumie” wręcz podwójnie i zrobi wszystko, by życzeniom Księcia (a może wręcz samego Wieliczestwa, w którego imieniu książę Kozodusin, tudzież jego asystent, występują) stało się zadość. Ot, zorganizować posiedzonko sądu w dogodnym terminie z udziałem samych „zaufanych” i „sprawdzonych” członków składu orzekającego? Ależ oczywiście, bardzo proszę, rączki całuję.

Ten trening urzędniczego survivalu wedle mongolsko-bizantyńskich wzorców prywislańskie „kadry”, które jak wiadomo „decydują o wszystkim”, przerabiają od czasów rozbiorowych, zatem nic dziwnego, iż gdy pójdzie egzotyczny i kompletnie obcy poddańczej mentalności „prikaz” o „niezawisłości sędziowskiej”, to oni oczywiście, ową „niezawisłość” przyjmą z pocałowaniem wszelakich części ciała swego dobrodzieja i łaskawcy, ale zakorzeniony od pokoleń instynkt i tak im podpowie, kiedy i wobec kogo ową „niezawisłość” gromko i bezkompromisowo artykułować, kiedy zaś wypada uznać „bonończyka” za „kotną łanię”.

II. Poddańcza mentalność sędziego

Dokładnie taką poddańczą mentalność w stosunku do politycznej ekspozytury Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP, jaką jest obecna Dyktatura Matołów, zademonstrował prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku, sędzia Ryszard Milewski. Ten ton, ta skwapliwość, to kręcenie kuperkiem przebijające z każdego zdania „niezależnego” pana sędziego… Cóż, tyle dobrego, iż ten żenujący spektakl daje nam przynajmniej pewne pojęcie zarówno o mechanizmach selekcji negatywnej w strukturach „niezawisłego” wymiaru sprawiedliwości, jak i sposobach desygnowania sędziów do orzekania w newralgicznych sprawach. W tej sytuacji nie sposób nie zapytać, czy takie kamienie milowe orzecznictwa III RP, jak stwierdzenie, iż „rozpowszechnianie negatywnych opinii o Adamie Michniku godzi w zasady współżycia społecznego”, czy wynik rozprawy apelacyjnej w procesie Wałęsa-Wyszkowski, również nie miały aby czegoś wspólnego z telefonami, po których „niezawisłe sądy” już wiedziały dobrze kogo wypada im zaspokoić, wobec kogo zaś okazać nieubłaganą niezawisłość i najsroższy „majestat prawa”.

Mnie osobiście najbardziej rozbroiło tłumaczenie sędziego Milewskiego, do którego najwyraźniej nie dociera w którym miejscu popełnił błąd. Oto, prawi sędzia (słyszałem na własne uszy w jakiejś całodobowej mediodajni), przecież nie wiedziałem, że to prowokacja! Rozumiecie Państwo? Sędzia NIE WIEDZIAŁ, że to wszystko pic i podpucha, bo gdyby WIEDZIAŁ, ooo – to byłaby inna rozmowa! Wtedy to dopiero pan sędzia Milewski objawiłby spiżową niezawisłość prywislańskiej Temidy i pokazał pisowskim prowokatorom i jątrzycielom z „Gazety Polskiej Codziennie” gdzie raki zimują! Wprawdzie, w pewnym momencie „zaczął coś podejrzewać”, no ale skoro nie miał pewności…

Pan sędzia Milewski zdaje się kompletnie nie rozumieć, że problem nie w tym, że nie zorientował się w sytuacji. On najwyraźniej cały czas sądzi, że podobna rozmowa z autentycznym przydupasem ministra Arabskiego byłaby w sumie OK, zawinił zaś jedynie brakiem „rewolucyjnej czujności” i nie zdemaskował prowokatorów z wrogiego obozu. Ot, powtórzę raz jeszcze, poddańcza mentalność w całej okazałości. Tu „zwierzchność” – tam „raby” w sędziowskich togach, prężące się przy telefonie „z góry”.

