Nowe otwarcie

Przełom wieku XVI i XVII, to w Rzeczpospolitej Obojga Narodów czasy tak ciekawe, jak w owym straszliwym chińskim przekleństwie z czasu „wojen siedmiu królestw”.
W kraju zaczynały coraz ostrzej ścierać się koncepcje światopoglądowe, których przedstawiciele zajmowali coraz bardziej fundamentalne stanowiska.
Dla wielu Polaków opierających się na wielowiekowej tradycji, powiew świeżości protestantyzmu jawił się jako zagrożenie śmiertelne. Dla Rzymu utrata tak daleko wysuniętego przyczółka katolicyzmu była nie tyle bolesna, co nie do przyjęcia. Z powodów zarówno doktrynalnych jak i ekonomicznych. Sytuacja nabrzmiewała, i musiała w końcu znaleźć rozwiązanie.

Nowy sposób pojmowania rzeczywistości, odmienny od tradycyjnego, powielającego bez możliwości odstępstw tezy Arystotelesa i Ptolemeusza, zwyczajnie kusił panów braci intelektualną świeżością, obiecywał poszerzenie myślowych horyzontów, a co za tym idzie wzmacniał poczucie osobistej wolności człowieka.
Niestety, zezwalał w konsekwencji na własną ocenę otaczającego świata i swobodne snucie rozważań na temat natury bytu . Co Kościół Hierarchiczny musiał odbierać jako niebezpieczny zamach na ustalony przecież monopol.
W Polsce początki walki z „przeklętym kacerstwem” nie dają powodów do dumy z poczynań przodków. Podburzani przez sterowanych ojczulków, żacy i wyrobnicy dopuszczali się niesłychanych gwałtów wobec innowierców, nie będących niczym innym, niż zwyczajnym bandytyzmem. Propaganda rozpuszczała kłamliwe, lub co najmniej przesadzone informacje o moralnej zgniliźnie protestantów, roztropnie omijając sens różnic doktrynalnych. Bowiem wymiar intelektualny obu zantagonizowanych grup dzieliła przepaść.

Dla mądrych i dalekowzrocznych zwolenników obrządku rzymskiego stało się w pewnym momencie jasne, że żarliwy zapał nadgorliwych proboszczów, nawet wsparty w tym dziele przez natchnionego sejmowego mówcę, może wymknąć się spod kontroli. I podryfować w nieznanym kierunku. Dlatego Korona zdobyła się na eksperyment śmiały, składając oręż ideologicznej walki w ręce prawdziwych fachowców. Plucie i judzenie, w ustach choćby najbardziej charyzmatycznych przywódców stronnictwa katolickiego przestało już do panów braci trafiać.
Ryzykowne przecież bardzo, chociażby ze względu na łatwość obrócenia ostrza krytyki.
„Środki bogate” jako główny środek walki (co oznaczało tortury i kaźń), uznano za „francuski błąd”.
Postawiono na wiedzę i autorytet. Sensownym stało się przeniesienie ciężaru zmagań o rząd dusz ze sfery moralnej na materialną i administracyjną (nie inaczej przecież, jak środkami administracyjnymi doprowadzono w 1638 roku do zamknięcia słynnej w całej Europie ariańskiej Akademii w Rakowie)
Partia katolicka użyła swoich najlepszych ludzi.

Nie lekceważono intelektualnej siły miejscowych ideologów protestanckich, i jeżeli nawet jezuiccy myśliciele im nie dorównywali, to bynajmniej karzełkami nie byli. Wykształceni na najlepszych uniwersytetach włoskich, z wyczuciem wprowadzali w kraj postanowienia Soboru Trydenckiego. Znane są z tego czasu nazwiska księdza Józefa Gąsiorka, wychowawcy Maryny Mniszech, oraz Bartłomieja Tomaszewicza i Bernarda Gołyńskiego. Ci dwaj, z wielkim wyczuciem próbowali akcji misyjnej w Szwecji i wywarli ogromny wpływ na młodego królewicza Zygmunta.

Mimo, że nie gardzono uciekać się w potrzebie do sfanatyzowanego tłumu, to jednak polska kontrreformacja słynęła z umiaru. Postacią dla tych czasów charakterystyczną stał się proboszcz z Borka, Feliks Durewicz. Żarliwie nawracał protestantów, ale zabraniał prześladować. Opiekował się heretykami uciekającymi z ziem Habsburgów, gdzie stosowano „środki bogatsze” niż w Rzeczpospolitej. Ukrócał żydowskie pogromy i brał w obronę czarownice. Nie przestając ani na chwilę trwać wiernie i aktywnie przy rzymskim porządku.
„Życiorys jego zdaje się zdradzać wielką tajemnicę, którą zakon jezuitów znał najlepiej, i w postępowaniu uznawał za zasadę. Żądało się absolutnej wierności wobec doktryny i przełożonych, ale pozostawiało podwładnym swobodę inicjatywy. Mieli działać skutecznie, osiągać wytyczone cele. Nie musieli się asekurować, uzgadniać każdego kroku. Stworzono słowem warunki sprzyjające pracy ludzi z talentem i charakterem. Silna indywidualność nie dyskwalifikowała. Kontrreformacja to ruch na serio. W jej bohaterskim okresie rozstrzygały względy merytoryczne, a nie formalne i personalne wiodące do osobistych karier”
(Paweł Jasienica „W stronę Ciemnogrodu”).

