Premier Donald Tusk złożył w trakcie wywiadu dla telewizji “Polsat” propozycję “zawieszenia broni” i paktu o nieagresji, na okres roku. Propozycja została złożona pod adresem Prawa i Sprawiedliwości i jej szefa, Jarosława Kaczyńskiego, a także jego brata, Lecha. Porozumienie miałoby dotyczyć spraw gospodarczych, finansów publicznych, wprowadzenia euro (czyli nowelizacji Konstytucji RP), spraw polityki zagranicznej. Premier stwierdził, że w dobie kryzysu, jest to konieczność, wyższa konieczność.
Przyznam się szczerze, że po usłyszeniu tej propozycji, najpierw przebiegły mi po plecach ciarki, później zacząłem się zastanawiać, o co właściwie Tuskowi chodzi? Czy jest to kolejne zagranie, typu “pijar” dla mas, czy oznaka słabości, czy może jeszcze coś innego, ot, choćby “interes państwa”.
Jeżeli by chodziło rzeczywiście o to ostatnie, czyli interes Polski, to Donald Tusk powinien pogrzebać sobie trochę w pamięci i przypomnieć, że Lech Kaczyński, kiedy zwycięstwo PO było już jasne, stwierdził, że będzie wetował inicjatywy ustawodawcze nowego rządu, jak leci. Po wyborach podział mandatów ma poszczególne partie i koalicje był jasny, i zderzając te dwa fakty, czyli deklarację Kaczyńskiego – prezydenta i ilość głosów w Sejmie, można było stwierdzić, że do sprawnego rządzenia potrzeba nie 231 głosów, lecz 277… a to mogła dać tylko koalicja (niekoniecznie rządowa) z LiD-em. Ale zadarty nos PO na to nie pozwolił.
Propozycja taka, jaką skierował Donald Tusk, podana w takiej formie, to wyraz słabości. Tego rodzaju balonów nie wypuszcza się, zanim strony w gabinetach nie uzgodnią, że warto rozpocząć grę. Jest to więc po prostu tanie zagranie pod publiczkę, wyglądające na to, że doradcy powiedzieli panu Donaldowi, że wyjdzie to ładnie, pro państwowo. A wyszło, jak zawsze.
Ludzie, wyborcy, którzy oddali głos na partię Donalda Tuska, poza tymi, którzy głosowali na niego, jako na mniejsze zło, wymagają od tego rządu wzięcia odpowiedzialności za państwo. Nie politycznej, ale świadomej odpowiedzialności. Tego rodzaju zagrywki, czyli próba bratania się z kimś, kogo zapleczem są populiści z LPR i Samoobrony, wspomagani przez beretowe hufce, świadczy o tym, że Platforma Obywatelska nie ma pomysłu, jak wdrożyć w życie szumne zapowiedzi z expose premiera. Propozycja Tuska podobna jest do rozmowy policjanta ze złodziejem przed sklepem jubilera, gdzie my, czyli społeczeństwo złożyliśmy swoje precjoza w komis. Panowie rozbiją szybę, podzielą się łupem i każdy później pójdzie w swoją stronę, aby dalej bawić się w partyjną ciuciubabkę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie sądzi chyba, że ten partyjniacki układ nie odbyłby się bez płacenia na rzecz PiS kontrybucji politycznych. A to może tylko PiS wzmocnić.
Rada jest prosta – kryzys trzeba przeżyć, zmuszając konkretami Lecha Kaczyńskiego do działań korzystnych dla Polski, czyli podpisywania tego, co ma stabilizować polską gospodarkę. PiS i jej szefa trzymać z daleka.
Tusk powinien chyba wiedzieć, że jakiekolwiek konszachty z Jarosławem Kaczyńskim nikomu jeszcze na zdrowie nie wyszły.
Azrael