Tragikomiczna jednoaktówka
Pod koniec czerwca 2012 roku napisałam i opublikowałam sztukę teatralną pt. “Śledztwo w sprawie transpłciowości”. Była to tragikomiczna jednoaktówka oparta na zasadzie “trzech jedności” (jedność miejsca, czasu i akcji). Wydarzenia przedstawione w dramacie rozgrywały się w onirycznej rzeczywistości, a ściślej: w budynku stylizowanym na najbardziej znane więzienie Urzędu Bezpieczeństwa. Najważniejszą postacią, występującą w utworze, była 21-letnia Natalia Julia Nowak, czyli mój wirtualny sobowtór. Główna bohaterka dramatu, zamknięta w sali przesłuchań, była zmuszona do odpowiadania na niewygodne pytania funkcjonariuszy UB. Przedstawiciele bezpieki, tendencyjni od samego początku, kierowali interrogacją w taki sposób, żeby NJN składała zeznania zgodne z ich oczekiwaniami.
Oskarżać i likwidować
Jak wiadomo z historii, ubecji nigdy nie interesowała rzeczywistość ani analizowanie problemów z różnych punktów widzenia. Jeśli ktoś został o coś oskarżony, to od razu było wiadomo, że Urząd Bezpieczeństwa zdoła udowodnić mu winę. Praktyki, o których piszę, były w okresie stalinizmu stosowane powszechnie. Władza ludowa sięgała po tego typu środki, żeby w majestacie prawa likwidować żołnierzy podziemia niepodległościowego. W ten sposób udało się komunistom zamordować m.in. Witolda Pileckiego i Augusta Emila Fieldorfa. Wszystkich, którzy pragną poszerzyć swoją wiedzę na ten temat, zachęcam do obejrzenia filmów “Generał Nil” i “Przesłuchanie” oraz spektaklu “Śmierć rotmistrza Pileckiego”. Reżyser wymienionych produkcji: Ryszard Bugajski.
Transpłciowość – szerokie pojęcie
Czego jednak dotyczyła interrogacja zaprezentowana w mojej sztuce teatralnej? Odpowiedź na to pytanie jest zawarta w tytule i treści dramatu. Chodzi o transpłciowość. A dokładniej: o transpłciowość w najskrajniejszej formie, jaką jest transseksualizm. W tym miejscu wypada poinformować Czytelników o pewnym fakcie. Otóż słowo “transpłciowość” to pojęcie bardzo szerokie, pod którym kryje się wiele zróżnicowanych zjawisk. Generalnie, chodzi tutaj o przekraczanie stereotypów genderowych oraz o wszelkie problemy, zmartwienia, wątpliwości, niejasności, osobliwości, ekstrawagancje i prowokacje związane z identyfikacją bądź ekspresją płciową. Mówiąc o przekraczaniu stereotypów, mam na myśli zarówno działania świadome, jak i nieświadome. Intensywność i częstotliwość tych akcji nie mają znaczenia, gdyż liczy się sam fakt ich występowania.
Teoria parasola
“Transpłciowość” jest kalką językową pochodzącą od angielskiego terminu “transgenderism”. Znawcy tematu podkreślają, że “transgenderism” to swoisty parasol dający schronienie najrozmaitszym osobom. Wśród nich znajdziemy nie tylko transseksualistów i transwestytów, ale także zniewieściałych mężczyzn, zmężniałe kobiety, nastoletnie chłopczyce, dziewczęcych chłopców, jednostki androgyniczne, interseksualistów, ludzi nieutożsamiających się z żadną płcią, okazjonalnych crossdresserów, a nawet niewinnych drag queens (artystów występujących na scenie w kobiecych przebraniach). Parasol transpłciowości obejmuje swoim zasięgiem tak wiele zjawisk, że można śmiało powiedzieć, iż osoby transpłciowe stanowią znaczną część ludzkości.
Ty też możesz być transem!
