Marylin pod Lupą


 

Przytrzymana, schwytana, jakby ukradkiem podglądana Monroe, rozdarta aktorka, klaustrofobicznie zamknięta w sobie kobieta rozpaczliwie starająca się wydostać z niewidzialnej klatki.

Nie łatwo jest przyglądać się jej desperackim próbom przekroczenia siebie, wydostania się poza fasadę budowaną przez innych i przez nią samą, poza to, co tworząc ikonę zapomniało o człowieku który jest i stara się uczynić swój głos słyszalnym.

Szept,

krzyk,

dotyk…

Bezskutecznie.

Ciągle pijana zmaga się z opuszczeniem, z niezrozumieniem samotności tkwiąc beznadziejnie przy zniweczonym marzeniu o roli, która ją wyzwoli. Próbuje, gra chcąc wyszarpnąć z siebie to coś co bardzo głęboko jest w niej, lecz bardziej przeczuwalne niż realnie dostępne.

Pojawiają się ludzie z zewnątrz, jak duchy… Przyjaciółka, fotograf, psychoanalityk i obcy chłopak, który spełni jej sen.

Emocjonalna szarpanina odzierająca ze złudzeń jest tak wstrząsająca, że przy niej fizyczna nagość wydaje się niemal bez znaczenia choć jest.
Jak prowokacja dla idioty.

Opowieść Lupy niespiesznie snuje się w słowach, prawdziwy rytm wybija coś zupełnie innego. Jakby stać na granicy, na której wszystko się może wydarzyć, ale wydarza się tylko to, co przewidywane. Pozór wyboru, skłamana wolność.

Słowa w tym trzygodzinnym spektaklu nie mają większego znaczenia, są jego najsłabszą stroną.
Sandra Korzeniak stając się Marylin dotyka istoty teatru, daje nam możliwość obserwowania walki jaką podejmuje człowiek o samego siebie.
Granica między Sandrą a Marylin wydaje się nie istnieć. Sandrę można zobaczyć dopiero kiedy pojawi się na scenie, by odebrać należną jej owację na stojąco. Kolejne ogniwo w tym samym łańcuchu…

Nieprawdopodobna dyscyplina aktorów zadziwia od początku do końca.
Jedyną fałszywą nutą jest rola Katarzyny Figury, która nie wydaje się wiarygodna jako Paula, za to robi wrażenie nieco zagubionej na scenie.

Zaskakująca jest widoczna, a przede wszystkim słyszalna obecność reżysera, który komunikuje się z aktorami nie przestając im towarzyszyć w pracy. Pozostaje w cieniu, gdzieś z widowni odsłaniając kolejne poziomy możliwego rozumienia tego, co widzimy.

Teatr Krystiana Lupy jest mocny, odważny, bezlitosny. Marylin jest jak uderzenie pięścią w stół podrywające z wygodnego fotela.

“Andy Warhol mówił o swoich filmach, że ich tematem i bohaterem jest osobowość – nie historia czy losy indywidualnego człowieka, lecz właśnie osobowość człowieka z całą jej niewyobrażalnością – więc kiedy ma się człowieka jako obiekt – lepiej na niego patrzeć, niż o nim opowiadać. [...]
Nie historie, lecz sytuacje, w których osobowość staje się widzialna i może również być punktem przecięcia z osobowością aktora, który wchodzi z nią w osobistą, wręcz intymną przygodę, w fantastyczny i ryzykowny eksperyment wymiany.
Osobowość to nie tylko charakter osoby, to również jej ekstremalne marzenie, jej niespełniona, lecz potencjalna wersja, osobowość wreszcie to również autosugestia i autooszustwo, a również mit, jaki wybucha czasem wśród innych”
/ Krystian Lupa/

Persona. Tryptyk. Marylin.
scenariusz, reżyseria i scenografia: Krystian Lupa

występują:

