To ja

To ja

Tekst sentymentalny… Przypominają mi się twarze moich nauczycieli i Nauczycieli.
Piękne i brzydkie twarze.
Umysły i brak rozumu.

Najważniejsi:

Szkoła podstawowa: wychowawczyni mojej klasy, nauczycielka historii – kobieta niezwykła, której uczciwości docenić nie mogliśmy wtedy.

Nauczycielka matematyki, która musiała widzieć moją bezdenną niemoc, ale nauczyła mnie tak wiele, że na cztery lata licealnej klasy humanistycznej wystarczyło na tyle,by być drugą rozumiejącą wyprzedzająco.

Liceum:
polonistka, która objęła dyrektorowanie moim liceum co wiązało się z ogromną odwagą. Okiełznać jakkolwiek taki ocean osobliwości to było coś.
Nauczycielka – Postać, naiwna w swojej do nas miłości.

łacinniczka – chora kobieta, ale dobra do szpiku kości. Tak to bywa. Uczniowie w pewien sposób ją wykończyli. Niekiedy spotykam tę starszą, zalęknioną kobietę w tramwaju.

historyk – no ten to był dopiero egzemplarz! Pytał wyłącznie od czasu do czasu i zawsze zaczynał ode mnie. Kończyło się zawsze tak samo. Uwielbiał chłopców z mojej klasy, podobno grywali w brydża po lekcjach.
Dziwnie tylko chłopcy mieli szóstki.
Nie znosił mnie.
Musiał przeżyć wstrząs kiedy się dowiedział, że zdałam wszystkie egzaminy z historycznych przedmiotów na studiach. Do dzisiaj mam z tego uciechę.

plastyk – prawdziwy artysta, zatrudniony w naszej szkole pewnie z tego powodu. Taka to była szkoła wtedy i za to ją kochałam.

pierwsza polonistka (przed panią dyrektor) – stawiała mi niedostateczne zanim zdążyłam się odezwać. Mistorzstwo osiągnęła po tym jak przepytała mnie drobiazgowo z lektury, którą przeczytałam i znałam nawet, a potem się okazało, że… niedostateczny…
Wylaliśmy ją, bo taką moc miała moja klasa.
Pamiętam, że w czasie Niezwykle Ważnej Wizytacji z Kuratorium, mój przyjaciel P. był łaskaw się wypowiedzieć o Hamlecie, że _ to taki rozmazany gówniarz_ .

wychowawczyni – przydzielili takiej klasie, humanistycznej w niekiepskim liceum panią od wuefu. Niewiele z nas rozumiała. Była fałszywa i podstępna, ale za to dzięki jej prowadzeniu lekcji do dziś potrafię wyprostować nogę siedząc i trzymając się za stopę. Jakiś zysk to jest, prawda.

Studia:

Na pierwszych znalazły się osoby, które podały mi pomocną dłoń. Zwłaszcza na drugim roku. Nawet na tym wydziale zdarzają się cuda.

Na drugich przeżyłam wstrząs poznawczy, że jeszcze się traktuje studenta jak człowieka. Dostępność i otwartość Nauczycieli mnie powaliła na kolana.
Promotorka mojej pracy magisterskiej co chwila mnie straszyła, że to jest praca na trójkę, ale w końcu dostałam piątkę z obrony i recenzentka, która była dla mnie wielkim autorytetem stwierdziła, że to jest praca na poziomie doktoratu.

Ech… Wciąż mam nauczycieli i mogłabym tę historię ciągnąć w nieskończoność...

Dotykając drugiego tematu… Nauczyciele nie mają tak źle jak się powszechnie uważa. Przepraszam.
Wakacje, ferie, względnie niewielka liczba godzin pracy z przerwami.

To mówię ja. Zatrudniona w Publicznej Służbie, pracująca mówieniem, bez wakacji i przerw, o feriach nie wspomnę.

Rzekłam.


Freeman: Dzień Nauczyciela (u mnie w blogu za zgodą autora) By: tecumseh (13 komentarzy) 14 październik, 2009 - 23:57