Dużym osiągnięciem środowisk homoseksualnych było wyjęcie ze sfery zainteresowań państwa, seksualności obywateli.
Faktem jest ,że zainteresowanie intymnym życiem było nadmierną ingerencją w nasze swobody.
Drugą kwestią jest istnienie tzw. normy społecznej. Zakres jej określa większość.
Jej tradycje, kultura i interes społeczności.
I tu też bezspornym jest, że normą u nas są monogamiczne związki heteroseksualne.
Jako zaczyn w miarę trwałej rodziny i stworzenie jej odpowiednich warunków prokreacyjnych.
Takie związki są pod specjalną ochroną państwa.
Ze względu właśnie na swą funkcję prokreacyjną, bo w interesie ogólnospołecznym jest co najmniej utrzymanie populacji na tym samym poziomie.
Tego warunku niestety związki homoseksualne nie były w stanie spełnić.
To co było do tej pory osiągnięciem organizacji gejowskich przestało być już dla nich satysfakcjonujące(seksualność jako sprawa prywatna).
Teraz ta seksualność, którą jeszcze niedawno wyjmowano z domeny publicznej przywracana jest do niej za sprawą samych homoseksualistów.
Stanowi ona oręż przeciwko liberalnemu państwu dla uzyskania przywilejów, przynależnych do tej pory parom heteroseksualnym.
I stąd ta potrzeba ustalenia nowej normy a podważenia podstaw dotychczasowej. Aby to osiągnąć wykazuje się duży odsetek gejów w społeczności.
Stąd te mityczne szacunki 5-10% homoseksualistów przypadającą na całą społeczność.
Podważa się tradycyjny porządek.
Stąd ten atak na kościół katolicki, bodaj jedyną instytucję bezkompromisowo stojącą na straży dotychczasowej normy.
Warto też zwrócić uwagę na dyskretną zmianę języka. To już nie demonstracja tolerancji- teraz to już marsz równości.
Zakładam zatem, że tolerancja to stan osiągnięty acz niesatysfakcjonujący.
Proszę mi wyjaśnić w imię jakich racji 5-10% populacji (przyjmując nawet te śmieszne szacunki) ma narzucać swoją wolę 90%.
Czy jest to zgodne z zasadami demokracji?
A może te 5-10% to jednostki tak wybitne, że szczególne prawa,wbrew zasadom, im się należą?
A tak naprawdę, to cała sprawa jest marginalna.
Za wyjątkiem, trzymania się za rączki w parku miejskim, ale to już raczej domena harlekina, a nie zagadnienie socjologiczne:).
Na poparcie, drobny przykład;
Szymon Niemiec zdeklarowany homoseksualista, starający się podczas ostatnich wyborów o miejsce w sejmie uzyskuje sto parę głosów.
W Warszawie, gdzie według danych organizacji gejowskich powinno zamieszkiwać od 100 tys do 200 tys homoseksualistów.
To pokazuje realną skalę problemu. Reszta to tylko medialny humbug.
Świadomość tego, jak widać, dotarła w końcu i do Rysia Kalisza:)
Mimo całego współczucia, wydaje mi się, że drogą prowokacji i konfrontacji z tradycyjnym społeczeństwem nie osiągnie się zbyt wiele.
Brać trzeba pod uwagę także to, że słynące z wielokulturowości i tolerancji Stany Zjednoczone to nie tylko Kalifornia ale i Alabama. I może ta przede wszystkim:).
Ezekielu,
na wstępie kilka słów wyjaśnienia.
Dużym osiągnięciem środowisk homoseksualnych było wyjęcie ze sfery zainteresowań państwa, seksualności obywateli.
Faktem jest ,że zainteresowanie intymnym życiem było nadmierną ingerencją w nasze swobody.
Drugą kwestią jest istnienie tzw. normy społecznej. Zakres jej określa większość.
Jej tradycje, kultura i interes społeczności.
I tu też bezspornym jest, że normą u nas są monogamiczne związki heteroseksualne.
Jako zaczyn w miarę trwałej rodziny i stworzenie jej odpowiednich warunków prokreacyjnych.
Takie związki są pod specjalną ochroną państwa.
Ze względu właśnie na swą funkcję prokreacyjną, bo w interesie ogólnospołecznym jest co najmniej utrzymanie populacji na tym samym poziomie.
Tego warunku niestety związki homoseksualne nie były w stanie spełnić.
To co było do tej pory osiągnięciem organizacji gejowskich przestało być już dla nich satysfakcjonujące(seksualność jako sprawa prywatna).
Teraz ta seksualność, którą jeszcze niedawno wyjmowano z domeny publicznej przywracana jest do niej za sprawą samych homoseksualistów.
Stanowi ona oręż przeciwko liberalnemu państwu dla uzyskania przywilejów, przynależnych do tej pory parom heteroseksualnym.
I stąd ta potrzeba ustalenia nowej normy a podważenia podstaw dotychczasowej. Aby to osiągnąć wykazuje się duży odsetek gejów w społeczności.
Stąd te mityczne szacunki 5-10% homoseksualistów przypadającą na całą społeczność.
Podważa się tradycyjny porządek.
Stąd ten atak na kościół katolicki, bodaj jedyną instytucję bezkompromisowo stojącą na straży dotychczasowej normy.
Warto też zwrócić uwagę na dyskretną zmianę języka. To już nie demonstracja tolerancji- teraz to już marsz równości.
Zakładam zatem, że tolerancja to stan osiągnięty acz niesatysfakcjonujący.
Proszę mi wyjaśnić w imię jakich racji 5-10% populacji (przyjmując nawet te śmieszne szacunki) ma narzucać swoją wolę 90%.
Czy jest to zgodne z zasadami demokracji?
A może te 5-10% to jednostki tak wybitne, że szczególne prawa,wbrew zasadom, im się należą?
A tak naprawdę, to cała sprawa jest marginalna.
Za wyjątkiem, trzymania się za rączki w parku miejskim, ale to już raczej domena harlekina, a nie zagadnienie socjologiczne:).
Na poparcie, drobny przykład;
Szymon Niemiec zdeklarowany homoseksualista, starający się podczas ostatnich wyborów o miejsce w sejmie uzyskuje sto parę głosów.
W Warszawie, gdzie według danych organizacji gejowskich powinno zamieszkiwać od 100 tys do 200 tys homoseksualistów.
To pokazuje realną skalę problemu. Reszta to tylko medialny humbug.
Świadomość tego, jak widać, dotarła w końcu i do Rysia Kalisza:)
Mimo całego współczucia, wydaje mi się, że drogą prowokacji i konfrontacji z tradycyjnym społeczeństwem nie osiągnie się zbyt wiele.
Brać trzeba pod uwagę także to, że słynące z wielokulturowości i tolerancji Stany Zjednoczone to nie tylko Kalifornia ale i Alabama. I może ta przede wszystkim:).
Pozdrawiam
yassa -- 10.06.2008 - 00:43