choć jego istnienie (tego uzasadnienia) nie musi, a nawet nie powinno być usprawiedliwieniem dla takiego zachowania, jest chorobliwe poszukiwanie jakiegokolwiek sukcesu w prezydenckiej polityce zagranicznej, choćby i pozornego.
Jeśli więc nie ma nic, co się samemu osiągnęło, to przynajmniej należy pieczołowicie pielęgnować to, co poprzednik zrobił, czyli kontynuację “nawracania” Ukrainy na wiarę unijno-europejską. Co kosztuje. I efektów dla nas nie przynosi, bo mimo umizgów Ukraina wcale się ani do NATO, ani do UE nie pali. I wcale sie jej nie dziwię.
Nam pozostaje tylko gorycz. A on się nawet nie dziwi, bo problem znajduje sie jakby poza granicami jego postrzegania. Zresztą chyba nie tylko ten.
Jedynym uzasadnieniem, Panie Konradzie,
choć jego istnienie (tego uzasadnienia) nie musi, a nawet nie powinno być usprawiedliwieniem dla takiego zachowania, jest chorobliwe poszukiwanie jakiegokolwiek sukcesu w prezydenckiej polityce zagranicznej, choćby i pozornego.
Jeśli więc nie ma nic, co się samemu osiągnęło, to przynajmniej należy pieczołowicie pielęgnować to, co poprzednik zrobił, czyli kontynuację “nawracania” Ukrainy na wiarę unijno-europejską. Co kosztuje. I efektów dla nas nie przynosi, bo mimo umizgów Ukraina wcale się ani do NATO, ani do UE nie pali. I wcale sie jej nie dziwię.
Nam pozostaje tylko gorycz. A on się nawet nie dziwi, bo problem znajduje sie jakby poza granicami jego postrzegania. Zresztą chyba nie tylko ten.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 20.11.2008 - 15:58