wszystkiego najlepszego, Natalio. Myślę, że wbrew pozorom masz duże szanse sensownie ulożyć swoje życie.
A teraz może opowiem wam bajeczkę, utrzymaną poniekąd w klimacie tego bloga. Jak wiadomo, z niejednego chleba piec się jadlo… nie, coś bredzę, ale dobra, jadziem :)
Dziewczyna mieszkala w jednym z tych dużych polskich miast. Byla nacjonalistką zabitą, należala do lokalnego ONR. Zarazem byla mlodocianą matką, bo mając 16 lat wpadla z gościem, którego kochala bardzo, no ale on się na ojca nie nadawal. Jakoś dzięki pomocy przyjaciólek doszla do matury, ale o studiach mowy nie bylo, naturalnie. Zresztą intelektem to ona akurat nie świecila, co prawda miala jakieś tam ciągoty literackie, ale wysokich lotów jej twórczość nie byla…
I potem poznala gościa. Ona miala wtedy 19, on 20. Mieszkali dość daleko od siebie, ona w sumie pod jedną granicą Polski, on pod drugą. Ten byl dla odmiany czlonek NOPu, zly, wielki, lysy skin z falangą na ramieniu. Rozmawiali przez neta, a potem on do niej przyjechal. I się zakochali w sobie na śmierć i życie, ledwie on z pociągu wysiąść zdążyl.
Pobrali się. On zresztą do urzędu musial ganiać, bo wszak polskie prawo wymaga, żeby facet mial skończone te 21. Zamieszkali u niego, z jej synkiem. Nie mieli forsy, oboje się chwytali najgorszych robót, brali jakieś groszowe pożyczki w Providencie. Klócili się i mieli siebie dosyć, ale trwali w tym, bo tego chcieli i to sobie przysięgli. A nad lóżkiem mieli wielką flagę z tym absurdalnym mieczem.
Puenty nie ma, bo jak wiadomo – życie najróżniejsze scenariusze pisze… Ale moim zdaniem to pokazuje, że nawet źli ludzie mają szansę. I że każdy ma prawo do szczęścia, niezależnie od tego, jaki idiotyzm poglądów prezentuje.
Hm,
wszystkiego najlepszego, Natalio. Myślę, że wbrew pozorom masz duże szanse sensownie ulożyć swoje życie.
A teraz może opowiem wam bajeczkę, utrzymaną poniekąd w klimacie tego bloga. Jak wiadomo, z niejednego chleba piec się jadlo… nie, coś bredzę, ale dobra, jadziem :)
Dziewczyna mieszkala w jednym z tych dużych polskich miast. Byla nacjonalistką zabitą, należala do lokalnego ONR. Zarazem byla mlodocianą matką, bo mając 16 lat wpadla z gościem, którego kochala bardzo, no ale on się na ojca nie nadawal. Jakoś dzięki pomocy przyjaciólek doszla do matury, ale o studiach mowy nie bylo, naturalnie. Zresztą intelektem to ona akurat nie świecila, co prawda miala jakieś tam ciągoty literackie, ale wysokich lotów jej twórczość nie byla…
I potem poznala gościa. Ona miala wtedy 19, on 20. Mieszkali dość daleko od siebie, ona w sumie pod jedną granicą Polski, on pod drugą. Ten byl dla odmiany czlonek NOPu, zly, wielki, lysy skin z falangą na ramieniu. Rozmawiali przez neta, a potem on do niej przyjechal. I się zakochali w sobie na śmierć i życie, ledwie on z pociągu wysiąść zdążyl.
Pobrali się. On zresztą do urzędu musial ganiać, bo wszak polskie prawo wymaga, żeby facet mial skończone te 21. Zamieszkali u niego, z jej synkiem. Nie mieli forsy, oboje się chwytali najgorszych robót, brali jakieś groszowe pożyczki w Providencie. Klócili się i mieli siebie dosyć, ale trwali w tym, bo tego chcieli i to sobie przysięgli. A nad lóżkiem mieli wielką flagę z tym absurdalnym mieczem.
Puenty nie ma, bo jak wiadomo – życie najróżniejsze scenariusze pisze… Ale moim zdaniem to pokazuje, że nawet źli ludzie mają szansę. I że każdy ma prawo do szczęścia, niezależnie od tego, jaki idiotyzm poglądów prezentuje.
Happy birthday…