pamięć/klisza

Widziano ostatnim czasy wiele z tego, co zdarzyło się na tyle dawno, aby ufać, iż nie powrócimy tam większą miarą, niż zwykliśmy robić to do tej pory. Pytanie, jakie nam się nasuwa za sprawą widzianego, to jak absurdalnie schematycznie zwykło traktować się upływ naszego życia w czasach nam przypisanych. Sięgnęliśmy po ukryte. Matka nasza zwykła pożyczać negatywy filmów od znajomych nam ludzi, które pozostawały, w swoim to czasie, po wydarciu z ich celuloidowych ciałek jednorazowego obrazu. Robiła to ufając w jej budżet, mieszczący się w pudełku po niciach, a stanowiący wszystko, co zacna rodzina miała fantazje przeznaczać na luksus (pod tym słowem kryło się wszystko, co nie było regularnymi opłatami, a i niektóre z nich musiały znaleźć się w tej prestiżowej kategorii).”Kiedyś wywołamy”- sprawa była zamknięta. Któregoś dnia, myślała, rozrośnie się na boki, na tyle, by udźwignąć wydatek klisz wywoływania całkiem już przebrzmiały i w wartości swej po prostu niebyły. Leżały tam też ofiary owej rewolucji technologicznej, slajdy barwne, nośniki tak nowatorskie w swoim czasie, że logicznym zdawać się musiało, iż tak trwać będą.

A jako, że dokumentem były dla na wpół legendarnej krainy podróży ojcowskiej, Wietnamskiej Republiki Odwojowanej Ludowej, kiedy to orbis do najdalej wysuniętych przyczółków realnego demoludztwa woził rzutkich obywateli, to czas w tym przypadku zachowany być musiał nowocześnie jako gwiazda zaranna republiki Wietnamu. Slajd barwny polski, wystarczy rzutnik o żarówce 200 Wat by cieszyć się wspomnieniami, na które pozwolił paszport niezbyt uniwersalnego użytku. Nasze pokłady ciekawości grzebalniczej podziałały zatem. Fotografia cyfrowa, co trwać będzie wiecznie jak koniunktura na tamagoczi pozwala nam za pomocą prostego zabiegu na ekranie domowego komputera przeistoczyć owe zapomnienia w żywy obraz, pierwotny absolutnie dla naszych oczu. Zatem 2008 i jego lipiec wpatruje się w rzeczywistość kwietnia 1993 i gorącego sierpnia jeszcze dziadowskiego, niedotransformowanego 1991. A to, co widzi jest świeże niczym fotografie dzieci spłodzonych przez tych siedmiolatków z początku ostatniej dekady XX wieku.

Widzimy twarze nasze, te twarze, które już siebie tamtych na ulicy by nie poznały, i nie miały by im nic do powiedzenia, które już przestały być naszymi. Odebrano nam je. Te oczy patrzą po latach, po raz pierwszy, sytuacja, których są wynikiem teraz zostaje zaksięgowana we wspomnieniach uprzywilejowanych, tych, którym pozwolono przetrwać, mimo, że bez współczucia opuściły swoich braci. A okazały się wyjątkowe, przez swoją nagłość i spłoszenie, które spowodowały. Zadrżeliśmy, przez ich objawienie wiemy, że wiele trzeba będzie za sobą zostawić, bardzo dużo sprzętu wyrzucimy na drogę z naszego taboru, aby zrobić miejsce innym, które i tak też kiedyś będą ustępującymi miejsca.

I przypominamy sobie zdjęcia oglądane u włoskich przyjaciół, starszych państwa, starszych od naszych dziadków, z ich włoskiej młodości. Siódma dekada, czas, który w polskiej odmianie zachowany zawsze jest z ozdobnymi ząbkami na brzegach, czerni i bieli, która maskuje szarość, stanie opłakanym, u nich widzę dzieci biegające pośród sadzonek drzew, które teraz ocieniają wszystko, w kolorze i jakości tak nieskazitelnej, że przełożyć je mogę tylko na swój czas początku wieku XXI! Dziadek Franco, dzisiaj starzec, tu jak gdyby udaje, że bawi się dobrze, znad wina włoskiego, błyszcząc do mnie czarnym włosem. Według mojego układu odniesienia byłoby to przedwczoraj.

Nagranie zapewne zamożnego człowieka, którego w 1935 roku stać było na kolorową kamerę sprężynową oszałamia najpełniej. Raz, kiedy kręci chwile podczas wizyty u rodziny na wsi wołyńskiej, pokazując jak wioska, która za pięć lat zarośnie trawą na ludzki popiele rosnącą, jest realna. Ma kolory, ludzie zachowują się jak na naszych filmikach kręconych komórką, bawią się, nie wiedzą, co zrobić konstruktywnego przed tym baranem, co zamyślił sobie kręcić wszystko. Ale ponad wszystko mają barwy.