Sandra Korzeniak – Marylin

Katarzyna Figura – Paula

Piotr Skiba – Andre

Władysław Kowalski – Greenson

Marcin Bosak – Francesco

Henryk Niebudek – Antropolog

Agnieszka Wosińska – Salzman

Zbigniew W. Kaleta / Piotr Subbotko – Wielki Mag

Agnieszka Roszkowska – Caruso

Krzysztof Dracz – Reżyser

Adam Ferency – Gabriel Baltazar

Andrzej Szeremeta, Marcin Tyrol – Operatorzy

Adam Graczyk, Małgorzata Maślanka, Jolanta Olszewska – Ćwiczący

premiera 18 kwietnia 2009 roku, Teatr Dramatyczny, Warszawa

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

Gretchen

Z przyjemnością, etc. :)

Spektaklu nie oglądałam, więc się nie wypowiem.

Zastanowiły mnie jednakże słowa pana Lupy. Te o oderwaniu losu, historii indywidualnego człowieka od jego osobowości.
No, przepraszam – to bzdura.
Zresztą facet sam sobie później zaprzecza gadając, że: “Osobowość [...] to również mit, jaki wybucha czasem wśród innych”.
Ciekawe, jak ta “osobowość” ludzka, oderwana od własnego losu i historii jest w stanie tę historię, los i mit zbudować?

Czepiam się, wiem. :)

A MM? Piękna i wrażliwa kobieta, która stała się “narzędziem” w wielu łapach.
Najlepsza była w “Skłóconych z życiem”. Wtedy pokazała, że jest aktorką. IMO.

Uściski.


Magia

Myślę, że osobowość może być oderwana od losu i historii człowieka. Właściwie Marylin jest tego doskonałym dowodem.
To jest możliwe kiedy zupełnie zepchniemy siebie, stłumimy i pałą zatłuczemy wszystko co dla nas ważne, ukryjemy uczucia, oszukamy siebie. Przecież to możliwe.

Dziesięciolecia mogą minąć, nie nasza skóra całkiem ładnie się z nami zrośnie, trochę zapomnimy, trochę uznamy za nie aż tak istotne, i gotowe. A los i historia pisze się dalej. Niby nasza, niby.

Mit? Mit mogą zbudować inni, którzy zechcą uwierzyć w to co widzą, patrząc niezwykle powierzchownie. Sami nas opiszą, nadadzą kształt, wykreują.

Paula, w przedstawieniu Lupy, powtarza wielokrotnie płaczącej i zrozpaczonej Marylin jesteś ważniejsza niż Chrystus .

Czasem giniemy stając się narzędziem w cudzych rękach. Giniemy, choć wciąż jeszcze żyjemy.
Sądzę, że o to chodziło Lupie.

Pozdrowienia.


O tak... :)

Skoro pan Lupa tak powiedział, to musi być prawdziwe.

Setkom psychologów tworzących różne koncepcje rozwoju osobowości, jej opisu, przyczyn zaburzeń i metod pomocy się pomylało. Pomylali się mianowicie w jednej kwestii – wszyscy jak jeden twierdzą, że osobowość pozostaje w ścisłym związku (właściwie w sprzężeniu zwrotnym) z “losem, historią czy mitem” każdego człowieka.
Pomylali się ci od behawiorystyki, od struktury, dynamizmu i czort wie jeszcze czego. A Costa i McCroe to już całkiem sfiksowali.

Jak dobrze, że jest wśród nas pan Lupa. :)

Trzym się.


Jak dobrze, że jest wśród nas Magia

widząca inaczej ...

>Gre

“Auslöschung – Wymazywanie” Lupy to był dla mnie cios …

jak by Ci się zechciało to polecam wyprawę do Gardzienic na “Elektrę” – niesamowite przeżycie



Stopczyku

Gdzie nie poleziesz, stajesz na uszach, żeby mi dokopać.
Otrzymałeś wytyczne, czy sam na to wpadłeś? :)
Wydaje Ci się zapewne, że jesteś oryginalny.
Niestety, tylko Ci się wydaje.
Bo tak na dobrą sprawę, wypisując to, co wypisujesz po różnych blogach świadczy nie o Twojej oryginalności, lecz o bezdennej ignorancji w wielu tematach. A ta (ignorancja) gorsza jest od pospolitej głupoty.
Ale też ma swój urok. :)

