Seksualność sprawą polityczną była od wieków niepamiętnych. Najwcześniejsze chrześcijaństwo, czerpiące całymi garściami z esseńczyków, zrobiło z seksualności kwestię polityczną, o ile można tak powiedzieć. Obsesja judeochrześcijańska potępiła seksualność i wykreśliła ją z dyskursu. Nam bliżej kwestia seksualności wypada w latach kinseya, a później zostaje wzmocniona przez kontestatorskie lata 60. Nie można powiedzieć, że jest to zasługa gejów, chociaż i oni dorzucili cośtam do ogródka.
Nie jest tak prosto z tą normą. Ja stoję na stanowisku, że społeczeństwo jest procesem. Jeśli jest ono procesem, to normy przez nie torzone również są procesem. I tak oto można na społęczeństwo “wpływać” aby te normy się uelastyczniały, że tak powiem.
Co do dzietności, też można byłoby się spierać. Nie jest powiedziane jednoznacznie, że przyrost naturlany dodatni jest dobrem samym w sobie. Takie przeświadczenie wyplywa z kontekst naszego systemu emerytalnego. Zresztą, nawet jeśliby tak było, to przyjmując, że homoseksualiści stanowią kilka proc w społęczeństwie nie stanowiliby zapalnika detonującego demograficzną implozję. Swoją drogą, chyba nie zakłądamy, że konstytucyjne sankcjonowanie związku mężczyzny i kobiety, gwarantuje, że homoseksualiści płodzą dzieci na potęgę?
Swoją drogą z dzisiejszymi metodami reprogenetycznymi nie tylko pary jednopciowe mogą mieć własne dzieci, ale również płody mogą mieć dzieci, dziecko może mieć 3 matki, matka dziecka może być jego własną babką, a ojciec bratem. Oczywiście wchodzą w grę kwestie ekonomiczne. Takie dzieci kosztują mniej więcej tle ile bardzo dobry samochod. jeśli są ludzie, których stać na kilka bardzo dobrych samochodów, zapewne będą i tacy, których będzie stać na takie dzieci.
Nie zgodzę się, że homoseksualiści chciali uprywatnienia seksualności. Wręcz rzeciwnie. “to co prywatne, to polityczne”
Kościół katolicki nie jest bezkompromisowy i trzeba to jasno powiedzieć. Jest konserwatywny, a zmiany właściwe społeczeństwu zachodzą w nim z opóźnieniem, pi razy drzwi, półwiecznym. Czasem mniejszym czasem większym. Oczywiście i ja uważam, że kościół jako instytucja jest dość istotny. Odgrywa on rolę bufora przeciwko niektórym hurrapostępowym pomysłom. Tak mi się intuicyjnie zdaje, ale nie potrafię przytoczyć żadnego przykładu, w którym kościół miałby zbawienny wpływ lejąc kubły zimnej wody na łby hurrapostępowcom.
Ma Pan rację z tym politycznym poparciem. Ale to bynajmniej nie dlatego, że problem nie istnieje. On istnieje, tylko, że Niemiec jest etaqtowym gejem i nie ma nic, poza swoją orientacją, do zaoferowania wyborcy. Wchodzi tu w grę również rola mediów, które podprogowo ładują to, że Niemiec jest etatowym gejem i nic innego ciekawego z niego wycisnąć się nie da.
Wielkomiejscy geje mają w nosie politykę generalnie. Jacykówy chcą tylko wolności dostępu do hipermarketów. Reszte mają w, nomen omen, dupie. Konsumpca ich przeżarła. Ponowoczesny nihilizm.
yassa:
Proszę. Jednak można się pięknie nie zgadzać.
Seksualność sprawą polityczną była od wieków niepamiętnych. Najwcześniejsze chrześcijaństwo, czerpiące całymi garściami z esseńczyków, zrobiło z seksualności kwestię polityczną, o ile można tak powiedzieć. Obsesja judeochrześcijańska potępiła seksualność i wykreśliła ją z dyskursu. Nam bliżej kwestia seksualności wypada w latach kinseya, a później zostaje wzmocniona przez kontestatorskie lata 60. Nie można powiedzieć, że jest to zasługa gejów, chociaż i oni dorzucili cośtam do ogródka.
Nie jest tak prosto z tą normą. Ja stoję na stanowisku, że społeczeństwo jest procesem. Jeśli jest ono procesem, to normy przez nie torzone również są procesem. I tak oto można na społęczeństwo “wpływać” aby te normy się uelastyczniały, że tak powiem.
Co do dzietności, też można byłoby się spierać. Nie jest powiedziane jednoznacznie, że przyrost naturlany dodatni jest dobrem samym w sobie. Takie przeświadczenie wyplywa z kontekst naszego systemu emerytalnego. Zresztą, nawet jeśliby tak było, to przyjmując, że homoseksualiści stanowią kilka proc w społęczeństwie nie stanowiliby zapalnika detonującego demograficzną implozję. Swoją drogą, chyba nie zakłądamy, że konstytucyjne sankcjonowanie związku mężczyzny i kobiety, gwarantuje, że homoseksualiści płodzą dzieci na potęgę?
Swoją drogą z dzisiejszymi metodami reprogenetycznymi nie tylko pary jednopciowe mogą mieć własne dzieci, ale również płody mogą mieć dzieci, dziecko może mieć 3 matki, matka dziecka może być jego własną babką, a ojciec bratem. Oczywiście wchodzą w grę kwestie ekonomiczne. Takie dzieci kosztują mniej więcej tle ile bardzo dobry samochod. jeśli są ludzie, których stać na kilka bardzo dobrych samochodów, zapewne będą i tacy, których będzie stać na takie dzieci.
Nie zgodzę się, że homoseksualiści chciali uprywatnienia seksualności. Wręcz rzeciwnie. “to co prywatne, to polityczne”
Kościół katolicki nie jest bezkompromisowy i trzeba to jasno powiedzieć. Jest konserwatywny, a zmiany właściwe społeczeństwu zachodzą w nim z opóźnieniem, pi razy drzwi, półwiecznym. Czasem mniejszym czasem większym. Oczywiście i ja uważam, że kościół jako instytucja jest dość istotny. Odgrywa on rolę bufora przeciwko niektórym hurrapostępowym pomysłom. Tak mi się intuicyjnie zdaje, ale nie potrafię przytoczyć żadnego przykładu, w którym kościół miałby zbawienny wpływ lejąc kubły zimnej wody na łby hurrapostępowcom.
Ma Pan rację z tym politycznym poparciem. Ale to bynajmniej nie dlatego, że problem nie istnieje. On istnieje, tylko, że Niemiec jest etaqtowym gejem i nie ma nic, poza swoją orientacją, do zaoferowania wyborcy. Wchodzi tu w grę również rola mediów, które podprogowo ładują to, że Niemiec jest etatowym gejem i nic innego ciekawego z niego wycisnąć się nie da.
Wielkomiejscy geje mają w nosie politykę generalnie. Jacykówy chcą tylko wolności dostępu do hipermarketów. Reszte mają w, nomen omen, dupie. Konsumpca ich przeżarła. Ponowoczesny nihilizm.
Pozdrawiam
ezekiel -- 10.06.2008 - 20:29