Okazało się że były premier Jarosław jednak zagłuszał.
Jeszcze niedawno wszystkiemu winne były niemieckie media.
Dzień, dwa później, okazało się, że jednak jakieś zagłuszarki działały… Ale pielęgniarki były zagłuszane niejako przy okazji, bo wlazły do kancelarii, a kancelaria szefa rządu kryła się w chmurze elektronicznego szumu przed bliżej niekoreślonym (zapewne niemieckim) wrogiem.
Dziś sprawą zajął się prokurator.
Przypomniały mi się te ciepłe dni, palma z ronda de Gaulle’a w pielęgniarskim czepku
Więc proszę – wrzucam taki mały obrazek z poprzedniej epoki. Zwłaszcza, że wciąż wydaje mi się aktualny. Niezależnie od tego kto rządzi…
Pałac władzy z perspektywy namiotu.
Miałem już dość prasowych analiz, newsów z TVN 24 i wojen toczonych na internetowych forach. Postanowiłem sam doświadczyć właśnie rozgrywającej się historii. Wziąłem pieska na spacer i po drodze, a nie mam daleko, jakieś piętnaście minut spacerkiem, zahaczyłem o pielęgniarskie miasteczko namiotowe.
A pogoda była dziś piękna. Po 16 upał nieco zelżał. Lekki wiatr kołysał drzewami w Łazienkach i na Bagateli – małej, zwykle spokojnej uliczce prowadzącej od Placu Unii Lubelskiej do Łazienek, prosto pod pomnik Piłsudskiego. Dziś Bagatela była czarno – niebieska. Dziesiątki poparkowanych gdzie się da policyjnych samochodów. Policjanci, proste chłopaki w porozciąganych, czarnych podkoszulkach, wyraźnie znudzeni. W jednym miejscu liczył się jakiś pododdział. Kowalski – grzmi dowódca – naprzeciw niego dwuszereg w niezbyt regulaminowym stanie – upał nie pozwala… Idę, już idę – funkcjonariusz Kowalski odpowiada z krzaków. Puste, plastikowe butelki po wodzie, w jednym z samochodów oficer stuka rysikiem w palmtopa.
Po drugiej stronie Alej Ujazdowskich jest biało od pielęgniarskich czepków. Na trawniku wzdłuż parkanu Łazienek, na całej długości, porozstawiane namioty. Podobno jest ich ponad 130. Rzeczywiście wygląda, że jest ich sporo. Podobno zawsze jest tu bardzo głośno. Ale nie teraz – może to upał zmógł protestujących, może jest coś na kształt przerwy obiadowej. „Dziewczyny – pomidory” – słyszę – „trzeba uzupełnić zapasy potasu!” To nie tylko pielęgniarki, raczej całe szpitalne załogi – bo jest tu także wielu mężczyzn – kierowców karetek, pielęgniarzy, lekarzy. Leżą w cieniu na karimatach, rozmawiają, przechadzają się powoli wzdłuż parkowego parkanu. Ktoś wysyła sms-y, ktoś z plastikowego talerzyka je grochówkę. Toczy się cicha wojna między protestującymi a robotnikami rozwieszającymi na ogrodzeniu Łazienek zdjęcia kolejnej fotograficznej wystawy. „Proszę nie ruszać tego transparentu” „On jest nasz”... Płot Łazienek zawieszony jest płachtami prześcieradeł z wymalowanymi nazwami uczestniczących w proteście szpitali.
Przechadzam się powoli, piesek węszy, podbiega do siedzących przed namiotami. To mały, z lekka jamnikowaty kundelek. Wesoły i wszystkiego ciekawy. Potrafi błyskawicznie przełamać lody. A ja dzięki temu mogę pogadać.
Nie ma tu napięcia między pielęgniarkami a policjantami. Przysiadają się, rozmawiają z protestującymi. W powietrzu wyczuć można specyficzną energię powstałą z mieszanki desperacji i wyzwolonej społecznej aktywności.
Po drugiej stronie ulicy siedziba premiera – wielki budynek, wzniesiony na początku dwudziestego wieku na potrzeby rosyjskiego Korpusu Kadetów. Oddzielony od protestujących kordonem policji i rzędami barierek.
Z perspektywy rozłożonego pod parkowym ogrodzeniem namiotu ten gmach wygląda absurdalnie. Stalowo-betonowy pancernik z odzianą na czarno załogą na przeciw szumiących na lekkim letnim wietrze drzew, rozdawanych z plastikowej torebki dojrzałych pomidorów, wyblakłych okładek starych książek rozłożonych na murku przez jakiegoś upadłego bukinistę. Gdzieś tam w środku pracują podobno zagłuszarki, uniemożliwiające kontakt telefoniczny czterem zamkniętym w siedzibie premiera pielęgniarkom z koleżankami na zewnątrz.
Przypominają mi się smaczne dykteryjki, opowiedziane w jednym z esejów przez Amosa Oza, mówiące o naiwnym egalitaryzmie pierwszych przywódców Izraela. O premierze Dawidzie Ben Gurionie, z uporem wpisującym do wszelkich dokumentów jako zawód – „robotnik rolny”. O najdłużej sprawującym swój urząd prezydencie kraju – Icchaku Ben Cwi, który mieszkał w zwykłym bloku i miał zwyczaj zastępować na dwie godziny dziennie posterunkowego w budce wartowniczej przed rezydencją rządową.
Wątpię, czy pielęgniarki mają jakieś konstruktywne pomysły, które mogą w szybki sposób doprowadzić do rozwiązania ich problemów. Ale myślę, że cechą każdego prawdziwego przywódcy jest umiejętność prowadzenia dialogu, wykonywania gestów symbolicznych, nawet nie do końca zgodnych ze sztywno postrzeganym prawem, umiejętność nawiązania kontaktu ze społeczeństwem.
Z perspektywy pielęgniarskiego namiotu działania wykonywane ostatnio przez premiera – zawiadomienia składane na prokuraturze, oskarżenia o polityczne inspiracje, dobieranie sobie rozmówców, poniżanie protestujących, to działania indolentne, małostkowe i po prostu po ludzku głupie.
komentarze
xipetotec'u
“myślę, że cechą każdego prawdziwego przywódcy jest umiejętność prowadzenia dialogu”
ani Jarkacz ani Lechkacz tego nie potrafią ... jedyne to im dobrze wychodzi to regularne puszczanie bąków i strzelanie fochów
a Jarkacz po raz kolejny okazał się śmierdzącym kłamcą ... zwykłą szmatą
“Nie ma Boga, jest motór.”
Docent Stopczyk -- 27.02.2008 - 22:23Panie Docencie
Co o znaczy, że facet okazuje sie szmatą?
Igła -- 27.02.2008 - 22:30Igła
...
co innego gada co innego robi … ale to w sumie każdy polityk to ściera … żadne odkrycie …
[pal sześć krętactwa ale żeby tak nieudolnie!]
“Nie ma Boga, jest motór.”
Docent Stopczyk -- 27.02.2008 - 22:34Docencie
Ależ oni dialogują.
Między sobą.
I`m sexy motherfucker!
Mad Dog -- 28.02.2008 - 00:13