(dla grzesia – żeby polubił futbol, dla Dymitra Bagińskiego – którego cenię)
Najsłynniejszy z Kaszubów to niewątpliwie Donald Tusk. A wszak gdy przyszły premier był jeszcze dzieciakiem, kto inny był kaszubską gwiazdą. Urodzony w Stargardzie piłkarz Kazimierz Deyna szybko zwrócił uwagę swoim talentem. Próbowały go ściągnąć Lechia Gdańsk i Arka Gdynia. Na szczęście dla siebie i polskiej piłki, wylądował w Legii Warszawa.
Gwiazda Deyny rozbłysła w 1967, w wyjazdowym meczu ze Śląskiem Wrocław. Trzy gole Kazika pokazały Dolnoślązakom, kto tu rządzi w wojskowej branży. Od tej pory było o Deynie coraz głośniej. Potrafił, na ten przykład, strzelić dwa gole z jednego rzutu wolnego (sędzia nie uznał pierwszego, a niezrażony Kazik strzelił jeszcze ładniej). I jak tu się dziwić, że biedna Pogoń dostała 6:0…
„Druga wielka Legia” mistrzów Polski z 1969-1970 (pierwsza była o 15 lat wcześniej) to jedna z najlepszych drużyn w historii polskiego futbolu. W kraju mógł się z nią równać jeden tylko Górnik Zabrze. W 1970 oba zespołu dotarły do półfinałów europejskich rozgrywek (Legia w pucharze mistrzów, Górnik w pucharze zdobywców pucharów). Takie to były czasy, że polska piłka się liczyła.
Aż nadszedł czas eliminacji do MŚ 1974, gdzie Polska grała z Anglią i Walią. Zwycięstwo w Chorzowie, remis w Londynie, i w ten sposób zamiast Anglii na finały pojechała Polska. Pierwszy raz po wojnie.
Niemieckie mistrzostwa przeszły w Polsce do legendy. Po losowaniu grup Polacy dostali zadanie : wygrać z Haiti, powalczyć z Argentyną, nie zbłaźnić się z Włochami. Mówiąc ówczesnym językiem, wykonali 300 % normy. Polska rozdeptała Haiti 7:0 (co za rasizm i dyskryminacja, może powinniśmy przeprosić ?), w pięknym stylu pokonała Argentynę 3:2, i – to już była światowa sensacja – pokonała Italię 2:1. Ten ostatni mecz uchodzi za najlepszy, jaki kiedykolwiek Polacy rozegrali na MŚ. Ni stąd, ni zowąd Polska była na ustach wszystkich. Jakiś tam outsider zaczął demolować wszystkich, włoskich wicemistrzów świata nie wyłączając !
W rundzie półfinałowej Polska poradziła sobie ze Szwecją (1:0) i Jugosławią (2:1), a tam czekali już Niemcy (NRF). Zawsze silni i groźni, nie byli jednak niezniszczalni. Udowodniły to „niemieckie derby” na tym samym turnieju, kiedy NRD pokonało NRF 1:0 (był to jedyny w historii mecz tych drużyn). Tu jednak Polska pierwszy raz się potknęła. Niemcy wygrali 1:0 i to oni awansowali do finału (gdzie pokonali Holandię). Dla Polski został mecz z Brazylią (wygrany 1:0) i chlubne 3. miejsce.
„Orły Górskiego”, w tej liczbie „towarzysz Deyna”, z dnia na dzień zyskały status bohaterów. Gierkowska propaganda sukcesu szalała ze szczęścia. Piłkarzom wręczono ordery, obwożono ich po całym kraju, a młodzież wieszała ich plakaty na ścianach.
Jak stał polski futbol w latach 70., niech zaświadczy jeden fakt. W 1976 do Chorzowa przyjechała Holandia, absolutnie najlepsza drużyna tego czasu (wicemistrz świata 1974 i 1978). W wielkim stylu Polacy wygrali 4:1.
