NELA
Z żydami zetknęłam się bezpośrednio w szkole, do której chodziłam w powojennym Wrocławiu. Byli zwyczajnymi kolegami z klasy i właściwie temat – jako taki nie istniał.
Moją najserdeczniejszą przyjaciółką w tej szkole była właśnie śliczna i bardzo zdolna Żydówka, która wraz z rodzicami wyjechała z Polski już w 1958 roku, zaraz po maturze. Zorientowaliśmy się, że Żydzi mają trochę inne problemy – nigdy o nich nie mówili – gdy na liście dopuszczonych do matury ukazały się ich prawdziwe nazwiska, bo mieli, jak to określali “wojenne papiery”. Kiedy przyjechali do Polski na obchody 50-lecia naszej matury, odwiedzali rodziny tych, którzy im kiedyś te papiery dali.
Właściwie dopiero po latach, powoli odkrywałam okrutną prawdę, o której oni mówić nie chcieli, a może nie byli w stanie? Dopiero po śmierci mojej przyjaciółki dowiedziałam się, że była ukrywana przez polską rodzinę po wydostaniu się z getta, że jej ciotka straciła calutką liczną rodzinę mieszkającą we Lwowie i okolicach. Uratowało ją to, że wraz ze świeżo poślubionym mężem została zesłana gdzieś daleko na północ Rosji i wprawdzie o chłodzie, głodzie i nękani przez wszy, przeżyli wojnę i wychowali córeczkę, która tam właśnie przyszła na świat. Pomogli im skrajnie biedni Rosjanie, którym nawet podziękować nie zdołali, bo dopiero po pewnym czasie zorientowali się, że słane z Polski listy i paczki pewnie im dobroczyńcom zaszkodziły. Odpowiedzi nigdy nie dostali.
Ludzkie losy są dziwnie splątane, czasem pomoże komuś ktoś, kogo nigdy by się o taki gest nie posądziło. Chyba zawsze warto komuś udzielić wsparcia.
Pamięć jest długa i wdzięczna.
Obchody, rocznice...
NELA
NELA -- 16.04.2008 - 16:41Z żydami zetknęłam się bezpośrednio w szkole, do której chodziłam w powojennym Wrocławiu. Byli zwyczajnymi kolegami z klasy i właściwie temat – jako taki nie istniał.
Moją najserdeczniejszą przyjaciółką w tej szkole była właśnie śliczna i bardzo zdolna Żydówka, która wraz z rodzicami wyjechała z Polski już w 1958 roku, zaraz po maturze. Zorientowaliśmy się, że Żydzi mają trochę inne problemy – nigdy o nich nie mówili – gdy na liście dopuszczonych do matury ukazały się ich prawdziwe nazwiska, bo mieli, jak to określali “wojenne papiery”. Kiedy przyjechali do Polski na obchody 50-lecia naszej matury, odwiedzali rodziny tych, którzy im kiedyś te papiery dali.
Właściwie dopiero po latach, powoli odkrywałam okrutną prawdę, o której oni mówić nie chcieli, a może nie byli w stanie? Dopiero po śmierci mojej przyjaciółki dowiedziałam się, że była ukrywana przez polską rodzinę po wydostaniu się z getta, że jej ciotka straciła calutką liczną rodzinę mieszkającą we Lwowie i okolicach. Uratowało ją to, że wraz ze świeżo poślubionym mężem została zesłana gdzieś daleko na północ Rosji i wprawdzie o chłodzie, głodzie i nękani przez wszy, przeżyli wojnę i wychowali córeczkę, która tam właśnie przyszła na świat. Pomogli im skrajnie biedni Rosjanie, którym nawet podziękować nie zdołali, bo dopiero po pewnym czasie zorientowali się, że słane z Polski listy i paczki pewnie im dobroczyńcom zaszkodziły. Odpowiedzi nigdy nie dostali.
Ludzkie losy są dziwnie splątane, czasem pomoże komuś ktoś, kogo nigdy by się o taki gest nie posądziło. Chyba zawsze warto komuś udzielić wsparcia.
Pamięć jest długa i wdzięczna.