“…brzmi w patefonie
potężny śpiew umarłego”
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Tytuł oryginalny: “Control”
Reżyseria: Anton Corbijn
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: Australia, Japonia,
Stany Zjednoczone, Wielka Brytania
Gatunek: dramat, obyczajowy,
biograficzny, muzyczny
Bohater tragiczny
Dwugodzinny film “Control” w reżyserii Antona Corbijna (dystrybuowany w Polsce pod oryginalnym, niezmienionym tytułem) to twór prawdziwie międzynarodowy. Serwis Filmweb.pl podaje, że jest to dramat produkcji australijsko – japońsko – amerykańsko – brytyjskiej. Dla pełności obrazu należy dodać, że reżyser dramatu jest Holendrem, a jego audiowizualne dzieło traktuje o losach brytyjskiego wokalisty, który spotykał się z Belgijką, popełnił samobójstwo po seansie niemieckiego filmu1 i przekreślił plany swojego zespołu dotyczące amerykańskiej trasy koncertowej. O kim mowa? Kto jest bohaterem filmu “Control”? Osoby, które interesują się tzw. klasyką rocka, zapewne już odgadły, że chodzi o Iana Curtisa: frontmana grupy Joy Division, jednego z tych artystów, dla których śmierć stała się przepustką do popkulturowej nieśmiertelności. Curtis został przedstawiony jako typowy bohater tragiczny. Z produkcji wynika, że każda decyzja, którą podjąłby ów człowiek, zakończyłaby się katastrofą. Czy droga życiowa, którą podąża postać, jest trudna i wyboista? Nie. Jest prosta, stroma i szybko wiedzie do zgonu. Ian Curtis odszedł w wieku 23 lat2. Ale jego sława już niebawem będzie dwa razy dłuższa.
Muzyka śmierci
Zanim przejdę do konkretów, spróbuję wyjaśnić, co mnie skłoniło do sięgnięcia właśnie po ten film. Nie jestem fanką Joy Division, więc teoretycznie nie powinnam być zainteresowana omawianym dramatem. W życiu zdarzają się jednak różne przypadki, czasem naprawdę dziwaczne. Pod koniec 2012 i na początku 2013 roku napisałam kilka artykułów o artystach i zespołach spod znaku New Romantic. Mój internetowy Przyjaciel, nacjonalistyczny publicysta Robert Larkowski, którego poznałam w czasach współpracy z Polską Partią Narodową i tygodnikiem “Tylko Polska”, nie był tym zachwycony. Twierdził, że New Romantic to badziewie, a jeśli chcę pisać o oldschoolowych formacjach, to powinnam raczej zająć się postpunkowym kwartetem Joy Division. Zachęcał mnie, żebym obejrzała film “Control” będący opowieścią o początkach tej niezwykłej grupy. Wspomniał o tym nawet w naszej ostatniej rozmowie telefonicznej. “Ostatniej” – bo niedługo potem zmarł. Została mi po nim tylko ta jedna prośba… Żebym obejrzała film “Control” i napisała artykuł o Joy Division. Myślę, że brytyjski kwartet już zawsze będzie mi się kojarzył z umieraniem. Posłuchajcie kiedyś jego piosenek. Oto, jak brzmi śmierć.
Reformatorzy kultury
O historii i znaczeniu zespołu Joy Division3 pisze Michał Żarski w artykule “Joy Division od środka. Legendy pozostają wieczne. Recenzja” (wNas.pl). Publicysta twierdzi, że chociaż angielska grupa wydała tylko dwie płyty, wywarła ogromny wpływ na współczesną muzykę rozrywkową. Gdyby nie Joy Division, rozwój takich nurtów muzycznych, jak post punk, new wave czy gothic byłby znacznie utrudniony. Interesująca nas formacja działała ponad trzydzieści lat temu. Funkcjonowała od końca lat siedemdziesiątych aż do roku 1980. Mimo to, jej wpływy wciąż są wyczuwalne w twórczości wielu zespołów, nawet tych próbujących uchodzić za awangardowe. Polscy patrioci będą mile zaskoczeni, kiedy się dowiedzą, że pierwotna nazwa grupy brzmiała Warsaw (Warszawa). Niestety, piosenki nagrane pod tym szyldem nie zawsze są zaliczane do oficjalnej twórczości kwartetu. A szkoda, bo brzmią one inaczej niż jego nowsze utwory. Co więcej, stanowią dowód na punkowe korzenie formacji. Zdaniem Żarskiego, o związku Joy Division z ruchem punkowym świadczą również wybryki samych artystów i specyficzne zachowanie koncertowej publiczności. Ale na dwóch oficjalnych krążkach “punka po prostu nie ma”.