W ciągu 3 lat, jak widać, Polacy byli w stanie pokonać Anglię, Argentynę, Brazylię, Włochy i Holandię. Dziś nie do pomyślenia.
Trafił się Deynie jeszcze jeden Mundial (właśnie wtedy to słowo weszło w życie – od El Mundo, czyli świat). W 1978 Polska jechała do Argentyny. Nigdy wcześniej ani później Polacy nie mieli tak silnego składu. Według trenera Gmocha, jechaliśmy po złoty medal.
Remis z NRF, zwycięstwo nad Tunezją i Meksykiem, dały Polsce awans do ósemki. Tu już czekały 3 drużyny z Ameryki Południowej, i bolesna lekcja pokory. Udało się wygrać z Peru (1:0), ale Argentyna (0:2) i Brazylia (1:3) pokazały Polakom ich miejsce w szyku. Szczególnie gorzką pigułkę przełknął Deyna – mecz z Argentyną był jego 100. występem w kadrze, a w durny sposób zmarnował karnego (strzelił wprost w bramkarza, co nigdy mu się nie zdarzało).
Tak więc propaganda tow. Gierka stawała na głowie, żeby wykazać jakim to wielkim sukcesem jest dotarcie do ósemki, a dla Kazika zaczął się sportowy zjazd w dół.
Istniał wówczas przepis w PZPN, że za granicę wolno wypuszczać piłkarzy po 30. roku życia. Tak też się stało z Deyną. W 1978 przeszedł z Legii do angielskiego Manchester City, gdzie grał dwa lata. Później została mu piłkarska emerytura w Ameryce (bo do Polski stanu wojennego raczej go nie ciągnęło).
I tu zaczął się najgorszy czas w życiu piłkarza. Wystarczyło, że wpadł towarzystwo cwaniaczków i oszustów (obrobili go na potężną kwotę), a stoczył się w alkoholizm i nałóg hazardowy (a w Polsce stronił od jednego i drugiego). Z dawnej gwiazdy został już tylko wrak człowieka.
1.09.1989. Polska obchodziła 50. rocznicę wojny, niejaki Mazowiecki układał pierwszy niekomunistyczny rząd od 45 lat, a Niemcy z NRD masowo uciekali do NRF (oryginalnie, bo przez Węgry). Gdzieś w Kalifornii biały dodge wjechał pod ciężarówkę. Nie było czego zbierać. Kierowcą osobówki był niejaki Deyna, były polski piłkarz.
Pamiętają Kazika jako najlepszego polskiego piłkarza (może do konkurencji mógłby stanąć Boniek), największą gwiazdę lat 70. obok Lubańskiego i Laty, wreszcie jako lidera warszawskiej Legii. Niewielu było polskich piłkarzy, których równano z najlepszymi – a Deyna był wymieniany w jednym szeregu obok Beckenbauera, Kempesa czy Cruyffa. Jednym słowem, zawodnik z numerem 10 przeszedł do legendy.
Jeden tylko klubik nijak nie umie uszanować Zmarłego, co jakiś czas wymyślając, jakby tu obsikać jego pamięć (co jeden transparent, to głupszy). No cóż, jeden umie coś osiągnąć, drugi tylko wydalać na dywan…
A Deyna wielkim piłkarzem był, i już.
komentarze
świetnie napisane,
chyba najlepszy z twoich futbolowych tekstów, kurde, może jakiś cykl o MŚ większy stworzysz.
Choć czy zdążysz przed upadkiem TXT?
Ale, ale, czepne się:
“Najsłynniejszy z Kaszubów to niewątpliwie Donald Tusk.”
Eeeee tam, a o Guenterze Grassie to szanowny nie słyszał?
A jeszcze się odniosę acz już nie krytycznie do dwu fragmentów:
“W ciągu 3 lat, jak widać, Polacy byli w stanie pokonać Anglię, Argentynę, Brazylię, Włochy i Holandię. Dziś nie do pomyślenia.”
Teraz to z dużo słabszymi drużynami mamy problem, by wygrać.