Jak to mawia Yassa: “Papatki”.


a czy ja ci dokopuję?

imponuje mję po prostu że potrafisz misternie wiązać nitki światowego spisku, a w wolnej chwili w porażający sposób zdemaskować pseudointelektualny bełkot pana Lupy…

mję się nic nie wydaje to tobie coś się wydaje o wielka-widzącą-potrafiąca-przeniknąć-umysły-i-spiski…

ale masz rację w moim temacie. niewątpliwie. skoro rozgryzłaś takiego Lupę to co tu mówić o mję prostaczku



Magia

To, co napisałam to moja interpretacja słów i Lupy, i Warhola, ale też coś w sama wierzę, bo mogę to obserwować. Z tego wynikają moje wnioski.

Teorie teoriami, człowiek często wymyka się teoriom.
Oczywistym jest, że los, historia i doświadczenia każdego wpływają na nasze zachowania i wybory, na obraz siebie i świata.
A kiedy przekroczymy niewidzialny punkt krytyczny zaczynamy uciekać od siebie, mając nadzieję, że to nas ocali.
Najczęściej wcale nie ocala, ale niszczy. Powrót do siebie staje się morderczą niemal drogą.

To, co zobaczyłam w przedstawieniu Marylin to właśnie tę jej walkę o dokopanie się do siebie prawdziwej, o uzyskanie odpowiedzi na pytanie kim jestem? jaka jestem?
Zobacz, że sama historia Marylin Monroe niewiele w tej sprawie wyjaśnia.

Możemy znać historię człowieka i nic o nim nie wiedzieć.
Możemy znać swoją własną i zupełnie nic nie wiedzieć o sobie.

Pozdrowienia.


Stopczyku

Dzięki za polecankę.
Jak tylko będę miała okazję, pojadę i zobaczę.

Pomysł Lupy to trzy przedstawienia o trzech różnych osobach. Marylin jest pierwsza.

Pozdrowienia.


Gretchen

Wszystko, co napisałaś to prawda lub prawie prawda. Bo z uporem maniaka broniąc wypowiedzi Lupy pomijasz ludzką osobowość.
Gdyby Norma Jean Baker nie była człowiekiem o osobowości Normy Jean Baker nigdy nie stałaby się MM. Jej osobowość, ona, dokonała w pewnym momencie jakiegoś wyboru, który potem zaważył na całym jej późniejszym “losie, historii i micie”.
Z drugiej strony osobowość Normy Jean Baker podlegała wpływom środowiska i zmieniała się, czy jej się to podobało czy nie.

Owszem, mogła pózniej od tego uciekać i uciekała. Tylko co to zmienia?

Jej osobowość oddziaływała na zewnątrz i jednocześnie podlegała przemianom (również tym niechcianym, z którymi nie potrafiła sobie poradzić) na skutek oddziaływania środowiska zewnętrznego.

Los, historia, mit MM nie zacząłby się stwarzać gdyby NJB miała inną osobowość.

Najbardziej prostacka definicja osobowości to całokształt konstrukcji psychicznej człowieka.
Nawet przy niej, tej definicji, Lupa tylko psychologizuje. A to dość daleko od psychologii.


I na zakończenie

Moja opinia o wypowiedzi Lupy nie ma nic wspólnego z krytyką dokonań Lupy, jako reżysera.
Może być świetnym, fantastycznym, genialnym reżyserem. Jego spektakle mogą przyciągać tłumy i każdy może wyjść z przedstawienia zachwycony.

Nie oznacza to jednak, że ja mam się zachwycać wywodami Lupy na temat psychologii osobowości.

Odróżniam jedno (kunszt reżyserski) od drugiego (tandetne psychologizowanie).

Sorry, Winnetou.


Blada Twarz, czarownik innych Bladych Twarzy

ma w tym wypadku oczywistą rację i oczywistą słuszność.
Ale proszę nie mieszać w to wodza Apaczów, bo jego reżyserzy (nawet i najlepsi) zza Wielkiej Wody nic nie obchodzą.

