Służby sobie grają, a gwiazdy sobie tańczą. Na kruchym lodzie. Spokojnie, nic się nie stało. Jednego gościa więcej zgarnęli. Może faktycznie jest winny? A może tylko niewygodny? Tak czy owak, pewnie warto, pomimo wakacyjnego lenistwa, przeczytać List Otwarty Wojciecha Sumlińskiego.
Zaczyna się, jak każda kobra, mocnym wejściem w środek akcji:
“Zdarzają się sytuacje, które diametralnie odmieniają los człowieka, po których nic nie jest – i nigdy już nie będzie – takie same, jak wcześniej. Zdarzają się takie dni, które dzielą życie na „do” i „po”, które powodują, że człowiek umiera – chociaż żyje. Dla mnie ten dzień, najbardziej tragiczny dzień mojego życia, nadszedł 13 maja br. Tego dnia o godzinie 6 rano w moim warszawskim mieszkaniu obudził mnie cichy dzwonek do drzwi. Dwie poprzednie noce spałem krótko, ponieważ spędziłem je na pisaniu końcowych sekwencji książki – o operacjach inwigilacyjnych służb specjalnych PRL – dla Wydawnictwa Fronda. Książkę tę pisałem od ponad roku i pracowałem nocami, by ją ukończyć, tak jak obiecałem Grzegorzowi Górnemu, redaktorowi naczelnemu Frondy, do końca maja. Mimo zmęczenia, wystarczył jeden dzwonek do drzwi, bym się obudził. Instynkt, przeczucie niebezpieczeństwa? Wyrwany z krótkiego snu podszedłem do drzwi i usłyszałem – Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, proszę otwierać. Było ich ośmiu. Poinformowali mnie, że od tego momentu jestem zatrzymany pod zarzutem przekazania Aneksu do Raportu Komisji Weryfikacyjnej WSI spółce Agora. Absurdalność zarzutu, absurdalność całej sytuacji mogłaby nawet być śmieszną, gdyby nie była groźną i tragiczną zarazem. Metodyczne przeszukanie trwało do godziny 21 00. Centymetr po centymetrze. Szukano Aneksu, który rzekomo miałem przekazać spółce Agora. (Szukano tak zapamiętale, że w użyczonym nam przez teściów mieszkaniu w Białej Podlaskiej, gdzie wraz z trzema córkami przebywała moja żona, funkcjonariusze ABW poprosili żonę o sprzęt do spuszczenia wody z akwarium). Ponieważ nie miałem nic do ukrycia, współpracowałem z funkcjonariuszami ABW, jak potrafiłem, nawet na takich polach, na których współpracować nie musiałem. Pokazałem, gdzie przechowuję wszystkie dokumenty, udostępniłem hasło do swojej poczty mailowej, podałem numery PIN-ów do trzech telefonów komórkowych, jakich używałem, odpowiedziałem na wszystkie zadanie mi pytania.”
Polecam.
Slider-F
komentarze
grubo
popieram Sulmińskiego ale igrał na granicy a słuzby, hmm naiwnym sądzić że to nimi mozna grać
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 30.07.2008 - 11:16max
grubo to mało powiedziane.
To jest pokazówka ludzi z okolic tej WSI, zwykła akcja zastraszająca.
Dziennikarze powinni głośno upomnieć się o kolegę, dla zasady.
Przecież to nie Białoruś ani nie Ukraina z czasów przed Pomarańczowymi.
Inna sprawa, że facet pozuje na zaryczanego mięczaka, który nagle strasznie cierpi z powodu rozłąki z rodziną itd. ale jakoś nie przyszło mu to do głowy, gdy się brał za dziennikarstwo śledcze? Więc on też gra i ściemnia ewidentnie.
Ale pomijając to jego aktorskie dramatyzowanie, warto zwrócić przy tej okazji uwagę na sprawy o których napisał, a zwłaszcza warto przyglądać się reakcjom warszawki i okolic.
Pozdrawiam
Sliders -- 30.07.2008 - 11:56Jedno mnie zastanawia, proszę Slidersow"
oto p. Sumliński w swoim liście pisze, że znaleziono u niego ok. tysiąca stron tajnych dokumentów. I że to normalne, iż dziennikarz śledczy ma do takowych dostęp. Rozumiem, że w sposob nielegalny, bo jako żywo dziennikarze, nawet śledczy, kontaktu z tajnymi dokumentami legalnie mieć nie powinni. Inaczej nie byłyby one tajne.