“Jeden tylko klubik nijak nie umie uszanować Zmarłego, co jakiś czas wymyślając, jakby tu obsikać jego pamięć (co jeden transparent, to głupszy).”
A jaki to klub i dlaczego, bo ja jako ignorant nie wiem, o co chodzi.
grześ -- 08.03.2010 - 13:13errata
Ale, ale, czepne się:
“Najsłynniejszy z Kaszubów to niewątpliwie Donald Tusk.”
Eeeee tam, a o Guenterze Grassie to szanowny nie słyszał?
Gunter Grass, to zdaje się Niemiec.
Kaszubi, co by o nich nie mówić, to Słowianie (jedni piszą się Polakami, w tej liczbie Tusk i Deyna, inni nie).
“Jeden tylko klubik nijak nie umie uszanować Zmarłego, co jakiś czas wymyślając, jakby tu obsikać jego pamięć (co jeden transparent, to głupszy).”
A jaki to klub i dlaczego, bo ja jako ignorant nie wiem, o co chodzi.
A to pizdy z Polonii Warszawa. A dlaczego ? Bo frajerstwo nie może przeboleć, że pod każdym względem są w tym mieście numerem dwa.
Bluzgi i obelgi rozumiem, bo sam jestem kibic – ale nie na zmarłych. Przyszywanie Deynie żydowskiej narodowości to już był szczyt pajacowania. A transparent o jego śmierci “stop pijanym kierowcom”, to tylko świadczy o intelekcie czarnych szczurków.
MAW -- 08.03.2010 - 13:29Niemcokaszub:)
po ojcu Niemiec, po matce Kaszub.
A “Blaszany bębenek”, “Psie lata” czy “Turbot” to kaszubskością i Kaszubami przepojone są.
No i co by nie mówić, tak jak taki Joyce uwiecznił w literaturze światowej Dublin, to Grass zrobił to z Gdańskiem.
pzdr
grześ -- 08.03.2010 - 14:29Grass
nawet cenię, choć polityczne koncepcje miał co najmniej dziwne.
Obok Wałęsy i Tuska, rzeczywiście najsławniejszy gdańszczanin. (Choć dalej się upieram, że do Kaszubów nie należy).
Jednym słowem – TAK dla Grassa, NIE dla Grossa :)
MAW -- 08.03.2010 - 14:32Panowie
Kazimierz Deyna nigdy w życiu nie był Kaszubem!
Starogard Gdański, a w tym mieście się Kazik urodził, uczył, trenował i pracował jest stolicą Kociewia! Kociewie to inny region niż Kaszuby.
grałem w tym samym klubie co Deyna zaczynał, ten sam trener jego i mnie trenował
Unia Starogard i trener Piotrowski
I ani Piotrowski, ani Deyna nie byli Kaszubami, ani ja nim nie byłem, nie jestem i nie będę!
Kazik wtedy, kiedy zginął miał przy sobie $10.
Dziś stadion miejski w Starogardzie Gdańskim nosi Jego imię.
Na budynku przy ul. Wybickiego, gdzie mieszkał wraz z rodziną jest zamontowana tablica pamiątkowa
Amen
MarekPl -- 08.03.2010 - 16:16Oj MAW...
Fajna by była ta twoja historia, gdyby była do końca prawdziwa…
Ale to niestety takie półprawdy są... jak widzę pisane z perspektywy kibica Legii…
Urodzony w Stargardzie piłkarz Kazimierz Deyna szybko zwrócił uwagę swoim talentem. Próbowały go ściągnąć Lechia Gdańsk i Arka Gdynia. Na szczęście dla siebie i polskiej piłki, wylądował w Legii Warszawa.
.
A w jaki sposób w Legii wylądował to już nie napisałeś. Deyna debiutował w ŁKSie. Do Legii trafił w taki sposób jak wielu zawodników w tamtych czasach. Został powołany do wojska i nie miał nic do gadania. W ten sposób działacze Legii kradli wielu dobrze zapowiadających się piłkarzy innym klubom. Trochę to jak z Realem w Hiszpanii… Nic dziwnego, że inne kluby miały to Legii za złe.
