Przypadek pierwszy
Tego dnia miał wolne. Długo błąkał się po mieszkaniu. Z próby obejrzenia filmu na video nic nie wyszło – w końcu ile tych filmów można oglądać.
Było już dobrze po 23. kiedy postanowił wyskoczyć na miasto. Wyszedł z mieszkania, udał się na parking między blokami. Uruchomił silnik samochodu i ruszył.
Knajpa, w której dorabiał jako bramkarz, dziś była zamknięta. Podjechał do innej, na drugim końcu miasta.
Przed lokalem stała grupka młodych ludzi, głośno naradzali dokąd się udać.
Nie było miejsc.
Drzwi otworzył znajomy bramkarz i bez pytania gestem głowy zaprosił Martina do środka zamykając drzwi przed tymi na zewnątrz.
W środku nie zdziwił go widok znanych gości. To w większości stali bywalcy wieczornych rozrywek: przemieszczają się z miejsca na miejsce, od kawiarni do kawiarni: jeśli nic specjalnego się nie dzieje w jednym lokalu wstają od stolików i już ich nie ma. Jadą w inne, w poszukiwaniu przygód.
Najczęściej to ludzie młodzi w przedziale między dwadzieścia dwa, a czterdzieści kilka lat. Zdarzają się też odchyłki od normy i to w dwie strony.
MartinD nie był dziś w najlepszym nastroju. Tak w zasadzie, to przyjechał tylko zjeść dobrą kolację i posłuchać muzyki. Tutaj dobrze grali, a on lubił posłuchać muzyki w knajpianym klimacie, gdzie ulubione dźwięki przegryzały się z dymem papierosów, wonią alkoholu i różną barwą głosu klienteli, od szeptu po głośne śmiechy i krzyki.
Lokal był dobrze urządzony, w zachodnim stylu. Porządne stoliki, solidne krzesła i ławy, ażurowe ścianki działowe dające poczucie intymności i zawsze dobrze zaopatrzony nowoczesny bar.
Ciekawe też było rozmieszczenie pomieszczeń. Miał dwa poziomy: parter i minus jeden – tak nazywali to miejsce w podpiwniczonej części budynku.
Mieli tutaj najlepsze oświetlenie i sprzęt grający; były nowiusieńkie automaty do gier i najlepszy w mieście stół do bilarda. Obsługa także była niezła.
Lokal należał do syna zamożnego cinkciarza, który po 89 stał się właścicielem niemalże wszystkich kantorów w tym mieście i okolicy.
Martin nie lubił starego. Nie miał do niego szacunku za współpracę z milicją i za to, że był zwykłą szują z wiecznie przyklejonym uśmieszkiem na gębie. Mówiło się, że był płatnym informatorem. W późniejszych latach to mówienie potwierdziło się. Nazwisko cinkciarza znajdowało się na ipeenowskiej liście.
Znajomy kelner wskazał mu ruchem głowy służbowy stolik w kącie nieopodal podwyższenia, miejsca dla zespołu. Chłopcy, również znajomi, nieźle remiksowali znane kawałki. Zresztą ich własny repertuar też był całkiem niczego sobie.
Podszedł kelner i po wymianie kilku uwag na temat pracy, a ściślej tego co się dzieje, a raczej nie, przyjął zamówienie. Kiedy już przyjął, zapytał:
- Czego się napijesz?
- Dziękuję Jestem samochodem- odpowiedział Martin – No co ty? Nie wyglądasz – zażartował kelner i zniknął.
Po jakimś czasie kelner podszedł z dymiącym półmiskiem i elegancko postawił przed gościem.
- Słuchaj są tu dwie dupencje, może się przysiądą obok? Przyszły się troszkę rozerwać. Mogą? – zapytał. I nie bardzo czekając na odpowiedź ruchem dłoni przywołał dziewczyny stojące przy barze.
Dziewczyny były przed trzydziestką. Były zgrabne i dobrze ubrane. Nie znał ich. Podeszły i się przedstawiły z imienia. Podziękowały, że się zgodził.
- Nie ma sprawy, ja tylko tu na chwilę, zjem i spadam. A wy skąd tutaj? Nie widziałem was nigdy, ani tu ani w żadnej innej knajpie. Jesteście przyjezdne?
- Nie. Jesteśmy stąd, a ty też? Martin twierdząco skinął głową
- Ola ma dziś urodziny, dwudzieste ósme, ja mam swoje pojutrze. Postanowiłyśmy się nieco zabawić. Wiesz, wypić drinka i troszkę się pokręcić po parkiecie. Jesteśmy nauczycielkami
- Fajnie. No wszystkiego najlepszego. Uważajcie na siebie. Tutaj dziś sporo obcych – rzucił nieco z przekorą
- Okej. Popilnujesz?- pójdziemy zatańczyć. Zjedz i przyjdź też.