Już chociażby z tego powodu p. Sumliński powinien mieć kłopoty z prawem, podobnie jak i ci, którzy mu te tajne dokumenty udostępnili. Chyba, że p. Sumliński mial prawo do korzystania z tajnych dokumentów, a wtedy taki z niego dziennikarz, jak ze mnie pierwszy skrzypek w Filharmonii Narodowej.
Nie dziwota więc, że takimi dziennikarzami śledczymi (co to za kategoria na miły Bóg? Od śledztw są sędziowie, prokuratura, policja, a nie dziennikarze, chyba że uzurpują sobie od razu prawo do ferowania wyroków) wysługują się wszelkie możliwe służby z politykami na czele. Rozumiem też wstrzemięźliwość reszty członków Związku Zawodowego Dziennikarzy i Polityków z wyrazami poparcia dla p. S., bo co innego pokazywanie patologii, a co innego branie w nich udziału.
Podany przez Was portal rozpowszechnia właśnie informację o próbie samobójczej p. Sumlińskiego. Z różnymi sugestiami, których komentować nie chcę.
Ukłony
Lorenzo -- 30.07.2008 - 12:18Lorenzo
Jest Pan w błędzie co do dziennikarstwa śledczego. Posiadanie przez dziennikarza tajnych dokumentów ani ich publikowanie nie jest przestępstwem ani wykroczeniem. Za to można nawet nagrodę dostać. Prawo łamie w tym przypadku tylko ten, kto dziennikarzowi dokumenty udostępnia. W przeciwnym razie wszystkie egzemplarze tego gatunku od dawna siedziałyby w ciupie.
Poza tym nie doczytał Pan, że większość dokumentów znalezionych u Sumlińskiego od dawna nie była tajna. To jest nadmuchana pokazówka i test na posiadanie jaj przez brać dziennikarską.
Czytałem o tej próbie. W kościele. Wolałbym nie komentować.
Pozdrawiam
Sliders -- 30.07.2008 - 12:28Szanowni Slidersi
dziekuję za uświadomienie. Wynika z niego, że wiele osób, które dostarczało dziennikarzowi śledczemu takie tajne dokumenty (bo jakby nie były tajne, to co za problem, by do nich dotrzeć?) od początku były na bakier z prawem. Co samo w sobie jest już ciekawostką.
Ciekawe też jest, dlaczego to robiły, mimo świadomości konsekwencji. Nie uwierzę, że tylko z czystej chęci oczyszczenia atmosfery czy innych idealistycznych względów. Na moje oko były ta zazwyczaj różnego rodzaju elementy gier operacyjnych, jakie służby oraz ich mocodawcy polityczni prowadzili między sobą.
Pan dziennikarz śledczy też musiał byc tego świadomy.
I pewnie ci, którzy dostarczali dziennikarzowi śledczemu owe podówczas tajne jeszcze dokumenty zapewniali go o swojej ochronie. I gdy jedna opcja odeszła, to druga pokazuje, co potrafi. I to niekoniecznie dziennikarzowi, bo on jest tylko płotką. I niekoniecznie chodzi o dokumenty, które już są pozbawione gryfu tajności.
A tak przy okazji: co robił dzisiaj w kościele pan S., skoro wczoraj sąd wydał decyzje o jego aresztowaniu? To normalna sytuacja? Bo z treści listu wynika, że raczej nie.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 30.07.2008 - 12:44Lorenzo
to wszystko jest dość oczywiste, co Pan pisze.
Stąd w moim komentarzu do maxa zdanie o tym, że mniej mnie interesuje gra (czytelna i grubo szyta), a bardziej faktyczny powód (powody) tej gry.
Pozdrawiam
Sliders -- 30.07.2008 - 12:49No to w tym celu, Szanowni Slidersi,
należałoby zajrzeć na strony gospodarcze, bo te firmy głupotami raczej się nie zajmują.
Ukłony
Lorenzo -- 30.07.2008 - 13:15stare przysłowie pszczół mówi
“kto mieczem wojuje, od miecza ginie”
pisemka w których pan S. pracował to przecież organy służb, szczególnie tygodnik na W.
I’d rather be a free man in my grave
Docent Stopczyk -- 30.07.2008 - 17:30Than living as a puppet or a slave