czyżby w temacie blogowania nareszcie coś drgnęło?:)
Lecę więc z należną, niejedną gwiazdką. Iluminacja pana prof Krzemińskiego, tyle tajemna co fascynująca, jest jej warta.
Pan Profesor Ireneusz to właśnie taki, przywołany przez Pana, bafomet w swym pierwotnym znaczeniu. Tym zgrabnie ujętym w pismach tego starego Żyda i okultysty Elifasa Leviego – bliższym nam kulturowo niż yin i yang.
Rozdarty, aczkolwiek zmierzający do harmonii, stanowiący dwie wzajemnie dopełniające się, przeciwstawne siły.
Pan Profesor z ostrożności wypowiada się niezbornie i skąpo, jakby obawiał się towarzyskiego ostracyzmu.
Kwestie towarzysko mogące stanowić zagrożenie zbywa śmiechem.
Na wszelki wypadek, posługuje się więc kodem porozumiewawczym warszawki.
Jeśli już udaje się na na mszę, to oczywiście do Dominikanów.
Tak jak na sushi chodzi się do Izumi.
(Polecam nowootwartą na ul.Żaryna, tak Żaryna- to nie jest wcale żart).
Jest to przecież tak samo wiadome jak np. to, że przyjęcie sakramentu małżeństwa najlepsze jest w kościele u Wizytek a dyplom najlepiej oblewa się w Jeziorze Łabędzim.
Jedno jest zastanawiające; uczony pan profesor zmuszony jest do użycia całego dostępnego mu arsenału badawczego, by dojść do konkluzji oczywistych dla każdego w miarę rozgarniętego.
Czyli jednostki z nieprzekraczającą normy zawartością michnikowczyzny we krwi.:)
Z drugiej strony, trudny do wyobrażenia jest tragizm sytuacji człowieka żyjącego do tej pory w błogim przeświadczeniu nienawiści, ksenofobii, antysemityzmu i prymitywnej naskórkowości katolicyzmu słuchaczy Radia Maryja, gdy skrupulatnie przeprowadzone badania przeczą temu najwyraźniej.
Jak teraz żyć?
Kim się w końcu jest?
Autorytetem naukowym, czy publicystą Gazety Wyborczej?
Głowa pęka, gdy poukładany tak ślicznie świat popada w ruinę.
Nie zazdroszczę.
W każdym razie zdaje się być o jednego zacietrzewieńca mniej. To cieszy.
Czyżbyśmy odzyskiwali z wolna Krzemińskiego?:)
Pozdrawiam serdecznie
Ps.
Znów się rozpisałem.
Przepraszam, następnym razem się poprawię.:)
Ooo..,Panie Referencie,
czyżby w temacie blogowania nareszcie coś drgnęło?:)
Lecę więc z należną, niejedną gwiazdką. Iluminacja pana prof Krzemińskiego, tyle tajemna co fascynująca, jest jej warta.
Pan Profesor Ireneusz to właśnie taki, przywołany przez Pana, bafomet w swym pierwotnym znaczeniu. Tym zgrabnie ujętym w pismach tego starego Żyda i okultysty Elifasa Leviego – bliższym nam kulturowo niż yin i yang.
Rozdarty, aczkolwiek zmierzający do harmonii, stanowiący dwie wzajemnie dopełniające się, przeciwstawne siły.
Pan Profesor z ostrożności wypowiada się niezbornie i skąpo, jakby obawiał się towarzyskiego ostracyzmu.
Kwestie towarzysko mogące stanowić zagrożenie zbywa śmiechem.
Na wszelki wypadek, posługuje się więc kodem porozumiewawczym warszawki.
Jeśli już udaje się na na mszę, to oczywiście do Dominikanów.
Tak jak na sushi chodzi się do Izumi.
(Polecam nowootwartą na ul.Żaryna, tak Żaryna- to nie jest wcale żart).
Jest to przecież tak samo wiadome jak np. to, że przyjęcie sakramentu małżeństwa najlepsze jest w kościele u Wizytek a dyplom najlepiej oblewa się w Jeziorze Łabędzim.
Jedno jest zastanawiające; uczony pan profesor zmuszony jest do użycia całego dostępnego mu arsenału badawczego, by dojść do konkluzji oczywistych dla każdego w miarę rozgarniętego.
Czyli jednostki z nieprzekraczającą normy zawartością michnikowczyzny we krwi.:)
Z drugiej strony, trudny do wyobrażenia jest tragizm sytuacji człowieka żyjącego do tej pory w błogim przeświadczeniu nienawiści, ksenofobii, antysemityzmu i prymitywnej naskórkowości katolicyzmu słuchaczy Radia Maryja, gdy skrupulatnie przeprowadzone badania przeczą temu najwyraźniej.
Jak teraz żyć?
Kim się w końcu jest?
Autorytetem naukowym, czy publicystą Gazety Wyborczej?
Głowa pęka, gdy poukładany tak ślicznie świat popada w ruinę.
Nie zazdroszczę.
W każdym razie zdaje się być o jednego zacietrzewieńca mniej. To cieszy.
Czyżbyśmy odzyskiwali z wolna Krzemińskiego?:)
Pozdrawiam serdecznie
Ps.
yassa -- 09.11.2009 - 16:16Znów się rozpisałem.
Przepraszam, następnym razem się poprawię.:)