zamkniecie drzwi celi klasztornej, ten huk, ten niesamowity od wiekow odglos, jeszcze raz poruszyl do zywego starego Zygfryda de Lorc, ten byl jak ostatnia zlowieszcza salwa za poleglych w filmie o westerpaltte, jak na szancach obroncow jasnej gory.
Ilez to razy juz slyszal stary Zygfryd ? Potrzebowal ciszy i medytacji. Odpasal miecz z saracenskiej samoostrzacej sie stali, na ktorym sam jahwe wygrawerowal: Noveum Ordo Seculorum, na rekojeci zas restituta prostituta.
Ow miecz, wbity kiedys przez bezczelnego pachola w czarych rajtuzach w swieta ziemie – ciagle i ciagle przypominal staremu Zygfrydowi de Lorc, ze jego misja nie jest spelniona, ze sny i wizje kabbalistyczne, ktorym Zygfryd oddawal sie w czasach napadow tajnej rozwiedki i wtedy gdy potrzebowal wsparcia Armii Boga – podkreslaly nicosc jego bytu i nieudolnosc i marnosc calego zycia.
Zygfryd de Lorc odrzucil naramienniki, odrzucil swoje szaty, odrzucil codzenny plaszcz odkrywajacy jego kosciste a mocarne ramiona, dzis noszacy emblematy nowopowstalej sieci komorkowej.
Stary Zygfry stal nagi, w kamiennej i obskurnej celi klasztornej, ktora znala lepsze czasy, – czasy wesolosci i pulchnych ksztaltow owych mlodziankow, wesolych, godzacych sie, na wszystkie zabawy. Dzsiaj Zygfryd jest sam i nagi jak szczerbiec – skrupulatnie nalal zimnej wody z klasztornej beczki, do bialej emaliowanej miednicy – z okresu octu i zielonego groszku – wyciagnal taboret spod stolu, usiadl, nogi zanurzyl w orzezwiajacej swoja osobliwa chlodnoscia wodzie.Twarz skryl w mocarnych dloniach, jego siwa broda i pejsy siegnely kolan. Oddal sie natychmiast osobliwym medytacjom, na tym co bylo i co jest i co bedzie. Owe wizje, owe anioly – te tajemne sily, zawsze ale to zawsze, staly u boku rozsadnych panstowych decyzji, jak owe rozmowy z takim Petrula, czy Czechami na Zajetym z Hitlerem Zaolziu, jak z przedstawicielami Narodowych Sil Zbrojnych, gdy podjely wspolprace z gestapowcami.
Tym razem przed zamknietymi oczami starego Zygfryda de Lorc, nie przesuwaly sie zadne wyraziste obrazy, a wiec przerwal na chwile medytacje, aby zajac sie kartami taatwy, ktore kupil od czestochowskiego dziada. Przerzucajac wzrok z owej karty na bialy arkusz papieru -stary Zygfryd de Lorc, przeniosl sie do krainy lowow, nirivany i pelni szczescia narodowego. A wiec przekroczyl owa brame swiadomosci – juz nie mial ochoty spotkac tam Wielkiego Wodza Narodu, ktory zamrl w 1936 roku na syfilis, a sekcja zwlok wykazala powazne uszkodzenie mozgu, jakoz i nie chcial spotkac rosyjskiego homoseksualiste, ktorego to same nazwisko juz wskazywalo, ze lubi dmuchac. Zapewne na gorace. “Panowie -prosze nie dzsiaj” – wyszeptal stary czlowiek -poruszajac przez to caly astralny swiat i odwieczne wyssane z mlekiem matki -archetypy. Takoz i zapadl stary Zygfryyd de Lorc – ponownie w swoisty trans i narodowo patriotyczna zadume.
Tak minal dzien pierwszy, Zygfryd de Lorc ujrzal, ze to co robi – jest dobre, zapadl zmierzch, a potem nastal ranek.
Dzien drugi…....
-wz