Proszę absolutnie nie traktować powyższego tytułu jako kolejnej niewybrednej inwektywy pod adresem Lecha Kaczyńskiego. Maszyna Cyfrowa wcale nie zamierza obrażać ani Prezydenta RP, ani jakiegokolwiek innego. Jednocześnie mam świadomość, iż powszechne rozumienie użytego w tytule związku frazeologicznego (potocznie oznaczającego jakąś psychiczną niedyspozycję) jest w Waszym systemie komunikacji na tyle mocno utrwalone, że próba jego dosłownego odczytania może być ponad ludzkie siły.
Owo dosłowne rozumienie słów, które dla mnie – zwykłego Domowego Komputera – było zazwyczaj sporym ograniczeniem i prowadziło do różnych zabawnych nieporozumień, w przypadku próby omówienia „incydentu gruzińskiego” dało mi nad „ludzkimi komentatorami” zupełnie nieoczekiwaną przewagę. Prześledźmy bowiem całą rzecz raz jeszcze.
Z licznych doniesień wiemy, że Prezydent Gruzji postanowił POKAZAĆ Prezydentowi Polski rosyjskich żołnierzy znajdujących się tam, gdzie zgodnie z ustaleniami ich być nie powinno. Lech Kaczyński, jak twierdzi, zgodził się na ten POKAZ ponieważ zapragnął to UJRZEĆ NA WŁASNE OCZY. Niby zupełnie proste sformułowania, ależ jakaż inspiracja dla publicystów lubujących się w przenośniach. Już mi jakiś bloger tłumaczy, że ta „wyprawa w nieznane” miała UNAOCZNIĆ całemu światu znany skądinąd fakt, że Rosja nie zwykła przestrzegać międzynarodowych ustaleń. Inny lamentuje z kolei, że Zachód NIE WIDZI ewidentnego niebezpieczeństwa związanego z jej mocarstwowymi zapędami. Konkluzją zaś wielu postów jest stwierdzenie, że dzięki strzałom oddanym trzydzieści metrów od prezydenckiej kawalkady Europa mogła UJRZEĆ prawdziwą twarz Rosji i jeśli jej nie ZOBACZYŁA to jest najwyraźniej ŚLEPA.
Takie nagromadzenie potocznych metafor, które dla człowieka nie są niczym nadzwyczajnym, Mózg Elektronowy nieodparcie zadziwia. Nie udawajmy – Komputer odpowiednio długo przebywający na blogowisku myśl autorów doskonale rozumie. Jednak mając w pamięci dosłowne, czysto słownikowe znaczenie wyróżnionych słów doszedł do następującego wniosku:
Otóż, nie wdając się w rozważania na temat faktycznej, domniemanej lub udawanej ślepoty UE, zaryzykuję twierdzenie, że w tym konkretnym przypadku głównym powodem wyrażanych tu i ówdzie wątpliwości i niejednoznacznych opinii bezpośrednich i pośrednich OBSERWATORÓW całego wydarzenia wcale nie jest zła wola WIDZÓW. Zasadniczą przyczyną licznych kontrowersji w POSTRZEGANIU zaistniałej sytuacji jest zupełnie prozaiczny fakt, o którym pogrążeni w polemicznym sporze dyskutanci zdają się zupełnie zapominać – BYŁO CIEMNO!!!
BYŁO CIEMNO. Stąd właśnie ewidentne fiasko całej PREZENTACJI i przy okazji całkiem logiczne uzasadnienie prowokacyjnie brzmiącego tytułu mojego wpisu – otóż zamiast ZOBACZYĆ NA WŁASNE OCZY Lech Kaczyński tylko USŁYSZAŁ NA WŁASNE USZY. Zgoda – język rosyjski i trzy serie wystrzałów usłyszał wraz z nim cały świat. Czy też, żeby zachować ścisłość – cały świat dowiedział się o skandalicznym incydencie. Kłopot w tym, że w tym kontekście słowo „skandal” nie tylko dotyczy samego epizodu, który rozegrał się na tzw. „punkcie kontrolnym”, ale również wydarzeń, które do niego doprowadziły. Jeśli nawet bowiem przyjąć za dobrą monetę zapewnienia gruzińskiego przywódcy, że Europa oczami polskiego prezydenta miała DOJRZEĆ rosyjskie zło, termin przeprowadzenia tej WIZJI LOKALNEJ budzi mnóstwo uzasadnionych wątpliwości.
