... od tej łatwości bytu wkurza ta niesamowita jego JAłOWOść.
Co w końcu z tego całego pisania wynika? Jeśli się pisze literaturę, dość przystępną w dodatku, i może jeszcze chce parę groszy zarobić, jak Jarecki, to zgoda. Nic w tym zresztą zdrożnego.
Jeśli się jednak szuka środka na zrobienie czegokolwiek w realu, bo tylko real ma znaczenie - chyba że jesteśmy jakimiś neo-virtualo-Heglistami - to dupa zimna!
Wolałbym szczerze mówiąc parę demonstracji, obelg rzucanych pod paroma adresami, naparzanek z policją...
Co w końcu komu może przyjść z tego całego blogowania?
Najlepszy dowód, że jak ktoś, jak ja, próbuje nieco poważniej i mniej doraźnie, to i tak nigdzie się do żadnych polecanych nie załapie i ma 300 wejść i plus 10 komentarzy (z czego połowa samego autora), choćby tu wkleił 10 swoich najważniejszych tekstów z ostatniego roku. I to przeważnie dłuuuuugich. ;-)
To nie Wasza oczywiście wina, nie mam pretensji. Ale trochę mnie razi cały ten orgazm na temat netu (z którego ja w sumie od lat żyję, więc raczej doceniam), plus to całe jedzenie sobie z dzióbków. Jeśli z tego nie będzie obalania paru rzeczy, w realu, ani nie będzie tego, że człek zacznie być zapraszany do telewizji... To ja jednak chyba więcej sensu widzę w przeczytaniu książki albo poobijaniu gruszki. Nawet popatrzenie sobie w sufit nagle nabiera sporo wdzięku. ;-)
Całuję czule
-----------------
triarius
triarius -- 01.01.1970 - 01:00
a mnie gorzej...