Wyobraź sobie taką sytuację:
Gdzieś tam istnieje sobie miasto. Miasto piękne, w częściach pełne parków, wody i tego wszystkiego co naturą zwiemy, a w innych miejscach zindustrializowane, technokratyczne. Nowoczesne można by rzec.
Struktura tego miasta jest całkiem prosta. Podzielone na kilkanaście dzielnic, z ktorych każda ma swój własny samorząd podporządkowany Prezydentowi Miasta, którego z kolei obowiązkiem jest zapewnić miastu i jego mieszkancom bezpieczenstwo i dostatek.
Można by powiedzieć; może nie raj, ale jak na dzisiejsze warunki to calkiem przyjemne miejsce do życia. No wlasnie, ale czy napewno? Czy nic sie nie ukrywa pod podszewką?
Pierwsze co sie rzuca w oczy po bliższym obejrzeniu to ambicja. Ambicja nie zawsze zdrowa, przewodniczących samorządów dzielnicowych. Nie wszystkich, niektórych, ale to czesto wystarcza do wpuszczenia fermentu. Wiecie o co mi chodzi: “Dlaczego my płacimy więcej niż ci z dzielnicy poludniowej?”, albo: “Sami na pewno rządzilibysmy sie lepiej i bylibysmy jeszcze bogatsi”. To nieprawda, ale dziala na część mieszkanców. Niestety takze podnosi ambicje tym największym krzykaczom, ktorych parcie na wladzę czasami zbliża sie do niebezpiecznych granic.
Drugie, to jak sie bliżej przyjrzysz i posluchasz dowiadujesz się o osobnikach próbujących rozsadzić miasto od środka używając bardziej drastycznych metod. Potrafią oni wybrac się do innej dzielnicy i zrobic taką demolkę, że nawet ofiary bywają. Co tam do innej, nawet u siebie tak robią. Ich ambicja popycha do najbardziej absurdalnych czynow. Usprawiedliwiają to, wspominając zaprzeszle czasy, kiedy przez krotki okres ich dzielnica rządzila sie sama. Też nie tak do konca, ale każdy woli pamiętac swoją historie w ładniejszych kolorach.
Często ci pierwsi z tymi drugimi idą ręka w rękę, choć oczywiście zaprzeczają takim zarzutom.
Są jeszcze takie “drobiazgi” jak używanie różnych językow w różnych dzielnicach. Bo wyobraź sobie, choć jest jeden obowiązujacy (tzw. miejski), to znam taka dzielnicę gdzie większość dzieci w wieku do 15 lat, w ogóle nie potrafi sie nim posługiwać.
Zapytasz jak to jeszcze trzyma się kupy? Wiesz, jednak większość mieszkanców woli taki “status quo”, niz niepewność obiecanek. No i ważne jest też, że za Prezydentem, z której frakcji by nie był stoją murem slużby miejskie.
Nie można oczywiście zapomnieć o Patronie. Kim jest Patron? To taka osoba, która oficjalnie ma niewiele do powiedzenia w sprawach miasta, niemniej jednak prawie wszyscy mieszkancy darzą go większym szacunkiem i poważaniem, niz jakiegokolwiek Prezydenta. I co ważne, jego syn cieszy sie równym respektem, a to dobrze wróży na przyszłość.
komentarze
Hm, wstęp już jest widzę:),
ale właściwie takich miast- krajów podzielonych i skomplikowanych to trochę poza Hiszpanią jeszcze jest.
Pozdrawiam.
grześ -- 05.10.2008 - 20:03Grzes
Od czegos trzeba bylo zaczac;)
Pozd.
rollingpol -- 05.10.2008 - 20:18Jak, na ten przykład
Targówek na Pradze.
Nie mówiąc o Pelcowiźnie albo Grochowie.
No ale dajmy autorowi się rozkręcić.
Igła -- 05.10.2008 - 20:18:)
Bardzo dobry wstęp,
jakkolwiek, wskutek zwichnięcia umysłowego, jakoś go odniosłem nie tak. Ale to jeszcze bardziej się rozbawiłem od tego.
To może być dlatego, że dzisiaj (już gdzieś pisałem) na próbowaniu wina byłem.
Ku mojemu przerażeniu (bo bardzo próbowałem) kupiłem jakieś dziwne wino z okolic Madrytu i crianzę z Jumilli. Chyba mi smakowała, bo dwie butelki kupiłem.
Żona odmawia komentarzy. Pokazuje mi, co włoskiego kupiłem i czyni ruchy koliste w okolicy czoła.
Pozdrawiam, czekając na więcej
yayco -- 05.10.2008 - 20:39A tak trochę apropo's,
znaczy apropo’s Hiszpanii polecam ostatnią Sjestę Kydryńskiego, z 5 października.
Muzyka tylko hiszpańskojęzyczna:
http://www.pilsner.pl/
grześ -- 06.10.2008 - 18:51Dzieki:)
Dzieki za lagodne potraktowanie i dobre slowo. Postaram sie nie zawiesc zaufania.
Pozdrawiam
Ps.
Panie Yayco, wino z rejonu Jumilla to calkiem przyzwoite wino. A jesli przy tym butelka, np. Castillo San Simon kosztuje 1,55 eur., to prosze Pana…No co tu wiele pisac?
Pozd.
rollingpol -- 07.10.2008 - 13:13