Cóż za dzień, ten 15 marca?! Tego dnia w 1933 roku, w Poczdamie, proklamowano III Rzeszę. Pięć lat później, tego samego dnia, pozbawiono życia Nikołaja Bucharina, błyskotliwego ideologa radzieckiej partii komunistycznej. Koincydencja wydarzeń iście filmowa. Powstanie drugiego najgroźniejszego totalitaryzmu w historii ludzkości oraz wielka czystka stalinowska w pełnej krasie, okres największego “przemiału” GUŁagów oraz katowni na różnych Łubiankach.
Dziś, 15 marca 2009 roku tak dramatyczne wydarzenia nie mają miejsca. Choć kto wie, jak rozwinie się sytuacja w jednej z atomowych potęg świata – Pakistanie. Konwulsje w jakich znajduje się to “państwo” powinny napawać niepokojem. Pal licho Afganistan, w którym talibowie buńczucznie zapowiadają, że czekają na rogatkach Kabulu, afgańskiej stolicy, aby przypuścić ostateczny szturm i pokonać słaby, nieudolny i skorumpowany proamerykański rząd. Afganistan, w porównaniu do samego Pakistanu, nie odgrywa niemal żadnej roli. Ot, górzyste pustkowie w przysłowiowym “middle of nowhere”. Kraj bez przeszłości i bez przyszłości, skazany na głębokie wewnętrzne rozdarcie i słabe bądź wsteczne rządy.
Pakistan to zaś ponad 160 milionów ludności oraz kilkadziesiąt głowic atomowych, a także napięta sytuacja w Kaszmirze i Indie spoglądające spode łba na chaos panujący u swego sąsiada.Pakistan to także klucz do rozwiązania sytuacji w Afganistanie, do którego prezydent Obama wysyła dodatkowe 17 tysięcy żołnierzy. Może wysłać i 170 tysięcy, a przy niezmienionej sytuacji w Pakistanie rezultaty będą marne. Tak jak Afganistan stanowi dla Pakistanu tzw. strategiczną głębię w razie wojny z Indiami, tak pakistańsko-afgańskie pogranicze, tzw. terytoria plemienne, stanowią dla talibów strategiczną głębię w wojnie prowadzonej przez nich z siłami amerykańskimi i NATO (patrz też tutaj).
Słabość Islamabadu mogliśmy obserwować niedawno, gdy po zamordowaniu polskiego geologa w okolicach doliny Swat władze… porozumiały się z radykałami ws. wprowadzenia prawa koranicznego na tym obszarze. Rząd w Islamabadzie ma poważniejsze problemy niż kilku brodaczy z kałasznikowami w rękach – choć może to być bardzo złudne myślenie (zwłaszcza dla samych rządzących). Jednak prezydent Zardari, który zaczął rządzić niczym jego poprzednik, generał Pervez Musharraf, ma inne sprawy na głowie. Obecnie sen z powiek spędza mu odwieczny rywal jego partii, jego żony (zamordowanej w ub.r. Benazir Bhutto) oraz jego samego – lider Pakistańskiej Ligi Muzułmańskiej (N) Nawaz Sharif.
Niedawny koalicjant (z przymusu) powrócił do roli głównego wroga i coraz skuteczniej uniemożliwia Zardariemu nawet pozorowanie rządzenia krajem. Sprzymierzony z prawnikami (sojusz taktyczny) zmierza właśnie na Islamabad i zamierza przeprowadzić ogromną demonstrację przeciwko prezydentowi i w obronie prawników usuniętych w listopadzie 2007 r. przez Perveza Musharrafa. Zardari, który z powodów osobistych sprzeciwia się przywróceniu sędziów (obawia się, że mogą zająć się nim samym – Zardari do “świętoszków” nie należy), stoi przed najpoważniejszą próbą. Jeśli utrzyma władzę w najbliższym tygodniu-kilkunastu dniach, być może odzyska inicjatywę i wzmocni swoją pozycję.