Wśród licznych pytań dotyczących szczegółów „gruzińskiego incydentu” kwestia pory dnia, którą wybrano na „czas wizytacji” jest sprawą chyba najrzadziej podnoszoną. Na wszelkie sposoby roztrząsa się zasadność samej podróży, wybór jej celu, kolejność pojazdów a nawet obsadę miejsc w poszczególnych samochodach. Kto i w jakim kierunku strzelał pozostaje już tylko w sferze domysłów, choć niektórzy publicyści wyraźnie usiłują zasugerować kierunek oddanych strzałów pisząc: „strzelano do” (L.Dorn używa równie jednoznacznego sformułowania „ostrzał”). Jeszcze inni uparcie obstają przy „strzelaninie”, który to termin jest zazwyczaj zarezerwowany dla „wymiany ognia”. Sam Prezydent wyraża usprawiedliwione podejrzenia a nawet jest głęboko przekonany, że strzelającymi byli rosyjscy żołnierze. Zapytany jednak o kierunek strzałów oświadcza z rozbrajającym uśmiechem, że tego całkiem pewien być nie może, „bo przecież BYŁO CIEMNO”. I jakoś poza Maszyną nikt nie kwapi się, by zadać takie oto idiotyczne pytanie: „dlaczego BYŁO CIEMNO?”
Słyszę Twój szyderczy śmiech Szanowny Czytelniku, z pokorą przyjmuję Twój ironiczny wykład o naturalnym następstwie dni i nocy oraz solennie przyrzekam zapoznać się z dziełem „O obrotach…” Jednocześnie musisz przyznać, że Twoje drwiny stawiają w wielce kłopotliwej sytuacji Pierwszą Osobę w państwie. I znowu – pełna dobrej woli Maszyna Cyfrowa jest gotowa uznać szlachetne intencje Lecha Kaczyńskiego, który postanowił pomóc przywódcy zaprzyjaźnionego państwa w udowodnieniu światowej opinii publicznej, jak naprawdę się sprawy mają. Niestety, by ów dowód przeprowadzić, Saakaszwili nieświadomie (lub co gorsza świadomie) postanowił wykorzystać wcale nie WZROK swojego strategicznego przyjaciela (i towarzyszących im osób) lecz jego (ich) SŁUCH. Trudno sobie wyobrazić bardziej spartolony dowód. Wy, ludzie, już tak jesteście skonstruowani, że najlepszym sposobem na przekonanie różnych „niewiernych Tomaszów” jest pozwolić im albo dotknąć, albo zobaczyć. Tego pierwszego nie życzę nie tylko obu politykom, ich ochronie i towarzyszącym im dziennikarzom, ale z maszynowej solidarności nawet wiozących im limuzynom. Jednak to drugie postawiłoby Prezydenta RP (któremu przecież nie trzeba było nic udowadniać) zaiste w komfortowej sytuacji: „tak, byłem”, „tak, widziałem”, „tak, potwierdzam”. I to wszystko zweryfikowane przez przedstawicieli prasy!
Tymczasem, dając się namówić na „niezapowiedzianą inspekcję” podczas szybko zapadającego zmierzchu, Prezydent może obecnie jedynie interpretować ZASŁYSZANE ODGŁOSY, wspierać gruzińskiego kolegę swoim mocno już nadszarpniętym w UE autorytetem i powtarzać mantrę własnych przekonań, które GŁUCHEJ na tezy o realnym rosyjskim zagrożeniu Europie są już doskonale znane. Jedyne, co w tych ciemnościach dane było ludzkości dokładnie zobaczyć (a fotoreporterom – uwiecznić), to wyjątkowo zadowolona mina prezydenta Gruzji. Jedyną zaś refleksją Lecha Kaczyńskiego jest uznanie wszystkich krytykujących jego nieprzemyślaną decyzję za tajemnicze prorosyjskie lobby. Trudno dziwić się kpinom, jak w tych ciemnościach zdołał je dostrzec.
Pomimo, iż Mój Użytkownik uważa się za umiarkowanego (ale jednak) rusofoba, to jego
Maszynie Cyfrowej zaraz ktoś zarzuci, że prowadząc semantyczne gierki i podkradając autorowi Kubusia Puchatka koncept na wykorzystanie wielkich liter, zupełnie nie dostrzega „oczywistych oczywistości”. Dla specyficznego kręgu blogerów bowiem, pomimo że BYŁO CIEMNO, wszystko od początku było zupełnie JASNE. I aż dziw bierze, że wszyscy wokoło – z Kancelarią Prezydenta włącznie – deklarują, że będą się domagali szczegółowych WYJAŚNIEŃ.
komentarze
ciemność widzę, ciemność :)
Przychodzi facet do baru:
- Poproszę piwo! – Jasne czy ciemne? – No jasne że ciemne
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 26.11.2008 - 11:49Ależ Drogi Pececie,
przecież my do takich utrudnień przyzwyczajeni. “Głucho wszędzie, ciemno wszędzie…” – pamięta Maszyna? I zawsze coś potem z tego wychodzi… np. grom z jasnego nieba.