Za rok ten sam człowiek stoi na Gęsiej, na środku ulicy, pośród normalnego warszawskiego ruchu. Jeszcze nie w mieście zamkniętym ceglanym murem, bez zaciśniętej pętli, bez widma ofiary całopalnej z tych ludzi, Tłok był wtedy nie mniejszy, wszyscy przemieszczali się piechotą, byli gęści. Ludzie, przeważnie Żydzi, ale i Polacy z szalonym zaciekawieniem zaglądają w obiektyw, którego nie ogranicza uczucie przymuszenia się do obojętności przed niepojętym, tak charakterystycznym nam, tu i teraz. Paruje z nich euforia, jedni są śmielsi, jak ten chłopiec, który cały chce zmieścić się w kadrze, a inni wstydliwi. Starzec z rabiniczną brodą zakrywa dłońmi twarz, nie można go tak niepokoić, on jest za stary, aby go tak traktować. Coś gdzie indziej się dzieje, coś się niepokoi. Tragarz, wciągnięty przed obiektyw boi się być śmiesznym, a jego kumple próbują własny wstyd ukryć wystawiając jego, w końcu jeszcze śmieszniejszego. Szarpią go, spada mu czapka, my boimy się, śmieją się do rozpuku, ale on też się śmieje. Przeraża nas to jak odbieramy tą scenę, przecież szarpanie i kpina na tej ulicy to norma. Wręcz akt miłościwej łaski, skoro tylko kpiną pozostanie. Będzie darowaniem życia nie do niego już należącego.

Pierwszym odruchem jest tutaj ściśnięcie brwi na normalny tutaj akt zwierzęcej przemocy. A naszych umysłach są czarno-białe sceny, my znamy tylko ich tragedię. Świat, który jeszcze się jej nie domyśla, a w dodatku śmie wyglądać jak przyszłość, jak moment na osi czasu, który już o niej zapomniał. A on jest nieświadomy. I dlaczego tak nas boli ten śmiech. Czy nie boli przez to, że ludzie są prawdziwszymi, bo wydaje się wystarczy wyciągnąć rękę w niedaleką przyszłość, aby z nimi napić się jeszcze piwa, wyciągnąć trochę historyjek. Matka robiąca pranie na podwórku wygląda jak moja babcia, mogłaby nią być, przecież też żyła w kolorowym świecie. A te dzieci, czy ja nie mógłbym ich, biednych spłodzić.

Ułożone jest to wszystko w naszej pamięci lekko tendencyjnie, tak uważam. Pamięć nie bierze pod uwagę, że nam na wschodzie wszystko przychodzi później. Tak jak czekaliśmy na gotyk, czy Macdonalda. Nośniki pamięci zbiorowej są zbiorowe, nasza klisza pamięci czerpie wprost z ikon historii. Filmy o średniowieczu z pierwszych lat kinematografii wydają się nam prawdziwsze, autentyczniejsze od tych współczesnych, chociaż fantazjują w równym stopniu. Przechowujemy obraz drugiej wojny jako czarno-białej, ale w o wiele lepszej technologii niż ta pierwsza. Tylko dlaczego tak zaburza wszystko różnica jakości kronik walk z frontu zachodniego, a wschodniego. Na wschodzie ludziki poruszają się jeszcze śmiesznie jak w niemych filmach, natomiast ci w Belgii umierają poważniej, w dobrym tempie, wiec tam to musiała być dopiero tragedia, myślimy. majętniejsi mikroskali rodzinnej rozgrywa się ta historia bardzo podobnie. Ci majętniejsi pamięć mają dłuższą, lepszą, tu szósta dekada wygląda jak moja rodzinna dziewiąta. I tak naprawdę tak też ją pamiętamy. My pamiętamy dziewiątą niczym oni już szóstą.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Brakuje mi tylko tych fotek...

..no i powietrza, w sensie za mało akapitów:)

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


SK

robi się literacko na TXT. to dobrze.

wprawdzie trudno komentować takie emocjonalne i domkniete teksty, ale warto zostawić ślad – dobrze się czytało.

pozdrawiam, na chwilę zatrzymany w biegu.


SK

przyznaje, ze po oglądnięciu filmów tekst przeczytałem jeszcze raz i brzmial jeszcze ciekawiej…


skopiuj embeda i wklej

prezes,traktor,redaktor


suchy krogulec

Przeczytalem z zaciekawieniem.
Poruszony temat niezwykle mi bliski, bom w zdjeciach, kliszach, tasmach zagrzebany od zawsze.
Gratuluje interesujacego wejscia na TXT.
Pozdrawiajac, przylaczam sie do prosby Maxa, o wiecej powietrza w kolejnych tekstach.


dzięki za rady, zastosowałem sie jak umiałem

bo świeży jestem


Pięknie napisane. Utrwalone

Pięknie napisane.

Utrwalone na zdjęciach czy filmach chwile zostaną już się nie zmienią schwytane w ten chytry sposób dla pamięci, jestem przed potem i przed teraz, które nie zawsze mi się podoba, to już moja osobista refleksja oczywiście.

Pozdrawiam


Pisz!

z akapitami, rzecz jasna.

zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...


Ciekawe

Liczę na ciąg dalszy?


Subskrybuj zawartość