Co nie zmienia faktu, że później Deyna stał się wpierw podporą a zaraz potem legendą klubu z Łazienkowskiej.
Był genialnym piłkarzem. Ale jako człowiek to już niekoniecznie do swojej legendy dorastał. Legendarne są różne jego przed/po meczowe wypowiedzi świadczące, delikatnie mówiąc, o nienajwyższej inteligencji. Cóż to, że ktoś umiejętnie rusza nogami nie świadczy zaraz o tym, że umiejętnie także musi ruszać głową.
Pił już w Polsce. Nie bardzo lubiany był przez kolegów z boiska. Podobno miał na nich kablować działaczom.
Cóż, był człowiekiem z krwi i kości, z masą wad, a nie pomnikiem z brązu. Ten biały Dogde wjechał pod ciężarówkę na prostej drodze, a Deyna niekoniecznie był za kierownicą trzeźwy.
Tyle odbrązawiania twojej laurki.
Co do kibiców klubów stołecznych to baran przebrany w koszulkę (obojętnie jaką) pozostanie po prostu baranem.
I to się tyczy zarówno tych głupców z Konwiktorskiej co wywiesili baner “stop pijanym kierowcom” i jak i tego stada jełopów z Łazienkowskiej, które na ostatnim meczu reprezentacji krzyczało “Polonia kurwy”. Zaraz po odegraniu Hymnu Narodowego. Czy oni wiedzą co znaczy słowo “Polonia”?
http://podcastsportowy.wordpress.com/
xipetotec -- 08.03.2010 - 16:23O Kaziku
można by jeszcze wiele mówić i nie koniecznie tylko w samych superlatywach. Ale nie oto chodzi,prawda.
MarekPl -- 08.03.2010 - 16:29Prawdą jest to co napisał xipetotec o drodze kariery.
W tamtych czasach służba nie drużba
Deyna i nie tylko
Był genialnym piłkarzem. Ale jako człowiek to już niekoniecznie do swojej legendy dorastał. Legendarne są różne jego przed/po meczowe wypowiedzi świadczące, delikatnie mówiąc, o nienajwyższej inteligencji. Cóż to, że ktoś umiejętnie rusza nogami nie świadczy zaraz o tym, że umiejętnie także musi ruszać głową.
Zapomniałeś dodać, że był autentycznie brzydki (dość spojrzeć na fotki). Ale obchodzi to kogoś tutaj ?
Inteligentni to mają być politycy, dowódcy wojskowi, czy profesura wyższych uczelni. Piłkarz ma szybko biegać i celnie kopać, od tego jest. Te warunki Deyna spełniał.
Co do kibiców klubów stołecznych to baran przebrany w koszulkę (obojętnie jaką) pozostanie po prostu baranem.
I to się tyczy zarówno tych głupców z Konwiktorskiej co wywiesili baner “stop pijanym kierowcom” i jak i tego stada jełopów z Łazienkowskiej, które na ostatnim meczu reprezentacji krzyczało “Polonia kurwy”. Zaraz po odegraniu Hymnu Narodowego. Czy oni wiedzą co znaczy słowo “Polonia”?
Rapid Wien też bluzga Austrię Wien (czy oni wiedzą, że Austria znaczy Osterreich ?) Choć prawda, że mecz drużyny narodowej to nie najlepszy czas na klubowe wyzwiska.
Jełopów na Legii też nie brakowało, ale po Wilnie nałożono im kaganiec. Co niektórzy już się na Ł3 nie mogą pokazać :D
MAW -- 08.03.2010 - 19:46MAW
A tytuł to jakieś warsiawskie zawołanie?
Dymitr Bagiński -- 08.03.2010 - 20:32tytuł
Tytuł to przyśpiewka na Legii, coś w stylu “guantanamery”. Do dziś używana (wisi czasem flaga z wizerunkiem Kazika).
pzdr
MAW -- 10.03.2010 - 19:26