Prawdy i mity
Podobny obraz grupy Joy Division wyłania się z tekstu “Radość klasy robotniczej – nowa książka o Joy Division” Roberta Sankowskiego (Wyborcza.pl). Według dziennikarza, dokonania formacji nadal są inspirujące dla wielu muzyków. Brzmienie, z którym kojarzona jest twórczość zespołu, to “nowofalowy minimalizm (…) połączony z potężną dawką ukrytych pod chłodnymi dźwiękami emocji”. Do tego dochodzą “mroczne, sugestywne teksty, wbijające się w głowę linie gitary basowej, przytłaczający klimat, czarno-białe zdjęcia, nieustanny niepokój”. Mimo tych cech, które przywodzą na myśl gothic, punkowe pochodzenie Joy Division jest niezaprzeczalnym faktem. Łobuzerstwo, awantury, narkotyki, konflikty z instytucjami państwowymi… Omawiana formacja, chociaż uznawana za romantyczną i uduchowioną, wcale nie była tak nieskazitelna, jak mogłoby się wydawać. Sankowski, powołując się na książkę autorstwa basisty Joy Division, daje czytelnikom do zrozumienia, że “kapeli nie otaczała nieustannie aura posępnej zadumy”. Ponury wizerunek grupy, zwłaszcza jej wokalisty, “po części składa się z prawdy, po części jest to projekcja fanów, a po części samoreprodukująca się legenda”. Dzieło Antona Corbijna podtrzymuje ten mit.
Dekadent starej daty
Film “Control” rozpoczyna się krótkim prologiem wyprzedzającym właściwą akcję dramatu. W rzeczonym prologu przygnębiony Ian Curtis rozmyśla o swoim życiu. Myśli o przeszłości, przyszłości… No i teraźniejszości, nad którą całkowicie stracił kontrolę. Chwilę później wprowadzenie dobiega końca, a widz przenosi się w czasie do roku 1973. Poznajemy Iana jako siedemnastoletniego ucznia szkoły średniej. Bohater filmu jest chłopakiem wrażliwym, nieprzeciętnym, ale też skłonnym do popadania w zadumę i apatię. Zdecydowanie różni się od większości młodzieńców w jego wieku. Curtis przypomina modelowego romantyka, może nawet dekadenta z epoki modernizmu. Nie obchodzą go przyziemne problemy zwykłych ludzi, jego zainteresowania oscylują wokół sztuki, którą nie tylko kontempluje, ale również uprawia. Ian kocha muzykę i literaturę. Namiętnie słucha utworów Davida Bowie’ego (wielkiego awangardzisty lat siedemdziesiątych XX wieku). Często, niczym modernistyczny dandys, przyjmuje ekscentryczny wygląd. Stosuje prowokacyjny makijaż oczu (zupełnie jak Bowie. Później będą tak robić bywalcy klubu Blitz, ojcowie nurtu New Romantic4). Ian zna na pamięć wiersze wybitnych poetów. Sam pisze m.in. poezje i powieści.
W pocie czoła
Nastolatek mieszka w ubogiej części miasta Macclesfield. Robotnicze blokowisko, na którym spędza młodość, przywodzi na myśl ponure osiedle socrealistyczne. Chłopak, po zakończeniu edukacji, zostaje szeregowym funkcjonariuszem urzędu pracy. Pewnego dnia, wykonując swoje obowiązki, staje się świadkiem nieprzyjemnego zdarzenia: młoda petentka dostaje silnego napadu epilepsji. Ian jeszcze nie wie, że niedługo sam będzie przeżywał takie ataki… Mniejsza z tym. Bohater dramatu pracuje jako urzędnik, ale jego ambicje sięgają znacznie dalej. Curtis pragnie związać swoje życie ze sztuką. W 1976 roku dołącza – w charakterze wokalisty – do początkującego zespołu rockowego. Grupa Warsaw, która później zmienia nazwę na Joy Division, nie ma łatwego startu, ale robi wszystko, co tylko może, żeby zostać dostrzeżoną i docenioną. Muzycy budują swoją pozycję z ogromnym mozołem. Drobnymi kroczkami zmierzają do celu, nie zrażając się niepowodzeniami, które czasem bywają upokarzające. W końcu osiągają pewną sławę, lecz nie wiąże się ona z poprawą sytuacji materialnej. Formacja tworzy wszak muzykę niekomercyjną. Grono fanów, dla którego gra Joy Division, nie ma pojęcia, że względny sukces zespołu słono kosztuje.