Sharif i prawnicy mają małe szanse obalić Zardariego, choć ten jest coraz mniej popularny także w szeregach własnego ugrupowania – Pakistańskiej Partii Ludowej (PPP). Prezydent traktuje ją jako prywatny folwark, co wielu, nie tylko prominentnym członkom partii, się nie podoba. Pucz w łonie PPP jest jednak równie mało prawdopodobny. Kluczem do rozwiązania obecnej sytuacji jest armia, będąca jedyną w miarę silną i zdyscyplinowaną instytucją. Czy żołnierze będą bronić Zardariego przed Sharifem, czy pozwolą na podkręcanie napięcia i zwiększanie chaosu, czy też wyjdą z koszar i przejmą władzę – próbując ugasić trawiący Pakistan od kilkunastu miesięcy pożar?
Szef sztabu armii gen. Parves Ashfaq Kayani odbył niedawno tygodniową wizytę do Stanów Zjednoczonych – czy negocjował tam warunki wsparcia amerykańskiego dla nowej, wojskowej władzy? Amerykanom zależy na spokoju i stabilizacji w Pakistanie co najmniej tak samo jak odpowiedzialnym pakistańskim politykom (a niewielu ich wśród tych najważniejszych) oraz większości Pakistańczyków. Mają oni dość chaosu i niepewności jutra, ale ani władza wojskowa (Musharraf), ani władza cywilna (krucha koalicja PPP z PML (N), która przekształciła się w wojnę tych dwóch ugrupowań) nie poprawiła sytuacji.
Kolejna odsłona rządów wojska najpewniej także nie jest odpowiedzią na problemy trawiące Pakistan. Nie da się jednak z dnia na dzień wymienić całej pakistańskiej sceny politycznej i jej aktorów oraz zastąpić ich osobami odpowiedzialnymi i rozsądnymi. Generalnie wiadomo, co trzeba zrobić. Po części wiadomo nawet jak. Jednak zamiast zająć się rządzeniem politycy toczą ze sobą walkę na śmierć i życie, stawiając na szali dobro narodu, dobro kraju, a może nawet istnienie państwa.
Borykający się z problemami finansowymi (pożyczka od MFW) i niestabilny wewnętrznie Pakistan znajduje się coraz bliżej momentu, w którym będzie go można określić mianem upadłego państwa. W armii nadzieja na utrzymanie jedności kraju… ale marna to nadzieja, bo dopiero rok temu rządy armii się zakończyły. Nie były one szczególnie udane.
Piotr Wołejko
komentarze
Panie Piotrze
Sama armia wcale takim spoiwem nie wydaje się być. W Pakistanie istnieją bardzo poważne napięcia związane z różnicami etnicznymi. Pasztuni z zachodu, Pendżabczycy ze wschodu i górski lud Hunza z północnego wschodu (a pewnie mozna by i znaleźć inne grupy, jak choćby Sikhów), nie bardzo się kochają. Gdy byłem w Pakistanie, to do pacyfikacji zamieszek pomiędzy szyitami i sunnitami wsród górali w Gilgit, ściągnięto jednostki Pendżabskie, a te strzelały równo do każdego. Armia stacjonująca w Citral to inne wojsko niż to z Lahore. W razie czego, to armia może skoczyć sobie do gardła sama…
Natomiast faktem jest, że jedynie armia jest w stanie uchronic Pakistan przed zostaniem republiką islamską. Nie z nazwy, jak obecnie, tylko faktyczną. Ja typuję szykujący sie przewrót wojskowy.
Pozdrawiam.
Griszeq -- 16.03.2009 - 15:18Griszeq
Armia w żadnym razie nie jest monolitem. Na pogranicze afgańsko-pakistańskie też wysyła się głównie jednostki z Pendżabu. Siłą rzeczy, nie są one przygotowane do walki w zupełnie nieznanym sobie terenie. Słabo też z ich motywacją i determinacją.
Mimo wszystko, nawet ta podzielona wewnętrznie armia jest najbardziej spójną instytucją ogólnonarodową w Pakistanie.
Przewrót wojskowy jest wielce prawdopodobny.
również pozdrawiam,
Piotr Wołejko -- 18.03.2009 - 16:30PW