A dlaczego Warszawę i inne miasta zaludniają wciąż mieszkańcy wsi? Zamiast tam coś zmienić?
Może dlatego, że znacznie łatwiej wyjechać na studia do miasta i zostać prawnikiem/architektem/komiwojażerem w mieście, niż po najlepszych nawet studiach zrobić coś na prowincji?
Może magicznym słówkiem jest tu kumulacja? Ludzi, środków, pomysłów… Marksowego kapitału.
Motyw Ziemkiewiczowskiego pływania w kisielu pominę.
Przecież od tego laptopa chodniki nie będą równiejsze?
I tu się Pan myli.
Był taki nieszczęsny król(ik), Stanisław August Poniatowski.
On to był z przekonania modernizator. Jak siadał na stolec, to miał duży pakiet reform. Po kilku napierdalankach z elektoratem i sprawdzeniu realiów geopolitycznych, zrobił tylko jedno. Wykorzystując odziedziczone po kasacie Jezuitów sieć szkół i majątek zakonny, uruchomił nowoczesne szkolnictwo publiczne.
A potem, trzydzieści lat jeo kadencji — i nic. Degrengolada, zacofanie, zaścianek, obce wojska.
I nierówne chodniki.
A potem, ni stąd ni zowąd, było komu Sejm Czteroletni zaludnić, ustawę o miastach wprowadzić, liczne reformy takoż, a w końcu (fortelem czy zamachem, ale zawsze) trzeciomajową ukonstytuować.
Wiem, że mogłoby się lepiej skończyć, niż skończyło, ale zawszeć to sukces był.
Istnieją poważne głosy, że absolwenci tych szkół uratowali polskość po rozbiorach.
Więc, Panie Igło, choć podobno (sam słyszałem, jak Marek Borowski głosił) to postulat lewicowy, to ja twierdzę — edukacja najsampierw. Nowoczesna. Z notebookami, kanieczna.
Panie Igło
A dlaczego wyjeżdżają?
Zamiast tu coś zmienić?
A dlaczego Warszawę i inne miasta zaludniają wciąż mieszkańcy wsi? Zamiast tam coś zmienić?
Może dlatego, że znacznie łatwiej wyjechać na studia do miasta i zostać prawnikiem/architektem/komiwojażerem w mieście, niż po najlepszych nawet studiach zrobić coś na prowincji?
Może magicznym słówkiem jest tu kumulacja? Ludzi, środków, pomysłów… Marksowego kapitału.
Motyw Ziemkiewiczowskiego pływania w kisielu pominę.
Przecież od tego laptopa chodniki nie będą równiejsze?
I tu się Pan myli.
Był taki nieszczęsny król(ik), Stanisław August Poniatowski.
On to był z przekonania modernizator. Jak siadał na stolec, to miał duży pakiet reform. Po kilku napierdalankach z elektoratem i sprawdzeniu realiów geopolitycznych, zrobił tylko jedno. Wykorzystując odziedziczone po kasacie Jezuitów sieć szkół i majątek zakonny, uruchomił nowoczesne szkolnictwo publiczne.
A potem, trzydzieści lat jeo kadencji — i nic. Degrengolada, zacofanie, zaścianek, obce wojska.
I nierówne chodniki.
A potem, ni stąd ni zowąd, było komu Sejm Czteroletni zaludnić, ustawę o miastach wprowadzić, liczne reformy takoż, a w końcu (fortelem czy zamachem, ale zawsze) trzeciomajową ukonstytuować.
Wiem, że mogłoby się lepiej skończyć, niż skończyło, ale zawszeć to sukces był.
Istnieją poważne głosy, że absolwenci tych szkół uratowali polskość po rozbiorach.
Więc, Panie Igło, choć podobno (sam słyszałem, jak Marek Borowski głosił) to postulat lewicowy, to ja twierdzę — edukacja najsampierw. Nowoczesna. Z notebookami, kanieczna.
odys -- 11.01.2009 - 16:09