Wielka choroba
Pewnej nocy Ian dostaje pierwszego zauważalnego ataku padaczki. Od tej pory jego życie staje się bardzo trudne, żeby nie powiedzieć: dramatyczne. Curtis wie, że ze względu na stan zdrowia powinien się oszczędzać. Będąc epileptykiem, winien unikać wysiłku, wcześnie chodzić spać itd. Lecz czy dla wschodzącej gwiazdy rocka nie jest to wyrok śmierci? Co z koncertami, wizytami w mediach, spotkaniami z publicznością? Tu nie chodzi tylko o karierę i samorealizację. Chodzi również o sztukę. Joy Division, jako grupa nowatorska i inspirująca, musi trwać. Zarówno słuchacze, jak i przyszłe pokolenia muzyków, mają swoje prawa. Ale to jeszcze nie wszystko. Chłopak, w trosce o własne zdrowie, powinien zachowywać spokój. Jednak… czy w przypadku nadwrażliwego artysty jest to w ogóle możliwe? I czy rezygnacja z uczuć nie miałaby destrukcyjnego wpływu na twórczość Joy Division? Przecież sekret tego zespołu tkwi w emocjonalności! Epilepsja, jako ciężka choroba, wiąże się z koniecznością zażywania leków. A leki mają skutki uboczne. Jak pogodzić kurację z karierą muzyczną i pracą urzędnika? Kto zagwarantuje, że medykamenty i sama padaczka nie pogłębią złego samopoczucia młodzieńca przeżywającego weltschmerz?
Dwie miłości
Epilepsja i farmaceutyki to paskudne sprawy. Ale to nie one popychają Iana Curtisa do samobójstwa. Kiedy Ian był nastolatkiem, w jego życiu pojawiła się miła i nieśmiała dziewczyna, Deborah Woodruff. Młodzi ludzie, dotknięci miłosnym szałem, zdecydowali się pobrać. Pan młody miał wówczas dziewiętnaście lat, a panna młoda – osiemnaście. Po przedwczesnym, nieprzemyślanym ślubie przyszło przedwczesne, nieprzemyślane rodzicielstwo. Zobaczmy… Debbie zachodzi w ciążę i rodzi córeczkę. Tymczasem Ian uświadamia sobie, że to, co wcześniej czuł do swojej wybranki, było tylko przelotnym uniesieniem. Większość “odkochanych” młodzieńców mogłaby w takiej sytuacji rozstać się z dziewczyną. Ale nie Curtis. Jego związek został wszak przypieczętowany ślubem i narodzinami dziecka. Ian zaczyna rozumieć, że znalazł się w potrzasku. Nie chce żyć z Debbie, nie chce być ojcem… Lecz jest już za późno. Sytuację komplikują problemy finansowe: chłopak kończy pracę w urzędzie, a działalność muzyczna nie przynosi mu odpowiednich zysków. Deborah musi pracować na pół etatu za marne grosze. Gdy sytuacja wydaje się beznadziejna, los wbija młodzieńcowi nóż w plecy. Bohater filmu poznaje intrygującą Belgijkę – Annik Honore.
Egoizm czy fatalizm?
Emile Durkheim, francuski socjolog drugiej połowy XIX wieku, wyróżnił cztery typy samobójstw: altruistyczne, anomiczne, egoistyczne i fatalistyczne. A jakim typem samobójstwa była śmierć Iana Curtisa? Czy było to samobójstwo egoistyczne? Curtis był przecież człowiekiem wyobcowanym, nieodnajdującym się w społeczeństwie. Odróżniał się nie tylko od zwykłych ludzi, ale także od pozostałych członków formacji Joy Division. Stracił dobry kontakt z żoną, nie nauczył się prawdziwie kochać córki, po pewnym czasie przestał nawet odczuwać satysfakcję związaną z karierą muzyczną. Uważał, że publiczność go nie rozumie. Że nie wie, jak wiele serca wkłada młody artysta w swoją działalność. I jak wiele go to kosztuje. A może zamach na własne życie, jakiego dokonał wokalista, był samobójstwem fatalistycznym? Curtis nie był do końca osamotniony. Chociaż oddalił się od swojej małżonki, zawsze mógł liczyć na jej wsparcie. Miał też rodziców i Annik (jedyną osobę, z którą potrafił znaleźć wspólny język). Trudno też czuć się opuszczonym, gdy się ma grono wiernych wielbicieli tudzież kolegów z zespołu i życzliwego menedżera. Istotą samobójstwa fatalistycznego jest poczucie znalezienia się w pułapce bez wyjścia. Czyż nie tak czuł się Ian?
