Toż ja tak naprawdę nie chcę, by każdy obywatel codziennie kogoś monitorował- nikt nie jest doskonały i każdy ma różne priorytety. Rozumiem. I ten monitoring zwykle odbywa się w dniu wyborów.
Natomiast są też stowarzyszenia, taka forma pozapartyjnego obserwowania i reagowania na rzeczywistość. Tak, wiem, fajna teoria.
Tyle, że z praktyki wiem, że te stowarzyszenia lokalne- te o których najgłośniej w lokalnych telewizjach- to zwykłe maszynki do kręcenia lodów są.
Ale powiem Ci cos, czego byłe świadkiem; rodzice chorych dzieciakow (chodzilo zdaje sie o jakies uposledzenie umyslowe) chodzili od jednego lubinsko legnickiego parlamentarzysty do drugiego i, albo byli odcinani od posla/senatora, po prostu traktowani jak nieszkodliwi maniacy, albo posel/senator przyjmowal ich tylko po to, by powiedziec “zobacze, co da sie zrobic”.
Robiono tych biednych ludzi w jajo przez kilka miesiecy. Az sie wkurwili i sami zalozyli stowarzyszenie. Ci rodzice. I działają.
Jest to jakis sukces. Ale okupiony zgorzknieniem i nieufnością. Rodzice zwykle robia to w wolnym czasie, ktorego za bardzo nie mają, doplacają do tego.
A panstwo parlamentarzystostwo? Ano zyją, mają się dobrze, zarabiają, organizują konferencję...
I teraz co z tym zrobić?
Ja też nie mam zbytniej ochoty bawić się w monitoring, skoro są od tego odpowiednie ogniwa, chocby media lokalne. Ale co wtedy, gdy to ogniwo jest skorodowane? Bardzo skorodowane?
DB
Toż ja tak naprawdę nie chcę, by każdy obywatel codziennie kogoś monitorował- nikt nie jest doskonały i każdy ma różne priorytety. Rozumiem. I ten monitoring zwykle odbywa się w dniu wyborów.
Natomiast są też stowarzyszenia, taka forma pozapartyjnego obserwowania i reagowania na rzeczywistość. Tak, wiem, fajna teoria.
Tyle, że z praktyki wiem, że te stowarzyszenia lokalne- te o których najgłośniej w lokalnych telewizjach- to zwykłe maszynki do kręcenia lodów są.
Ale powiem Ci cos, czego byłe świadkiem; rodzice chorych dzieciakow (chodzilo zdaje sie o jakies uposledzenie umyslowe) chodzili od jednego lubinsko legnickiego parlamentarzysty do drugiego i, albo byli odcinani od posla/senatora, po prostu traktowani jak nieszkodliwi maniacy, albo posel/senator przyjmowal ich tylko po to, by powiedziec “zobacze, co da sie zrobic”.
Robiono tych biednych ludzi w jajo przez kilka miesiecy. Az sie wkurwili i sami zalozyli stowarzyszenie. Ci rodzice. I działają.
Jest to jakis sukces. Ale okupiony zgorzknieniem i nieufnością. Rodzice zwykle robia to w wolnym czasie, ktorego za bardzo nie mają, doplacają do tego.
A panstwo parlamentarzystostwo? Ano zyją, mają się dobrze, zarabiają, organizują konferencję...
I teraz co z tym zrobić?
Ja też nie mam zbytniej ochoty bawić się w monitoring, skoro są od tego odpowiednie ogniwa, chocby media lokalne. Ale co wtedy, gdy to ogniwo jest skorodowane? Bardzo skorodowane?
I co?
I`m sexy motherfucker!
Mad Dog -- 02.03.2008 - 12:46