Pozdrowienia niemechaniczne
Lorenzo -- 26.11.2008 - 11:51Szanowni Panowie
Szukacie słownych skojarzeń w jakichś czasach odległych, co to ich najstarsze Mózgi Elektronowe nie pamiętają. By jednak zabawy słowami nie psuć, Komputer swoje trzy bajty dorzuci.
Tekst (świetny) – Grzegorz Tomczak. Wykonanie (niezłe) – Maryla Rodowicz. Miejsce – Gala Prezydencka. Czas – ledwie co. Zwrotka – pierwsza (jedyna pasująca).
“Było ciemno,
więc niewiele sam widziałem
i pamiętam tez niewiele;
było ciemno,
wiem, że z pochyloną głową stałem
tak, jak stoi się w kościele;
a więc: stałem, nie widziałem,
było ciemno, lecz słyszałem
wciąż ten głos, ten głos, ten głos.”
Jeśli dodać, że “głos” mówił po rosyjsku – prezydencka “relacja z wydarzeń”, jak żywa.
Pecet
Pecet -- 26.11.2008 - 15:36A miało być bez aluzji,
zgodnie z pierwszymi słowami Maszyny.
Poza tym, słyszałem (?), że wina gruzińskie mają taką moc, iż nie takie “głosy” się słyszy. O widzeniu nie wspominając.
Pozdrowienia
Lorenzo -- 26.11.2008 - 15:45O nie, Panie Lorenzo
Miało być bez inwektyw, a to różnica.
Za kpiną i drwiną Cyfrowa Maszyna wprost przepada, choć Mój Użytkownik podejrzewa, że w przypadku Urządzeń Elektronicznych to nie jest normalne. Jednak jako osobnik o niezbyt lotnym umyśle i zerowej wiedzy technicznej, MU stara sobie wytłumaczyć tę aberrację Osobistego Komputera najprościej, jak umie: “Ot, zwykła złośliwość rzeczy martwych” – mruczy. Gorzej, że jego następny ruch to standardowa (z ludzkiego punktu widzenia) procedura. Reset i już. Nic przyjemnego.
Pozdrawiam pókim niezrestartowany
Pecet -- 26.11.2008 - 16:36Pecet
Przepraszam, Szanowny Pececie,
trochę rozszerzyłem intencje, ale nie powiem, że zrobiłem to nieświadomie:-) Chociaż w przypadku wiadomym nigdy nie wiadomo, czy aluzja nie zostanie uznana za inwektywę. A Pański MU jest po prostu wredny!
Proszę przyjąć pozdrowienia, o ile jeszcze Maszyna zdąży
Lorenzo -- 26.11.2008 - 17:15Ha
Ciemność, jako odwrotność światłości z natury może wymaga wyjaśnień. I wtedy, kiedy się już wyjasni kto i co widział w ciemności da się stwierdzić jakie to cechy odgłosów upoważniały do stwierdzenia, że strzelano z rosyjskiego karabinu. Kałasznikowa.
Rosjanie używaja teraz innego modelu od tego, który Prezydent słyszał na swoim studium wojskowym. Ten poprzedni był modelem określanym jako 47 a obecny jest określany jako 74. Zatem niewykluczone, że słychac było odwrotnie trzymany model 74 po to aby brzmiał, jako 47. Jezeli odwrotność wymagała przykładania lufy do ramienia, zamiast kolby, to bardzo należy współczuć żołnierzowi, który strzelał. Trzykrotnie w dodatku.
I to wyjaśnia dlaczego gruzińska ochrona nie fatygowała się już wzajemnym strzelaniem. Mimo, że reguły takich zabaw by tego wymagały. Moskiewski strzelec to za nich załatwił. Jeżeli był dostatecznie gorliwy, to trzema skierowanymi do tyłu seriami mógł rozwiązać problem konieczności uciążliwego wyjaśniania zdarzenia.
