W indeksie znalazłem Hermana Perla, zeznającego w 1948 roku w Koszalinie na procesie niemieckich ludobójców z Brzeżan. I nic więcej.
Herman Perl był bliskim przyjacielem moich rodziców. Jego synowie Janek (!) i Bumek (Beniamin) byli moimi kolegami. To byli jedyni Żydzi, których znałem od dziecka. wyjechali na rok, dwa lata przed marcem 68 do rodziny w USA. Przez długie lata moja Mama korespondowała z panem Hermanem. Do śmierci prenumerował wrocławskie Słowo Polskie, które raz na dwa miesiące dopływało do niego wielką paczką.
Pytałem Mamę, czy pamięta z rozmów z Hermanem skąd pochodził. Niestety, pamięta tylko, że “gdzieś ze wschodu”. Pytałem przyjaciólkę, pochodzącą z Brzeżan, o Perlów, ale nie pamiętała takiej rodziny. Pamięta natomiast inne straszliwe historie zagłady brzezańskich Żydów i przykłady wrogiego antysemityzmu, nawet we własnej rodzinie.
Książka Grossa nagle stała się dla mnie, tym jednym krótkim zdaniem, żywym łącznikiem z człowiekiem, którego znałem. Mama wspomniała tylko opowieści pana Perla o ukrywaniu się w chłopskiej rodzinie, w ziemiance w której przechowywano ziemniaki. O dniu, w którym mało ich nie wykryła nagła rewizja Niemców.
Pani Malcia, żona Hermana, po śmierci męża w Pawtucket, zajęła się malarstwem (!) i stała się znaną w regionie artystką naiwną. Ciekawe, co przedstawiała na swych obrazach? Moją mamę nauczyła gotować karpia po żydowsku. To dzięki niej na naszym wigilijnym stole królował faszerowany karp w galarecie, do którego jadaliśmy chałkę. Do dziś dla mnie karp w galarecie musi mieć słodkawy posmak rozgotowanej cebuli i rodzynek.
Perlowie odwiedzali nas chętnie w święta katolickie, gdyż byli smakoszami polskich potraw, którymi Mama ich zawsze szczodrze częstowała. Ten żydowski świat Wrocławia, znany mi tylko z kontaktu z tą jedyną rodziną, żyje już tylko we mnie i w mojej Mamie. Ojciec od wielu już lat z panem Hermanem spaceruje wśród gwiazd, wspominając Buczacz, Tarnopol i Brzeżany…
Tak naprawdę to jeszcze nawet nie zacząłem czytać “Strachu”, tylko przekartkowałem spis treści i indeks. I od razu znalazłem atomy wspomnień z mego życia.
Zacząłem lekturę i szok!
W indeksie znalazłem Hermana Perla, zeznającego w 1948 roku w Koszalinie na procesie niemieckich ludobójców z Brzeżan. I nic więcej.
Herman Perl był bliskim przyjacielem moich rodziców. Jego synowie Janek (!) i Bumek (Beniamin) byli moimi kolegami. To byli jedyni Żydzi, których znałem od dziecka. wyjechali na rok, dwa lata przed marcem 68 do rodziny w USA. Przez długie lata moja Mama korespondowała z panem Hermanem. Do śmierci prenumerował wrocławskie Słowo Polskie, które raz na dwa miesiące dopływało do niego wielką paczką.
Pytałem Mamę, czy pamięta z rozmów z Hermanem skąd pochodził. Niestety, pamięta tylko, że “gdzieś ze wschodu”. Pytałem przyjaciólkę, pochodzącą z Brzeżan, o Perlów, ale nie pamiętała takiej rodziny. Pamięta natomiast inne straszliwe historie zagłady brzezańskich Żydów i przykłady wrogiego antysemityzmu, nawet we własnej rodzinie.
Książka Grossa nagle stała się dla mnie, tym jednym krótkim zdaniem, żywym łącznikiem z człowiekiem, którego znałem. Mama wspomniała tylko opowieści pana Perla o ukrywaniu się w chłopskiej rodzinie, w ziemiance w której przechowywano ziemniaki. O dniu, w którym mało ich nie wykryła nagła rewizja Niemców.
Pani Malcia, żona Hermana, po śmierci męża w Pawtucket, zajęła się malarstwem (!) i stała się znaną w regionie artystką naiwną. Ciekawe, co przedstawiała na swych obrazach? Moją mamę nauczyła gotować karpia po żydowsku. To dzięki niej na naszym wigilijnym stole królował faszerowany karp w galarecie, do którego jadaliśmy chałkę. Do dziś dla mnie karp w galarecie musi mieć słodkawy posmak rozgotowanej cebuli i rodzynek.
Perlowie odwiedzali nas chętnie w święta katolickie, gdyż byli smakoszami polskich potraw, którymi Mama ich zawsze szczodrze częstowała. Ten żydowski świat Wrocławia, znany mi tylko z kontaktu z tą jedyną rodziną, żyje już tylko we mnie i w mojej Mamie. Ojciec od wielu już lat z panem Hermanem spaceruje wśród gwiazd, wspominając Buczacz, Tarnopol i Brzeżany…
Tak naprawdę to jeszcze nawet nie zacząłem czytać “Strachu”, tylko przekartkowałem spis treści i indeks. I od razu znalazłem atomy wspomnień z mego życia.
jotesz -- 18.01.2008 - 10:33