Kto wie… Może Ty, drogi Czytelniku, również jesteś transpłciowy, tylko o tym nie wiesz? A może jeden z Twoich znajomych zalicza się do tej kategorii społecznej? Nie musi to być od razu transseksualista robiący sobie stosowne operacje. Równie dobrze może to być chłopak zafascynowany projektowaniem mody albo dziewczyna pragnąca żyć w męskim świecie. Przedstawicielem transów może być też ktoś, kto świetnie sobie radzi zarówno w męskiej, jak i w żeńskiej roli. Istnieją wszak pojęcia: androgynia, bigenderyzm i genderqueer. Mają one różne odcienie znaczeniowe, jednak ja ich jeszcze nie rozróżniam. Zgodnie z teorią parasola, nawet uważający się za macho Anders Behring Breivik jest osobą transpłciową, bo ma bzika na punkcie własnego wyglądu, potrafi płakać jak kobieta, a jego była partnerka przypisuje mu sięganie po kosmetyki do makijażu (źródło: “The Sun“). No dobrze, z tym Breivikiem to lekka przesada!
Literacka hiperbola
I teraz dochodzimy do sedna sprawy. Nie jest prawdą, że zaliczam się do osób stricte transseksualnych, jak to zostało powiedziane w dramacie. Owszem, jestem mało kobieca i zawsze solidaryzuję się z mężczyznami, ale daleko mi do zdesperowanego transa K/M wymagającego pomocy medycznej. Gdyby wybuchła wojna płci, walczyłabym po stronie facetów, a nie niewiast. Można mnie wciągnąć pod transgenderowy parasol, podobnie jak poetkę Marię Komornicką, która na pewnym etapie życia ogłosiła się Piotrem Odmieńcem Włastem. Ale transseksualista, potrzebujący kuracji hormonalnej i interwencji chirurgicznej, to zdecydowanie nie ja. Utwór “Śledztwo w sprawie transpłciowości” (tudzież jego kontynuacja, “Uznany za winnego transpłciowości”) był po prostu literacką hiperbolą. Wyolbrzymieniem faktów i jednostronną prezentacją rzeczywistości.
Mój męski pierwiastek
Motyw zmiany płci, zastosowany przeze mnie w “Śledztwie…”, stanowił zwykłą metaforę. Nie miała to być zapowiedź przyszłej operacji na genitaliach, tylko próba zobrazowania złożoności mojego “ja”. Chodziło o pokazanie, że – oprócz waginy, biustu, wysokiego głosu i kobiecej emocjonalności – mam w sobie także pierwiastek męski. Mój pseudonim artystyczny, Adrian Julian Nowak, również miał odzwierciedlać tę część mojej osobowości, której nie widać na pierwszy rzut oka. Natalia Julia Nowak to moje prawdziwe nazwisko. Adrian Julian Nowak to nazwa tego, co we mnie męskie lub niekobiece. Tyle i tylko tyle. Równie dobrze mogłabym nazwać swoje sumienie Siemomysłem, a chorobę lokomocyjną – Perperuną. Słyszałam, że są na świecie ekscentryczki, które nadają pseudonimy swoim piersiom. Pytanie brzmi: co z tego?
Alter ego
Nigdy i nigdzie nie napisałam, że mam zamiar poddać się korekcie płci. W utworze “Uznany za winnego transpłciowości” wyraźnie dałam do zrozumienia, że NIE planuję tzw. tranzycji. Włożyłam to wyjaśnienie w usta Adriana, będącego personifikacją męskiej strony mojego jestestwa. Skoro jestem kobietą, mającą w sobie “coś z faceta”, to dlaczego nie miałabym temu “czemuś” nadać imienia? Dlaczego nie miałabym uczynić z tego “czegoś” swojego alter ego? Mogę powiedzieć, że – kreując postać AJN – stałam się kimś w rodzaju drag king. Określenie to odnosi się do aktorki, która przeobraża się w mężczyznę na potrzeby konkretnego występu. Definicja drag king według Del LaGrace Volcano: “każda osoba wszystko jedno jakiej płci biologicznej, która w świadomy sposób robi przedstawienie z męskości” (cytuję za publikacją Claudii Snochowskiej-Gonzales).
