Był na nią zły. „Dziewczyno, to brak wód płodowych, które u wszystkich pojawiają się w pierwszym dniu, a ja nawet po dwudziestu czterech latach ich nie widziałem”. „Zresztą ty swoich też nie widziałaś”- poprawił siebie w myślach- „ale to nie o to chodzi”. Był nawet zadowolony, że przygotował intuicyjnie dla siebie taką skomplikowaną i niezrozumiałą odpowiedź. Józef był wtedy jeszcze zadufanym w sobie, ukrytym frustratem.
„To prawda, często myślę o swojej napiętej twarzy”- powiedział po chwili i został zaskoczony tymi słowami. „Kto mi przygotował taką odpowiedź ? Moje kurwa alter ego” – i na chwilę zmienił wyraz twarzy na bardziej pogodny, bo jedną z zalet Józefa było to, że czasami potrafił znaleźć dystans do swojej plątaniny komórek nerwowych, które wymyśliły tą całą historię z wodami płodowymi.
„To śmieszne, prawda, żeby w ten sposób myśleć o swojej twarzy”- dodał. Czuł się w tej chwili silny i pewny, że mówi o sobie.
„Nie, to raczej smutne”- na jej twarzy napięcie mogło się pojawić jedynie na chwilę w momencie ekstazy lub złości. „Pewnie jest to grymas bardzo intensywny i szybko mija, chciałbym żeby trwał, gdy ją dotknę.”
Kolejna odpowiedź skonstruowana przez jego „kurwa alter ego” mogła doprowadzić do tej chwili. Ale już górę zaczynała brać ta część, która była odpowiedzialna za opowieść o jego oczekiwaniu na własne narodzenie.
Odczekał ten moment. Dał mówić jej:
„To smutne, bo przecież o wiele piękniej jest myśleć o twarzy innej osoby”
„Tak, masz rację”- popatrzył na nią i dopiero teraz ją ujrzał. Do tej chwili czuł jedynie jej spokój, czuł, że wybrała go sobie na rozmówcę i chciała się czegoś o nim dowiedzieć. I nagle spoglądają się na niego z zaciekawieniem oczy, o których kolorze nie myśli. Twarz jest przechylona łagodnie, włosy spływają i plączą się. „Jest ładna, podoba mi się”. Fałszywa część osobowości Józefa nie byłaby w stanie wyrazić się tak prosto i skonstruowałaby pewnie bardziej wymyślną, a przy tym nieprawdziwą myśl. Ale ta część zamilkła.
„Nigdy nie myślisz o swojej twarzy? W sposób który może wydać się smutny?”
Odpowiedział za nią:
„Nie, myślisz o jego twarzy i zawsze jest to radosne”. Tak, miał rację i oboje to wiedzieli. W tej chwili chciał, żeby to jego postać, ukrywająca pod cienkim płaszczykiem napięcia pustkę, schowała się w jej oczach i myślach. Chciał być tym, który z wdzięcznością czesze jej włosy zaraz po tym jak ujrzał grymas na jej twarzy. Czysty i wyrazisty.
Wracał z rękoma w swojej szarej marynarce, skulony, jeszcze bardziej zagubiony. Był w labiryncie, ale sprawiało mu to radość. Powtarzał sobie jej ostatnie słowa: „Jutro o tej samej porze, pod kasztanem” i jeszcze „uda się” gdy zobaczyła jego niepewność i zwątpienie. Po tym wyskoczyła z tramwaju na przystanek, który okupowała grupka młodych gniewnych, którzy słowo gniew zastępowali słowem wkurwienie. Był pewien, że sobie poradziła. On sobie zresztą też poradził.