III. Niezawisłość jako poręczna błyskotka

Na szczęście, osławiona „niezawisłość sądów” bywa również poręczną błyskotką, gdy trzeba zaświecić w oczy blaskiem sprawiedliwości różnym wichrzycielom, o czym właśnie przekonał się „Antykomor”, czyli pan Robert Frycz – ten od strony antykomor.pl. Oto dowiadujemy się, iż został właśnie skazany na rok i trzy miesiące ograniczenia wolności i w ciągu tego czasu ma miesiąc w miesiąc odbębniać 40 godzin prac społecznych, co daje jakieś dziesięć godzin tygodniowo – czyli, odjąwszy weekendy, dwie godziny dziennie.

Oczywiście, wszystko to bez żadnych fanaberii, w rodzaju „zawiasów”, bo wszak Robert Frycz, to nie jakiś tam Marcin Plichta vel Stefański – wiadomo wszak, iż prowadzenie serwisu internetowego ośmieszającego Jego Wieliczestwo Prezydenta to godzenie w ustrojowe pryncypia – nie to, co jakieś tam finansowe przekręty, za które można dostać co najwyżej siedem „zawiasów” z rzędu. Nie mówiąc już o jakichś tam drobnych rzezimieszkach z „Pruszkowa” – skazywać za jakieś zabójstwa, wymuszenia, czy – nie daj Temido! – handelek narkotykami i to w dobie cierpienia ujaranej babci Kory oraz jej suczki Ramony?

No, ale – i tu wracamy do „niezawisłości” objawianej jedynie w stosownym kontekście i okolicznościach – na Antykomora zasadzili się dziarscy chłopcy od Bondaryka – i to wcale nie wskutek „nadgorliwości” prowincjonalnej prokuratury, jak usiłowano nam to przedstawiać. To była od początku akcja ABW, która następnie zgłosiła wykrytego „internetowego terrorystę” do prokuratury, ta zaś, idąc po najmniejszej linii oporu powiedziała – no, skoro tak, to go chłopaki łapcie. A teraz „niezawisły sąd” dokończył dzieło mające pokazać jak może skończyć każdy internetowy opluwacz, jeśli Dyktatura Matołów uzna za wskazane skierować nań swe sauronowe oko.

IV. Niezawisłość niezawisłością, ale…

W tym samym czasie Ministerstwo Gospodarki wprowadzało doraźne regulacje umożliwiające panu Plichcie rozkręcenie bursztynowo-złotego interesu, zaś minister „tak, czy owak – Sławek Nowak” odwoływał szefa Urzędu Lotnictwa Cywilnego, by następnie powołany „p.o.” mógł wydać lotniczą koncesję OLT Express bez zawracania głowy formalnościami. Dodajmy jeszcze, iż przy powstaniu interesów, które firmował jako „słup” pan Plichta, czynnie asystował pan Mariusz Olech (znany też jako Marius O. – dawny współpracownik słynnego Nikodema Skotarczaka „Nikosia”) w którego willi w Gdańsku-Jelitkowie odbywały się w 2011 spotkania, których efektem było rozkręcenie OLT Express.

No, przy takim patronacie nie dziwi, iż prominentni gdańscy platformersi postanowili robić za lotniskowych „burłaków”, zaś niezależny i niezawisły prezes gdańskiego Sądu Okręgowego wykazuje dyktowaną instynktem samozachowawczym dalece posuniętą spolegliwość. Niezawisłość niezawisłością, ale Niewidzialna Ręka sprawująca nadzór właścicielski zarówno nad Republiką Bolanda, jak i „rządzącą” z jej ramienia Dyktaturą Matołów, nie toleruje niesubordynacji.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Gadający Grzybie!

Jak zwykle bardzo ciekawe. Część informacji była mi znana wcześniej, niemniej to o Mariuszu Olechu, to zupełna nowość.

Przy okazji, jak mowa jest o stawiennictwie, to ma sens zaznaczanie, że ma być osobiste, bo może być per procvra. Natomiast rozbawić się za pomocą prokurenta, to trochę abstrakcyjne działanie.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość