Poznałam go kiedyś na Mazurach. Pływał z rodziną Tangiem 780 – kawał krypy, wygodnej i solidnej.
Jak wskoczył do wody, jako ten wielorybek, to popłynął na środek jeziora i wrócił, bez śladu zmęczenia czy czegoś.
Nie mówiąc o relacji Czajnika, że jak pan Maciej kiedyś leciuteńko pchnął klawisza, to ten leciał, leciał, leciał... zatrzymał się na ścianie i łagodnie się po niej osunął.
Maciej Kuroń
Poznałam go kiedyś na Mazurach. Pływał z rodziną Tangiem 780 – kawał krypy, wygodnej i solidnej.
Jak wskoczył do wody, jako ten wielorybek, to popłynął na środek jeziora i wrócił, bez śladu zmęczenia czy czegoś.
Nie mówiąc o relacji Czajnika, że jak pan Maciej kiedyś leciuteńko pchnął klawisza, to ten leciał, leciał, leciał... zatrzymał się na ścianie i łagodnie się po niej osunął.
Pokój Jego duszy.