Kultura obrazkowa – źródło destrukcji
Nie wszyscy zrozumieli znaczenie moich dramatów i sens koegzystencji Natalii Julii Nowak i Adriana Juliana Nowaka. Winą za taki stan rzeczy obarczam fakt, że współcześni ludzie – żyjący w kulturze obrazkowej – nie potrafią czytać literatury. Oczywiście, nie mówię o wszystkich istotach ludzkich, tylko o tych, które mają problem z wychwytywaniem ukrytych treści. Takie osoby traktują teksty literackie dosłownie lub powierzchownie. Kiedy czytają “Piosenkę o porcelanie” Czesława Miłosza, myślą, że faktycznie jest to piosenka o porcelanie (nie wiedzą, że utwór, tak naprawdę, opowiada o ludziach zabitych w czasie II wojny światowej). Współczuję tym jednostkom, bo ich przypadłość nosi znamiona wtórnego analfabetyzmu. Przeraża mnie też powszechna ignorancja w kwestii transgenderowości. Ja się tym interesowałam już dawno temu, ale dopiero w tym roku postanowiłam zagłębić się w szczegóły. Wcześniej nie pozwalały mi na to konserwatywne poglądy i związki ze społecznością narodowo-radykalną.
Adrian jest już martwy
Nie piszę dla tych, których jedyną lekturą jest tygodnik telewizyjny, tylko dla tych, którzy lubią czasem podumać nad wieloaspektowością i niejednoznacznością wszechświata. To, co tworzę, widocznie jest skomplikowane. Dla niektórych nawet zbyt skomplikowane. Przykro mi, że moje sztuki teatralne nie zostały prawidłowo zinterpretowane. Właśnie dlatego postanowiłam usunąć je z Internetu. Oświadczam, że projekt “Adrian Julian Nowak” został zakończony i nie doczeka się kontynuacji. Tak, właśnie tak. Adrian jest już martwy. Musiałam, jako autorka, zadać mu śmierć, chociaż był to całkiem sympatyczny chłopak. Zakończenie historyjki jest takie: AJN nigdy nie wyszedł z więzienia, został poddany torturom i stracony. Jego ostatnia wola, której już nikt nie pamięta, została spełniona. Miejsca pochówku Adriana nikomu nie udało się odnaleźć. Odynie, przyjmij go do Walhalli! Śmiertelnicy, wspomnijcie o nim 20 listopada, kiedy będzie Dzień Pamięci Osób Transpłciowych!
Recenzje i prezentacje
O czym teraz będę pisać? W najbliższym czasie zamierzam się skoncentrować na kulturze, sztuce i rozrywce. Planuję stworzyć serię recenzji muzycznych oraz zbiór felietonów poświęconych różnym zespołom i subkulturom. Jakiś czas temu zaciekawił mnie rock tożsamościowy, czemu dałam wyraz w swoich tekstach o Horytnicy i Irydionie. Niewykluczone, że napiszę co nieco o innych formacjach tego typu. Ponadto chciałabym “naskrobać” kilka artykułów o grupach grających folk/pagan metal. Głównie o tych, które pochodzą z krajów słowiańskich i skandynawskich. Zastanawiam się również nad tym, czy nie powinnam stworzyć czegoś o polskim rapie patriotycznym. Taki nurt bowiem istnieje i zasługuje na uwagę. Muzyka gotycka (gothic rock, gothic metal, dark wave) zaczyna mnie już nudzić, ale wracam do niej, kiedy jestem smutna lub zaniepokojona. Nie zdecydowałam jeszcze, czy zrecenzuję ostatnią płytę kapeli Closterkeller. Pożyjemy, zobaczymy.