Żona i kochanka
“Control” to dobry i ambitny film. Widać, że zarówno reżyser, jak i aktorzy postawili sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Odtwórcy głównych ról grają umiejętnie i przekonująco. Gdy się patrzy na Sama Rileya, zwłaszcza w scenach koncertowych, naprawdę odnosi się wrażenie, że to nadwrażliwy, mocno przeżywający muzykę, chory na padaczkę Ian Curtis. Samantha Morton portretuje Debbie jako uroczą, delikatną, niewinną dziewczynę, która pod wpływem trudnej sytuacji życiowej przeobraża się w dojrzałą, pragmatyczną, zatroskaną o rodzinę, ale wciąż czułą i ciepłą kapłankę domowego ogniska. Annik Honore, grana przez Alexandrę Marię Larę, nie wydaje się jednostką zdeprawowaną. W interpretacji Lary jest ona piękną, inteligentną, niezależną kobietą, która po prostu pojawia się w życiu głównego bohatera i towarzyszy mu w wielu sytuacjach, subtelnie go uwodząc. Obie postaci żeńskie, Deborah Curtis i Annik Honore, wyraźnie ze sobą kontrastują. Najwidoczniej chodziło tutaj o pokazanie dwóch odmiennych typów kobiecych: tradycjonalistki (żony, matki, domatorki) i kobiety wyzwolonej (pełniącej w tej opowieści funkcję femme fatale). Głównym bohaterem jest jednak Ian i to on musi wybrać jedną z tych dwóch różnych niewiast.
Aspekt formalny
Opowiadając o filmie “Control”, warto zwrócić uwagę na jego formę. Produkcja, chociaż nakręcona w 2007 roku, jest czarno-biała. Wybór takiej stylistyki może wynikać z kilku przyczyn. Po pierwsze: jest ona bardzo “klimatyczna”, podkreśla poważną problematykę i żałobną atmosferę dzieła. Po drugie: przytłaczająca większość fotografii Joy Division i Iana Curtisa faktycznie jest czarno-biała (możliwe, że wielu ludzi, myśląc o omawianym zespole, wyobraża go sobie w czerni i bieli. Ciekawe, na ile kolorystyka zdjęć bierze się z dążenia do zbudowania pewnego nastroju, a na ile z przestarzałej technologii przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych). Po trzecie: twórcą filmu jest Anton Corbijn, człowiek, który nakręcił czarno-biały teledysk do piosenki “Atmosphere” Joy Division (aczkolwiek zrobił to dopiero w roku 1988). W dziele “Control” wykorzystano wiele utworów muzycznych, nie tylko interesującej nas formacji. Piosenki z repertuaru Joy Division, które słyszymy w filmie, nie zawsze są nagraniami oryginalnymi. Oryginalna jest za to kompozycja “Warszawa” Davida Bowie’ego. To właśnie od niej kwartet Joy Division wziął swoją pierwotną nazwę (Warsaw). Utwór “Autobahn” grupy Kraftwerk także jest oryginalny.