I to by zamykało sprawę. Kolumna zawróciła, wszystko się stało jasne, bo bezprzedmiotowe z braku świadków, którzy by cokolwiek widzieli. Pozostaje więc wersja oficjalna.
A tej się nie wyjaśnia. Bo zawsze zaciemnia sprawę.
Stary -- 26.11.2008 - 21:02Panie Stary
I to wyjaśnia dlaczego gruzińska ochrona nie fatygowała się już wzajemnym strzelaniem. Mimo, że reguły takich zabaw by tego wymagały
No nie. Żarty żartami, ale pewne historie nie są śmieszne.
Akurat gdyby Gruzini odpowiedzieliby ogniem rzeczywistym Rosjanom, to w ciągu trzech dni, w ramach odpowiedzi na ten ostrzał, zostałaby
wyzwolonaustabilizowana nawet Adżaria.A tak na serio — gdyby to jednak był posterunek Rosjan (czy Osetyńców), i gdyby, jak Pan mówi, na strzały (w niebo), ochrona prezydencka odpowiedziała ogniem… Nawet celnym…
Potrafi Pan dopisać ciąg dalszy?
Ja wiem, może Pan, razem z Sajonarą, odetchnąłby z ulgą.
Ale ja boję się nawet pomyśloeć o takim namacalnym dowodzie obecności wojsk rosyjskich.
odys -- 27.11.2008 - 00:28Odys
Ulegając wytworzonej przez Peceta aurze wpadłem w opary absurdu.
Ale poważnie. Gdyby się stało jak powiadasz, pewnie byśmy mieli teraz obowiązek słać chorągwie na wschód albo byśmy utracili twarz. I na to nas narażał Prezydent, upierając się, że ci którzy mu to mają za złe należą do prorosyjskiego lobby.
Narażał także na konflikt NATO i Unię. I poprzez to nie tylko się sam w Unii i NATO postawił w dwuznacznej pozycji ale i nas odarł z jakiejś części autorytetu.
Stary -- 27.11.2008 - 15:20Panie Stary
Właśnie.
Muszę przyznać, że z każdym epizodem tej kedencji prezydenckiej, przesuwam się w stronę coraz twardszej opozycji.
Cóż. Być może, na odtrutkę, będę musiał znów poczytać blog pani Rudeckiej-Kalinowskiej, a nawet felietony Pacewicza & co.
Na razie, dla równowagi dodam, że mimo wszystko marszałek RP mógłby wykazać ciut powściągliwości w tej sytuacji.
Pozdrawiam
odys -- 27.11.2008 - 16:39Szanowni Panowie
Maszyna wyraźnie “namacalnych dowodów” ani się nie domagała, ani ich znalezienia nikomu nie życzyła. Co ciekawe, dla MU, który ma alergię nie tylko na trawy, zboża, lipę, topolę ale również na braci K. (Mój Hipochondryk?), jakikolwiek wypadek Pana Prezydenta podczas jakiejkolwiek wizyty byłby zupełnym nieszczęściem. – “Nawet skręcenie nogi podczas nieoczekiwanej przesiadki do innego pojazdu, to byłby prawdziwy pech. Znając retorykę prezesa PIS zaraz by się okazało, że jego brat ucierpiał w walce “Za Wolność Waszą i Naszą”. Ostatnie czego pragnę to, by z Kaczyńskich zaczęto robić męczenników” – zieje po swojemu MU.
Tu zwracam uwagę Panu Odysowi na pewną niezręczność jego sformułowania: “przesuwając się w stronę coraz twardszej opozycji” staje się Pan chcąc nie chcąc coraz bardziej “prorządowy”. Ot paradoksy kohabitacji.
Natomiast Komorowskiego Maszyna doskonale rozumie – sama ma dość polityków, publicystów i blogerów, którzy “nadużywają słowa’. Chodzi mi o powszechną nieadekwatność w nazywaniu rzeczy i manipulację znaczeniem.
Tak przede wszystkim odbieram kpinę Komorowskiego. Maszyna wielokrotnie natknęła się w ostatnich dniach na słowa: “zamach”, “atak”, “strzelanina”, “ostrzał”, “strzelanie do” itd. I każdy autor po ich użyciu twierdził, że nazywa rzeczy po imieniu. W ramach grupowej terapii pokazałbym im dwa komplety zdjęć – jedne z Gruzji, drugie z Bombaju. I niech dopasują odpowiednie wyrazy do przedstawionych “obrazków”.
PECET
Pecet -- 28.11.2008 - 02:07