Na stoliku położyły torebki i dżinsowe kurtki i odeszły.
Przez chwilę się im przypatrywał. Widać, że miały klasę, że to nie żadne siksy z ulicy. Dlatego zapewne zostały wpuszczone.
Dziewczyny zgrabnie kręciły się na parkiecie. Szybko też zostały zauważone. Kilku kolesi najwyraźniej próbowało je poderwać.
Kończył jeść swojego dewolaja z frytkami, fasolką szparagową i ananasem. Jego wzrok zderzył się ze spojrzeniem barmana, który spojrzeniem wskazał parkiet.
Na parkiecie nie było dziewczyn. Pewnie poszły za potrzebą. Spojrzał na leżące torebki. Gestem ręki przywołał kelnera i poprosił sok pomarańczowy z tonikiem.
- Gdzie te dupencje – zapytał. – O! Tam. Kelner wskazał miejsce przy drugim końcu baru tuż obok drzwi na hol do szatni i toalet.
- Dzięki. Widzę. Przypilnuj stolika. Zaraz wracam. Wstał i podszedł do dziewczyn.
- Słuchajcie, ja za chwilę wychodzę, tam są wasze torebki i katany, musicie pilnować
- Okej! – wesoło odpowiedziała Ola i dodała: może jednak zostaniesz pokręcisz się z nami? My też za chwilkę wychodzimy.
Obie były już średnio podchmielone. Słabe głowy – pomyślał i wyszedł do holu. Z szatniarzem zamienił kilka słów. Wszedł do toalety, umył ręce i wracał do stolika. Barman zaczepił przechodzącego
– Co ty nawet ze mną drinka dziś nie wypijesz?
- Nie, dziś nie – odrzekł Martin i wcisnął barmanowi banknot w rękę
– Napij się za mnie.
Odszukał kelnera i poprosił rachunek. Zapłacił i dał napiwek.
- Pilnuj tych rzeczy – ruchem głowy wskazał na stolik, przy którym przed chwilą siedział. Kiedy na niego spojrzał zauważył, że zniknęły torebki i katany dziewczyn.
Rozejrzał się po lokalu. Nie widział ich.
- Gdzie są – zapytał. Kelner wzruszył tylko ramionami – Nie wiem – odpowiedział i się oddalił.
Martin miał zamiar wyjść, ale zastanowił go fakt nagłego zniknięcia dziewczyn i ich rzeczy. Wyjść z lokalu nie mogły, musiałby się z nimi minąć na holu. Tutaj ich też nie widział. To gdzie są u licha? – zastanawiał się. Rozejrzał się raz jeszcze – Gdzie jest Jan – zapytał barmana o drugiego kelnera. – Nie wiem, gdzieś tutaj się kręci. Był tu jeszcze przed momentem
No właśnie – przed momentem. Raz jeszcze obmiótł wzrokiem pomieszczenia lokalu. Drugiego kelnera też nie ma. Tyle ludzi w środku…
Spojrzał na przewieszony czerwony sznur na zejściu do poziomu minus jeden. Wydawało się jemu, że tabliczka z napisem ‘zamknięte’ wisiała nieco inaczej.
- Macie jakąś imprezkę na dole? – zapytał barmana. Ten zaprzeczył gestem głowy. – Zajrzę tam, dobra? Barman twierdząco skinął.
Na dół prowadziły dwu zabiegowe szerokie, wygodne schody. Miej więcej w połowie schodzenia w dół, usłyszał histeryczny ni to śmiech, ni to płacz jednej z dziewczyn. Kiedy zszedł na dół ujrzał nagą Olę leżącą na zielonym suknie stołu bilardowego. Dziewczyna najwyraźniej była pijana. Dwóch facetów ze spuszczonymi spodniami trzymało jąza nogi podniesione do góry, a w tym czasie kelner, którego przed chwilą szukał, miał opuszczone do kolan spodnie, gwałcił dziewczynę.
- Co wy kurwa! – krzyknął Martin. Po czym odepchnął pierwszych dwóch i krzyknął do nich – Spierdalać mi stąd. Ale już!
Popchnięci mężczyźni upadli. W upadku pomogły opuszczone do połowy spodnie.
Kelner też był sporo wypity
- Chcesz też sobie poruchać? – zapytał i zaraz dodał – Śmiało. Dziś gratis
Martin w odpowiedzi odepchnął tamtego, tak silnie, że ten przeleciał połowę pomieszczenia. Okrył zamroczoną dziewczynę, która zaczęła płakać.