Dywizja Uciech
Skąd się wzięła ostateczna nazwa zespołu – Joy Division? Słowa te można by przetłumaczyć jako “Dywizja Uciech”. W polskiej wersji językowej filmu “Control” (tłumaczenie: Małgorzata Nowicka. Opracowanie: Dorota Suske) zaproponowano przekład “Oddział Zabawy”. Otóż “Joy Division” to nawiązanie do instytucji opisanych w powieści “House of Dolls” (“Dom Lalek”) Ka-tzetnika 135633. Autor książki (polski Żyd, były więzień KL Auschwitz) ukazał w swoim dziele grupy żydowskich więźniarek zmuszane przez hitlerowców do prostytucji. Każda z tych grup była określana jako “Joy Division“. Jak nietrudno odgadnąć, nietypowa nazwa kapeli sprawiała, że jej członkowie byli czasem posądzani o propagowanie nazizmu. Oto, co na ten temat napisał basista formacji: “Uciskani, nigdy uciskający. Właśnie czegoś takiego szukaliśmy – punkowego i dekadenckiego. (…) Nie mieliśmy jednak pojęcia, w co sami się wpakowaliśmy” (P. Hook, “Nieznane przyjemności. Joy Division od środka”, tłum. Agata Wyszogrodzka. Cyt. za: Wirtualna Polska). Uwaga! W latach siedemdziesiątych pseudonazistowskie prowokacje nie były niczym nadzwyczajnym. Nawet Sid Vicious5 (członek grupy Sex Pistols) i Siouxsie Sioux nosili niekiedy ubrania ze swastykami.
Anioły nie istnieją
Film “Control” powstał w oparciu o książkę “Joy Division i Ian Curtis. Przejmujący z oddali”, którą napisała Deborah Curtis. Dzieło Antona Corbijna przedstawia wersję wydarzeń rozpowszechnianą przez wdowę po wokaliście. Wypada wspomnieć, że Debbie była też współproducentką analizowanego dramatu. Czy to, co widzimy w filmie, jest zgodne z prawdą i z samą książką kobiety? Odpowiedzi na to pytanie poszukuje Wojciech Orliński, autor artykułu “Miłość nas rozdzieli” (WysokieObcasy.pl). Dziennikarz weryfikuje, uściśla i uzupełnia informacje podane w “Control” i “Przejmującym z oddali”. Według Orlińskiego, wizja Annik Honore, bazująca na wyobrażeniu Debbie, ma niewiele wspólnego ze stanem faktycznym. Annik nie była elegancką, kokieteryjną damą, tylko nonkonformistyczną punkówą, chłopczycą nieprzywiązującą wagi do powierzchowności. W filmie “Control” nieprawidłowo została również sportretowana sama Deborah. Żona Iana Curtisa wcale nie była taka łagodna i anielska. Gdy dowiedziała się o zdradzie, zadzwoniła do Honore i obrzuciła ją wulgarnymi obelgami. Samemu Ianowi rozbiła zaś na głowie jego ulubioną płytę. Ale on też bywał agresywny. Podobno kiedyś oblał jej twarz alkoholem, wyszarpawszy z rąk kieliszek…
Most międzypokoleniowy
“Control” to film, który można polecić nie tylko melomanom i fanom Joy Division, ale także wszystkim, którzy pragną obejrzeć dobry dramat obyczajowy. Nawet osoby, które nie znają Joy Division (lub nie gustują w takiej muzyce) mogą znaleźć w tej produkcji coś wartościowego. Myślę, że jest to jedno z niewielu dzieł, które mogłyby oglądać wnuki razem z dziadkami. Wybryki młodzieży są tam ukazane w bardzo ograniczonym zakresie i stanowią tło dla wysuwających się na pierwszy plan wątków obyczajowych. “Control” to opowieść o błędach młodości, o zakładaniu rodziny, o problemach małżeńskich, o zdobywaniu środków na utrzymanie, o zdrowiu, o chorobie, o realizowaniu własnych marzeń, o rozpoczynaniu niepewnej kariery. Ten film mógłby być wspólnym tematem do rozmów dla zbuntowanych nastolatek (należących do różnych subkultur) i ich konserwatywnych babć (oglądających telenowele i czytających pisemka “o życiu”). “Control” jest produkcją dobrze zrealizowaną i zapadającą w pamięć. Podczas oglądania finałowej sceny można się nawet popłakać. Gdy Ian Curtis umiera, jego zwłoki zostają skremowane. Czarny dym, wydobywający się z komina, przywodzi na myśl Auschwitz. Czy ma to jakiś związek z nazwą zespołu Joy Division?
