...

...

desertrat

Nasuwa się tu refleksja. Z jednej strony smutną rzeczywistością było to iż młodego państwa polskiego nie było stać na wybudowanie dostatecznej liczby okrętów do obrony wybrzeże.

Rzecz do dyskusji.

Jakkolwiek rozbudowa polskiej floty w okresie międzywojennym robi wrażenie, co do kierunków jej rozwoju mam zdanie podobne jak z rozwojem lotnictwa – brak spójności. Z jednej strony dla każdego dowódcy floty było oczywiste, że operować będzie w skrajnie niekorzystnych warunkach – w przypadku wojny z Niemcami bazy zostaną błyskawicznie odcięte od łączności z krajem, a w przypadku wojny z Sowietami przewaga liczebna przeciwnika zarówno na wodzie jak i w powietrzu spowoduje dzialanie dużych okretów praktycznie niemożliwym.

W takich warunkach Dowództwo Floty zakupuje:

- pełnomorski stawiacz min, – 4 pełnomorskie niszczyciele (2 następne w budowie już w polskich stoczniach), – 2 pełnomorskie okrety podwodne.

Jednocześnie w polskich stoczniach buduje się flotyllę malych stawiaczy min.

Czyli z jednej strony strategia ‘brown fleet” (obrona wybrzeża – miny i artyleria nabrzeżna), a z drugie strony zakupy okretów które na Bałtyku wygladały jak zaczątek “blue fleet” (flota pełnomorska). A to oznacza marnotrawstwo środków.

Coś w ten sam deseń przytrafiło się lotnictwu, które zgodnie ze światowymi trendami rozwijało bombowce, a programy myśliwców się opóźniały.

To nawet nie jest zarzut wobec dowódców obu rodzajów wojsk, przed II Wojną istniało mnóstwo teorii na temat przyszłych wojen które potem okazały się fałszywe. Tylko raczej szkoda, że Orzeł zamiast okazać się skutecznym zabójcą niemieckich okretów musiał być “symbolem”. Ja tam wolę “Dzika” i “Sokoła”, które żadnymi symbolami nie są, a topiły konwoje na Śródziemnym że aż miło.


ORP Orzeł (1) By: desertrat (8 komentarzy) 18 maj, 2008 - 14:24