Doceniając niezbędność kontroli warto jednak zwrócić uwagę, że są one bardzo drobiazgowe, w przeciwieństwie do np. kontroli norweskich urzędów. Tam dla przykładu jeden urzędnik ma pod kontrolą mniej więcej taki obszar i ilość zakładów górniczych jak u nas cały okręg. Tylko, że tam urzędnik przyjeżdża na kopalnię raz do roku. Sprawdza rejestr wypadków i potwierdza właściwą jej kwalifikację ubezpieczeniową. Jeżeli wypadków jest więcej, natychmiast kopalnia zaliczana jest do wyższej strefy opłat ubezpieczeniowych, co obciąża ją w milionach dolarów rocznie. W tych kopalniach sami pracownicy, dozór i kierownictwo dbają nie tylko o produkcje i wydobycie, ale też autentycznie o bezpieczeństwo każdego zatrudnionego, bez konieczności kontroli urzędu górniczego.
ten fragment pańskiego tekstu jest wg mnie kluczowy. Ciekaw jestem, jak ubezpieczone są nasze kopalnie i czy opisany przez Pana model “zdroworozsądkowy” w ogóle jest u nas możliwy, przy państwowym właścicielu.
Panie Adamie,
Doceniając niezbędność kontroli warto jednak zwrócić uwagę, że są one bardzo drobiazgowe, w przeciwieństwie do np. kontroli norweskich urzędów. Tam dla przykładu jeden urzędnik ma pod kontrolą mniej więcej taki obszar i ilość zakładów górniczych jak u nas cały okręg. Tylko, że tam urzędnik przyjeżdża na kopalnię raz do roku. Sprawdza rejestr wypadków i potwierdza właściwą jej kwalifikację ubezpieczeniową. Jeżeli wypadków jest więcej, natychmiast kopalnia zaliczana jest do wyższej strefy opłat ubezpieczeniowych, co obciąża ją w milionach dolarów rocznie. W tych kopalniach sami pracownicy, dozór i kierownictwo dbają nie tylko o produkcje i wydobycie, ale też autentycznie o bezpieczeństwo każdego zatrudnionego, bez konieczności kontroli urzędu górniczego.
ten fragment pańskiego tekstu jest wg mnie kluczowy. Ciekaw jestem, jak ubezpieczone są nasze kopalnie i czy opisany przez Pana model “zdroworozsądkowy” w ogóle jest u nas możliwy, przy państwowym właścicielu.
Pozdrawiam,
merlot -- 21.09.2009 - 21:07