Lekcja empatii
Mimo wszystko, nie uważam “ery Adriana” za czas stracony, ponieważ zdobyłam wówczas wiele doświadczeń, które na pewno zaowocują czymś pozytywnym. Najistotniejsze wydaje mi się to, że otrzymałam możliwość, aby spojrzeć na świat z punktu widzenia jednostki nietypowej i narażonej na szczególną dyskryminację (pod tym względem przypominam dziewczyny z rosyjskiego duetu t.A.T.u.). Dzięki temu, stałam się bardziej tolerancyjna i wyrozumiała wobec innych ludzi. To bardzo ważne dla kogoś, kto w przeszłości sympatyzował z ruchem skrajnie prawicowym, a teraz pragnie odkupić swoje winy. Od osoby, która posługuje się hasłem “Narodowa SocjalDemokracja – patriotyczna lewica laicka” należy przecież wymagać otwartości i wrażliwości społecznej. Jestem kimś, kto stara się pogodzić patriotyzm, nacjonalizm i eurosceptycyzm z nowoczesnością, laicyzmem i humanistycznym racjonalizmem (skąd taki światopogląd? Cóż, ogromny wpływ miały na mnie zamachy terrorystyczne z 22 lipca 2011 roku, kiedy to prawicowy ekstremista zabił 77 osób, głównie nieletnich socjaldemokratów).
Fantom a żywa tkanka
Projekt “Adrian Julian Nowak” był wartościowy także dlatego, że dał wielu ludziom szansę, aby stanąć twarzą w twarz z wyjątkowym zjawiskiem. Dzięki tej prowokacji, są oni bardziej oswojeni z problemem transpłciowości. Możliwe, że dzięki moim dramatom Czytelnicy będą wiedzieli, jak (w realnym świecie) należy podchodzić do osób spod transgenderowego parasola. Lepiej ćwiczyć swoją empatię na kimś takim, jak ja, niż na kimś, kto faktycznie koryguje swoją płeć biologiczną. Wszak do ćwiczeń używa się fantomów, a nie żywych tkanek, którym mógłby zaszkodzić nawet najdrobniejszy błąd. Istnieje przysłowie: “Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz”. A ja wolałam, żeby ludzie przewracali się przy mnie niż przy osobie, którą naprawdę można nieumyślnie skrzywdzić. Podjęłam się niełatwego zadania w imię wyższych wartości – temu nie da się zaprzeczyć. Szkoda tylko, że finał przedsięwzięcia jest taki, a nie inny. Adrianie, spoczywaj w pokoju! Jesteś męczennikiem całej tej sprawy!
Natalia Julia Nowak,
1-2 sierpnia 2012 r.
PS. Wracając do tematu androgynii, bigenderyzmu i genderqueer: idealnym przykładem człowieka, u którego występuje totalne wymieszanie wizerunków, tożsamości płciowych i orientacji seksualnych, jest brytyjski wokalista Pete Burns z zespołu Dead or Alive. Pete jest mężczyzną, posługuje się męskim imieniem i deklaruje przywiązanie do swojej płci biologicznej. W latach osiemdziesiątych miał dwa wizerunki: jeden męski, a drugi żeński. Później Burns poddał się specjalnym operacjom plastycznym, żeby uzyskać kobiecą twarz. Obecnie artysta występuje wyłącznie w damskiej roli: nosi sukienki, używa kolorowych kosmetyków, jest zalotny na sposób niewieści. Wciąż jednak uważa się za mężczyznę. Chociaż przebiera się za kobietę i poddał się wspomnianym operacjom plastycznym, nie znosi, kiedy ktoś nazywa go transwestytą. Pete przez ponad dwadzieścia lat był żonaty z kobietą, a potem się rozwiódł i wstąpił w związek z mężczyzną. U boku faceta wytrzymał tylko dwa lata. Teraz Burns otwarcie wyraża swoje niezadowolenie z epizodu homoseksualnego i gloryfikuje związki heteroseksualne. Krótko mówiąc: zakręcony gość!