Howgh!


>Gre

warto, bo to prawdziwe katharsis…



Magia

Nie pomijam osobowości, tak bym tego nie ujęła. Może się nie przywiązuję do pojęcia, to tak. Mam taką skłonność do nie przywiązywania się do pojęć, zwłaszcza psychologicznych.

Bronię wypowiedzi Lupy w tej warstwie, która dotyczy możliwości obserwowania człowieka, po prostu obserwowania w miejsce opowiadania o nim .

Nie historie, lecz sytuacje, w których osobowość staje się widzialna… to mi się szczególnie podoba. To nie jest zaprzeczenie istnienia osobowości, jakiegoś odrywania jej lecz, w moim rozumieniu, inne rozłożenie akcentów.

Mając wybór obserwować, czy opowiadać, opisywać Lupa wybiera tym razem obserwację. Zupełnie tego nie widzę jako aspiracji do bycia psychologiem.

Norma Baker i Marylin Monroe, ta sama osoba, a jak na to spojrzeć znając jej historię, to są jak dwa zbiory o jakiejś tam części wspólnej. Nie wiem na ile ta część wspólna jest duża, na ile mała. Wydaje się, że raczej mała, bo zmieniło się niemal wszystko od zewnętrzności zaczynając.

Dokonała wyborów jako Norma Baker, ale kto zapłacił cenę za te wybory?
Norma czy Marylin?


Magia

Nie oznacza to jednak, że ja mam się zachwycać wywodami Lupy na temat psychologii osobowości.

Ależ to nie jest wypowiedź o teorii osobowości, tylko o wizji teatru! O spotkaniu postaci z akorem, o przecinaniu się ścieżek. I jeszcze może o tym, że dzięki takim spotkaniom teatr jest żywy, ale to już mój dopisek .


Gretchen

Bronisz – nie bronisz.
Pomijasz – nie pomijasz.
Wierzysz – nie wierzysz.
Itd.
OK.
Nie chce mi się dalej tego ciągnąć.
Lupa nie jest tego warty.


Stopczyku

Postaram się zatem, z całych sił.

:)


Magia

Dość zaskakujące zakończenie rozmowy…


Gretchen

Wpadłam jeszcze na chwilkę, żeby dołożyć coś pod swój ostatni tekst.

Hm… a jak się miała zakończyć ta rozmowa skoro zaczynała coraz bardziej przypominać moją wczorajszą gadkę z Grzesiem?
(w telegraficznym skrócie)
Bukowski mówi o intelektualnym gułagu.
Na to Grześ: Gułag, coś tam, coś tam…
Ja: Intelektualny gułag. Intelektualny. Rozumiesz?
Grześ: Jasne, że rozumiem co oznacza słowo “intelektualny”.
:)

I to by było na tyle, jak mawiał klasyk.

Dobrej nocy i trzymaj się cieplutko.

p.s. na poczcie masz dwa pliki pdf do poczytania.


Magia

Telegraficzne skróty potrafią, mówiąc delikatnie, nie tak całkiem oddać sens wymiany zdań. Twoją z Grzesiem czytałam.
Nie wiem jak to się ma do rozmowy tutaj.

Dobrej nocy.

P.S. Pocztę dostałam, dziękuję.


Szanowna Gretchen

“Osobowość to nie tylko charakter osoby, to również jej ekstremalne marzenie, jej niespełniona, lecz potencjalna wersja, osobowość wreszcie to również autosugestia i autooszustwo, a również mit, jaki wybucha czasem wśród innych”

Dla mnie to sam środek tarczy
Piękne to Pani wprowadzenie, na szóstkę z plusem dodatnim
Ciekawość, że się tak wyrażę, mnie zżera

Kłaniam się


Panie Marku

Teatr Dramatyczny w Warszawie zaprasza.

Każdy spektakl jest inny, nie da się dwa razy obejrzeć tego samego i nawet patrząc na to samo, widzi się różne rzeczy.
Mistrzostwo, po prostu mistrzostwo teatru.


Subskrybuj zawartość