Pro memoria
Niniejszy artykuł dedykowany jest pamięci: – Roberta Larkowskiego (1966-2013) – mojego internetowego Przyjaciela, wieloletniego publicysty tygodnika “Tylko Polska”, wiceprezesa Polskiej Partii Narodowej. Robert poprosił mnie kiedyś, żebym obejrzała film “Control” Antona Corbijna i napisała artykuł o formacji Joy Division. Żadne z nas nie wiedziało wówczas, że jest to jego ostatnia wola. Larkowski zmarł w przykrych okolicznościach. Chorował na cukrzycę, ale zanim odszedł, Internauci rozpuszczali plotki o jego rzekomym samobójstwie. Robert bardzo się nimi przejmował. Być może to właśnie one wpędziły go do grobu. – Jacka Kosiora (1986-2014) – dwudziestoośmioletniego narodowca, czytelnika tygodnika “Tylko Polska”, naszego wspólnego internetowego Kolegi. Jacek i ja wspólnie wspominaliśmy zmarłego Roberta. Rok później zostałam już tylko ja. Kosior zginął tragicznie: nikt nie mógł tego przewidzieć ani temu zapobiec. – Jacka Kardaszewskiego (1958-2014) – mojego internetowego Znajomego, bloggera i pisarza, doktora, byłego wykładowcy Politechniki Łódzkiej, który przejął ode mnie nazwę Narodowa SocjalDemokracja (uznał, że pasuje ona do jego własnych poglądów). Kardaszewski zmarł śmiercią samobójczą. Miał wiele poważnych problemów. – Iana Curtisa (1956-1980) i Annik Honore (1957-2014).
Natalia Julia Nowak,
15-26 grudnia 2014 r.
PRZYPISY
[1] Chodzi tutaj o dramat psychologiczny “Stroszek” w reżyserii Wernera Herzoga (RFN 1977). Pozwolę sobie przytoczyć fragment wywiadu, jakiego udzielił Zbigniew Libera Jakubowi Majmurkowi i Kubie Mikurdzie (“Libera: W kinie szukam sztuki” – KrytykaPolityczna.pl). ZL mówi: “Bardzo lubię też film ‘Stroszek’”. KM komentuje: “Po obejrzeniu którego Ian Curtis się zabił”. ZL wyjaśnia: “Miał powód! Ta ostatnia scena, gdy Stroszek, martwy (właśnie strzelił sobie w głowę), w indiańskim pióropuszu jeździ w kółko traktorem, który nie może się zatrzymać; a kurczak, rażony prądem przez zepsutą maszynę ciągle musi wykonywać swój chicken dance jest naprawdę dołująca”. Czy rzeczona scena faktycznie mogła wbić Curtisowi ostatni gwóźdź do trumny? Kurczak, zmuszany prądem do tańczenia, kojarzy się z kimś, kto musi robić dobrą minę do złej gry. Zwłaszcza z osobą publiczną, która musi udawać przed widownią, że jest szczęśliwa i niestrudzona (choć w rzeczywistości cierpi). Pogrążony w depresji wokalista mógł się czuć jak ten ptak, sztucznie zmuszany do bycia energicznym. Kolejna sprawa: rażenie żywej istoty prądem wiąże się z wywoływaniem drgawek. A drgawki są typowe nie tylko dla porażenia elektrycznego, ale również dla ataku epileptycznego.
[2] Ściśle mówiąc, miał 23 lata i 10 miesięcy. Dokładnie tyle, co ja teraz.
[3] Jednym z dowodów na to, że grupa Joy Division wniosła coś do światowej popkultury, jest fakt, iż jej piosenka “Love Will Tear Us Apart” znalazła się na “Liście standardów muzyki rozrywkowej i jazzowej” (Pl.wikipedia.org). Utwór nie tylko “przetrwał próbę co najmniej 20 lat”, ale również doczekał się niezliczonych coverów. Ten brytyjski evergreen był wykonywany m.in. przez Nicka Cave’a, The Cure, Bjork i U2. Angielska Wikipedia podaje, że istnieją także obcojęzyczne wersje przeboju. Są też utwory, które zawierają aluzje literackie do “Love Will Tear Us Apart”.
[4] Każdemu, kto zainteresował się tym tematem, polecam film “Kłopotliwy chłopak” (“Worried About the Boy”) z 2010 roku. Jest to telewizyjna biografia Boya George’a, wokalisty zespołu Culture Club, znanego z androgynicznego wizerunku. Produkcja nie jest żadnym arcydziełem, ale ciekawie pokazuje londyńską cyganerię artystyczną przełomu lat ‘70 i ‘80 XX wieku. Charakterystyczne stroje, makijaże i wzorce zachowań… Totalna fascynacja twórczością Davida Bowie’ego… A do tego narkotyki i rzucanie wyzwania tradycyjnemu społeczeństwu… Tak w skrócie można podsumować ten film.