Efekty przeszły oczekiwania. Od zgonu ostatniego z Jagiellonów w 1572 roku, gdy tolerancja przeżywała największy wzlot, ledwie parę dziesiątków lat minęło, a jezuicki trumf zaowocował wydaleniem z kraju Braci Polskich w 1658 roku.

Ruch religijny, o charakterze, jak wierzono obronnym, jeśli miał być skuteczny, przywódcy wymagał nietuzinkowego. Piotr Skarga Powęski (1536-1612)wymogi takie spełniał z nawiązką. Pomijając zalety ducha i intelektu miał jedna rzecz dla przywódcy ruchu nieodzowną. Mimo zaangażowania i pasji potrafił narzucić na to nieodzowny kaftan samodyscypliny. Podczas sejmowych wystąpień nie dawał ponosić się emocjom, co nader często przynosi szkodę sprawie, za którą się przemawia. Przeciwników szanował, i dyskusje wiódł ideologiczne. Nigdy nie zniżył się do wyciągnięcia przeciwnikowi śmierdzących onuc, choćby rzecz istotnie miała miejsce. Pokusa daje często obietnicę łatwego zwycięstwa. Złudną obietnicę. Często kuszące pójście na fali wywraca korab zadufanego.

Dlatego pełen mądrości i rozwagi obóz Skargi nigdy nie potrzebował „nowego otwarcia” ani głoszenia zmiany priorytetów. Na szumnie rozgłaszanych zgromadzeniach czy zjazdach.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Jako torunianin z wyboru

czuję się w obowiązku przy okazji Twojego arcyciekawego wpisu, przypomnieć o Colloquium charitativum czyli z łacińska Braterskiej rozmowie z 1645 r. pomiędzy teologami katolickimi, luterańskimi i kalwińskimi. Dokładnie dnia 28 sierpnia 1645 w salach naszego wspaniałego Ratusza odbywały się sesje, na których teologowie różnych wyznań w czasach ofensywnej już Kontrreformacji spierali się ze sobą o prawdy wiary. W spotkaniu wzięło udział 76 teologów, prawie po równo z każdej ze stron (25 katolików, 27 luteranów, i 24 kalwinów)

Cieniem kładzie się nie dopuszczenie do obrad przedstawicieli Braci polskich jako nazbyt radykalnych.

Sama inicjatywa Colloquium była popierana przez raczej arcykatolickiego króla Władysłąwa IV.

Co dało spotkanie? Hm, zważywszy, że trwała wojna 30-letnia sam jego fakt jest ewenementem na skalę europejską. Ponadto niewątpliwie ugruntowało ono bardziej koncyliacyjny sposób rozwiązywania kotrowersji religijnych, jaki w Polsce wcześniej już był praktykowany.

Oczywiście nie doszło do żadnego zbliżenia stanowisk, ale wolni ludzie usiedli razem twarzą w twarz i słuchali swoich racji. Wielka sprawa.

XVI i XVII wiek, ja bym jeszcze dodał II poł. XV, to są bardzo ciekawe czasy w Polsce. Dla mnie najulubieńsza epoka. Później wszystko zeszło na psy.

Pozdrawiam serdecznie


Zygmunt August

“Od zgonu ostatniego z Jagiellonów w 1583 roku”

w 1572, zdaje sie.

a poza tym brawa za SWIETNY tekst.


RafalaB

Tekst jest zmanipulowany, pokrętny i tendencyjny. Pisany w celu wiadomym.Stąd uproszczenia i swiadome opuszczenia.
W odróżnieniu od obiektywnego opisu zdarzeń mało znanych:
http://tekstowisko.com/analityk/54499.html

Chodziło mi dzisiaj o metodologię współczesną i pewne wytyczne z przeszłości. O receptę dla dziada, którego nie trawię, ale muszę uznać, że ma swoją ważną rolę do spełnienia. Bo jeżeli będzie nadal psujem, to zaszkodzi nie tylko sobie, ale i nam wszystkim. Reszta to didaskalia.

Pozdrawiam serdecznie.

tarantula


MAW

Dzięki za korektę. Rzecz jest oczywista. Ale jak to często bywa, myślałem o jednym, a pisałem co inne.

tarantula


Wyrazy rozliczne, Panie Sąsiedzie.

To dobrze, że za Pańską przyczyną można sobie chwilę podumać nad tym, jak niewiele zmienia się metodyka ludzkich działań. Mimo tzw. postępu.

Pozdrawiam serdecznie

abwarten und Tee trinken


Tarantulo

Rozumiem, że chciałeś pokazać, iż Historia jest nauczycielką życia. ;)

Podobno Historia uczy jednego: nikt nie czerpie z niej nauk.
A już nasz Napoleon z pewnością.

Mam nadzieję, że większa szkoda (polityczna oczywiście) wyniknie z tego dla niego, niż dla nas i dla Polski.

To jest prawdopodobnie nadzieja z tych płonnych, ale…

A o Kolokwium i tak warto przypominać, przy okazji. Ty dałeś bardzo dobrą.
Dzięki.

Pozdr


tarantula

Super tekst, wielce pouczający. Historia nauczycielką życia. A mimo to tak niewiele się zmieniło. Dzięki!

Pozdrawiam


Mireks

Kongres sie jutro zaczyna. Dobrze, że białym puchem sypnęło. Pójdę z rana pod NCK, natoczę śnieżek i poczekam. Chociaż, sądzę, że Rzeczony liczy na rycerskość przeciwników i ukryje się za plecami trzech Syrenek.

tarantula


Subskrybuj zawartość