Europosłowie z komisji konstytucyjnej przyjęli raport, który nawołuje do ograniczenia władzy przyszłego przewodniczącego Rady Europejskiej. W najbliższych tygodniach raport zostanie poddany głosowaniu w Parlamencie Europejskim. Zaczyna się można powiedzieć walka o władzę. Traktat Lizboński chociaż obszerny nie reguluje sposobu działania Unii Europejskiej w sposób, który by zamykał drogę różnym interpetacjom. Każda instytucja będzie próbowała „wycisnąć” z niego jak najwięcej dla siebie. Mało konkretne są zwłaszcza zapisy dotyczące przewodniczącego Rady Europejskiej.
Zgodnie z Traktatem Lizbońskim przewodniczącego wybiera większością kwalifikowaną Rada Europejska na 2.5 letnią kadencję przy czym funkcję tę można sprawować jedynie przez dwie kadencje. Posłowie podkreślili, że przewodniczący nie powinien reprezentować Unii Europejskiej we wszystkich kwestiach politycznych. Powinien się ograniczyć przede wszystkim do polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. W tej dziedzinie komptencje winien dzielić z wysokim przedstawicielem Unii ds. polityki bezpieczeństwa i zagranicznej. Przy ten drugi Unię ma reprezentować Unię (np. prowadzić negocjacje) na szczeblu ministerialnym. W pozostałych kwestiach w imieniu Unii winien wypowiadać się przewodniczący Komisji Europejskiej. Parlament chociaż nie ma w zasadzie kompetencji jeżeli chodzi o politykę zagraniczną i bezpieczeństwa chciałby również na nią wywierać wpływ. Raport zapowiada, że posłowie będą próbować wywrzeć wpływ na skład europejskiej służby dyplomatycznej używając w tym celu możliwości zawetowani budżetu.
Próba ograniczenia kompetencji przewodniczącego wynika z kilku kwestii. Niektórzy politycy obawiają się, że silna pozycja przewodniczącego oznacza zdominowanie Unii przez duże i silne państwa. Rzecz jasna są to obawy znamionujące polityków z mniejszych państw członkowskich. Z kolei część polityków uważa, że legitymizacja przewodniczącego jest słaba, ponieważ nie jest on odpowiedzialny ani przed Parlamentem Europejskim ani bezpośrednio przed europejskimi wyoborcami. Sądzą, że zwiększanie komptencji przewodniczącego pogłębi deficyt demokracji w Unii Europejskiej. Troskę taką wykazują przede wszystkim, ci którzy chcą wzmocnienia roli Parlamentu Europejskiego. Inni z kolei obawiają się natomiast nie tyle wzmocnienia największych państw, co osłabienia wymiaru wspólnotowego (ponadnarodowego) i powrót do współpracy o charakterze międzyrządowym. Niepokoją się, że centrum decyzyjne przesunie się do Rady Europejskiej, gdzie dominują przedstawiciele rządów państw członkowskich.
Jeżeli Traktat Lizboński wejdzie w życie, to czeka nas ciekawy okres realizacji jego postanowień, którego efekt wcale nie jest oczywisty. Jedne instytucje stracą, inne zyskają. Praktyka jaka się wytworzy będzie natomiast stanowić podstawę kolejnych traktatów. Unia jest dość dynamicznym tworem, w którym władza nie jest ściśle przypisana konkretnym instytucjom. Unia Europejskim jest złożonym systemem instytucji, które nawzajem się monitorują, czasem wchodzą w konflikt, czasem współpracują i często zazdrośnie patrzą na kompetencje innych. Kwestie komplikuje fakt, że sami polityce nie bardzo wiedzą czego chcą: i nie ma jednej powszechnie akceptowanej wizji Unii Europejskiej. Zarówno jeżeli chodzi o jej instytucjonalny kształt, zakres kompetencji jak i jej granice.