[5] O Sidzie Viciousie (i jego kochance, Nancy Spungen) traktuje film “Sid i Nancy”.
Reżyseria: Alex Cox. Kraj produkcji: Wielka Brytania. Rok produkcji: 1986.
PS. Zwiastun filmu “Control” (napisy PL):
https://www.youtube.com/watch?v=WwyA6Ufcf4Y
Joy Division – “Love Will Tear Us Apart”:
https://www.youtube.com/watch?v=zuuObGsB0No
Joy Division – “Atmosphere” (reż. Anton Corbijn):
https://www.youtube.com/watch?v=8C2W6cN19Cs
komentarze
Tylko
Młodzi ludzie interesują się śmiercią. Niektórzy nawet obsesyjnie. Tylko po co?
s e r g i u s z -- 27.12.2014 - 17:41Serg,
bo nie doceniają życia?
grześ -- 04.01.2015 - 03:25Bo tracą czas na “mrok”, na “niedostosowanie”, n “smutek”, nawet jak nie mają powodów.
Bo wydaje się to ciekawsze, inne, lepsze, fajniejsze, a w gruncie rzeczy jest to w dużej mierze erzac, cholera nie życie.
NJN,
ale do tematu, bo Sergiusz mnie zwiódł, nie wiem, czy wiesz, ale też pisałem o filmie Control, acz w sposób nie tak rzetelny jak ty, taka wariacja na temat tego filmu jest tu:
http://txt-atrium.pl/tecumseh/54358.html
No a Joy Division znam i lubię, jak i inne postpunkowe, new-wavowe i gotyckie zespoły.
New romantic to dobra muza jest, mogłabyś podrzucić linki do twoich tekstów o innych zespołach z tego nurtu, z chęci poczytam.
grześ -- 04.01.2015 - 03:46Grzesiu,
No właśnie nie wiem po co i dlaczego. Być może życie zaczyna smakować dopiero z wiekiem? Gdy staje się coraz mniej oczywiste? I coraz mniej nieskończone?
Co takiego w śmierci jest ciekawego, skoro póki żyjemy, jej nie ma, a gdy przychodzi, nas już nie ma? Tak samo zresztą w umieraniu nic ciekawego nie ma. Ciekawe to może być, na ten przykład, co z nami po śmierci, o ile takowe “po” wchodzi w rachubę.
Tylko życie jest ciekawe, moim zdaniem. A z uwagi na niepewność co do tego “po”, niegłupio byłoby skoncentrować się na tym, które (najwyraźniej) zostało nam dane “przed”. Tak misię wydaje.
s e r g i u s z -- 04.01.2015 - 18:42:)
O, jaka dyskusja pod moim artykułem. :)
Grzesiu, poniżej wklejam linki do tekstów, o które pytałeś. Zaznaczam, że pisałam głównie o “rozrywkowych”, “popowych” zespołach spod znaku New Romantic. Nie mają one zbyt wiele wspólnego z Joy Division. :)
http://txt-atrium.pl/njnowak/62152.html
http://txt-atrium.pl/njnowak/62175.html
http://txt-atrium.pl/njnowak/62276.html
http://txt-atrium.pl/njnowak/62292.html
http://txt-atrium.pl/njnowak/62225.html
Natalia Julia Nowak -- 08.01.2015 - 17:01Z chęci poslucham i poczytam,
dzięki za linki.
Uwielbiam new Romantic, uwielbiam lata 80-te, ten kicz i klimat.
A w ogóle Natalio, jak y takie klimaty lubisz, to polecam wybrać ci się do Bolkowa na castle Party, ja byłem juz dwa razy, w tym roku będę trzeci
Ciekawa impreza, również dla dziennikarki, bo obaczysz dziwnych ludzi wielu:)
grześ -- 15.02.2015 - 14:31No zgadzam się,
warto żyć, warto się tym życiem cieszyć, nawet jak nie ma za wielu powodów (zawsze są jakieś).
pzdr
grześ -- 15.02.2015 - 14:34Grzesiu,
Jasne, życie samo jest wystarczającym powodem, jak się tak dobrze zastanowić. Im mniej człowiek oczekuje, tym więcej otrzymuje, i tylko to co faktycznie nam w życiu potrzebne, zresztą.
s e r g i u s z -- 15.02.2015 - 19:01