- Chodź. Idziemy stąd. Gdzie twoja koleżanka? – zapytał.
Dziewczyna nie była w stanie nic odpowiedzieć, była w szoku i spazmatycznie płakała głośno wołając – mamo!
Mocno wtuliła się w Martina.
Tamci zdążyli podciągnąć spodnie i najwyraźniej byli dalecy od zamiaru opuszczenia sali bilardowej.
- Co ty sobie kurwa myślisz, kutasie jeden? – wrzeszczał z wściekłością kelner, który już zdążył do spodni schować swojego fiuta i wyciągnął w kierunku Martina pojemnik z gazem. Wrzeszczał – Chcesz, chcesz? To kurwa masz!!
Jednak nie zdążył nacisnąć przycisku, kiedy na twarzy kelnera wylądował kopniak. Kelner nawet nie zdołał jęknąć. Upadł z łoskotem na marmurową posadzkę. Z kącika jego ust popłynęła stróżka krwi.
Ten widok rozjuszył dwójkę niedoszłych gwałcicieli. Rzucili się w kierunku Martina i dziewczyny.
Kij bilardowy zawirował, przeszywając ze świstem powietrze trafiał precyzyjnie wpierw w kolana, jądra, a potem w czoła napastników. Obaj już po chwili byli nieprzytomni.
Martin podszedł do pierwszego z nich. Wsunął rękę w jego tylną kieszeń spodni i wyjął.. legitymację. To była legitymacja policyjna.
Drugi z gwałcicieli był synem, znanego policji, złodzieja samochodów.
Szczęka kelnera zrastała się przez kilka miesięcy za zachodnią granicą.
Tej drugiej dziewczyny musiał szukać gdzie indziej. Wpierw jednak przekazał Olę pod opiekę barmana.
Po tym zdarzeniu Martin przestał dorabiać jako bramkarz.
Obie, upojone środkami odurzającymi i brutalnie zgwałcone nauczycielki, zniknęły na długi czas z miasta.
komentarze
Panie Marku!
Mroczne, mocne i dobre (jakość pisania, nie ocena faktów) rzeczy Pan pisze…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 28.09.2009 - 10:44Ano rzeczy Panie Jerzy
serdeczności dla Pana :)
kłaniam się.
MarekPl -- 28.09.2009 - 12:47______________________________
Nie wszystko jest takie oczywiste
Panie Marku
Przeczytałam o poranku.
Bardzo realistycznie napisane, a ja już nie mam miejsca na kolejne koszmary.
Pozdrawiam.
Gretchen -- 28.09.2009 - 22:16Nie ma miejsca
Nie ma na bezpieczną zabawę ! W odosobnieniu…ale jest nas tak wiele…dlaczego nie potrafimy się odnaleźć...Martin zjadł obiad i wiedział (!)
nutka -- 28.09.2009 - 23:20Szanowna Gretchen
życie MartinaD. to nie bajka.
To jak ogień życia prawdy rozpadlony nocą na samym środku mrocznego grzęzawiska
Kłaniam się
MarekPl -- 29.09.2009 - 06:24______________________________
Nie wszystko jest takie oczywiste
Droga Nutko
Martin wiele posiłków zjadał
i.. wiedział. Cóż taka karma.
Czy miał szósty zmysł?
A może miał ich więcej?
Poczekajmy!
Zobaczmy w kolejnych odsłonach
Serdeczności życzę :)
MarekPl -- 29.09.2009 - 06:29______________________________
Nie wszystko jest takie oczywiste
Panie Marku!
Zmysłów, to każdy ma znacznie więcej niż 6.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 29.09.2009 - 06:40Panie Jerzy
wiem, wiem ;)
zastanawiam się nad tym powiedzeniem tak samo jak nad tym, że słońce wstało -zaszło
Pozdrawiam serdecznie, porannie przy pierwszej mojej kawie, do której napicia również zapraszam :)
MarekPl -- 29.09.2009 - 06:51______________________________
Nie wszystko jest takie oczywiste
Panie Marku!
To była taka zaczepka, żeby było widać, że bywam. Kawy ostatnio nie pijam, ale dziękuję za propozycję.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 29.09.2009 - 15:03Panie Jerzy
lubię zaczepki słowne :)
kłaniam się
MarekPl -- 29.09.2009 - 18:24______________________________
Nie wszystko jest takie oczywiste
Mroczne i wciągające,
pzdr
grześ -- 30.09.2009 - 12:35