Wkradał się o świcie uchylając niedomknięte drzwi. Przechodził obok kuchni na palcach, trzymając buty w ręku, mijał pierwsze pomieszczenie gdzie zwykle spali Pablo i Ark. Mijał mnie śpiącego za parawanem skleconym z kija od szczotki i koca, by zwinąć się w kłębek na końcu, w pokoju pod rozpiętą folią uszczelniającą świetlik, z ceramiką rozstawioną po kątach, ślady jednego z naszych gości.
W ten oto sposób pojawiał się u nas i gdy wreszcie wstaliśmy mogliśmy zobaczyć jak śpi na karimacie albo kurtce. Dorabiał sobie wieszając plakaty nocami, naturalne więc było dla niego dotrzeć do nas o świcie. Teraz siedział na krześle, długie włosy upięte na głowie tworzyły osobliwy kok. Głowa opadła do w dół a wątły i śniady nagi tors upodabniał go do młodego sadhu. Zanosił się rozdzierającym kaszlem po każdym łapczywym „buchu” wyciągniętym z szklanej fifki. Trwało to długo i gdy udało mu się uspokoić oddech, gdy przestało nim rzucać podnosił rękę do ust i zaciągał się głęboko jakby łapał ostatni haust powietrza. Wypuszczał gwałtownie dym wraz z kaszlem i cały kataklizm przetaczał się przez niego od nowa.
-Strzelali do mnie powtórzył, gdy złapał dech. Strzelali z defibrylatora na pielgrzymce.
Dla niego to był trzeci dzień marszu, nie jadł już nic, za to spalił się kompletnie nad ranem jakimś mocno podejrzanym skunem. Obdarowany szczodrze przez jakiegoś „samarytanina”odchorowywał teraz ten dar. Co gorsza parne powietrze nie pomagało w respiracji. Pokonując kolejne wzniesienie poczuł że słabnie. Nogi z każdym krokiem stawały się cięższe zupełnie jakby śnił zły sen o ucieczce przez bagno. Szum w uszach tłumił ludzki gwar i pewnie zbladł gdyż idąca blisko dziewczyna podeszła i wzięła go za rękę.
Wszystko ok. ? spytała. W odpowiedzi wymruczał coś niemrawo, drętwiał mu język.
Chodź, zaprowadzę cię do punku medycznego źle wyglądasz- powiedziała.
Szli teraz razem, ona patrząca na niego z coraz większym niepokojem, on z głową coraz bliżej ziemi z cerą wpadającą w zieleń i żółć. Głupio tak zemdleć gdy idziesz pod rękę z dziewczyną, trzymał się dziarsko jak mógł. Powiał nawet wiatr przez chwilę, by dodać im otuchy lekko rozwiał obojgu włosy. Ambulans medyczny; sam nie wie jak zdołał pokonać te kilkadziesiąt metrów, w środku zwalił się wprost na podłogę. Obskoczyli go we dwóch z tej karetki, podłączyli elektrody, założyli pneumatyczny rękaw na przedramię. Słyszał jak przez mur głos lekarza: 50, 40, 30… stanęło! Odgłosy nikły jakby się sam gdzieś oddalał. Czuł jak przykładają mu jakieś przedmioty do klatki piersiowej. Strzelali podobno dwa razy i nawet dostał zastrzyk prosto w mostek zupełnie jak na filmie Pulp Fiction.
Dziewczyna stała parę kroków za karetką. Widziała jak Mareczek siada ( dzięki ci Boże, wreszcie) zwrócony żywym. Postawił nogę na ziemi jedną potem drugą. Owinięty w srebrzysty koc wstał ruszając niepewnym krokiem. Mrużył oczy przed słońcem, więc podbiegła by wziąć jego rękę jak wcześniej. Nie odstępowała chłopaka na krok cały dzień, nawet kiedy mówił że czuje się już całkiem dobrze nie chciała go puścić, jakby łączyła ich nić życia.
Opowiedział nam to Mareczek zwisając na poręczy krzesła i zanosząc się kaszlem gruźlika. Ktoś odebrał mu fifkę bo przecież nie powinien tak palić, nie teraz a zresztą nie było żadnej dziewczyny zdolnej podtrzymać tu życie. Angelina nie przyjechała. Wbiła sobie ćpuńską igłę podczas opróżniania kosza na śmieci w barze gdzie pracowała. Cała w nerwach robiła test za testem i aplikowała sobie wszystko co lekarze zalecali. Ola w blond dredach ruszyła dalej po europie na rainbow, a Renata hipnotyzowała nas jeden jedyny wieczór by zwinąć rano karimatę, śpiwór i zabrać zazdrośnie swój czar.
komentarze
Fajne i nawet jeden akapit się pojawił:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 25.07.2008 - 20:46Erni
Pozdrowka, widze, ze bierzesz sie do roboty!!!
Borsuk -- 26.07.2008 - 08:33Dobrze. Panuj nad materia!