Ars bene moriendi

Hannah Jones, młoda Angielka, mieszkająca w Marden, w hrabstwie Herefordshire, to człowiek dorosły. Człowiek dorosły, w ciele drobnej trzynastolatki, doświadczonej wieloletnimi zmaganiami z chorobą.
Dziewczynka od piątego roku życia cierpi na rzadką odmianę białaczki. I od tego czasu rzadko wychodzi ze szpitala, poddawana różnym terapiom. Leczenie farmakologiczne spowodowało u niej inną chorobę, wadę serca, ubytek w przegrodzie międzykomorowej. Lekarze zastosowali rozrusznik serca, ale jest to tylko rozwiązanie tymczasowe, które nie leczy i nie zatrzymuje postępu choroby. Lekarze zalecili przeszczep, ale w związku z jej stanem zdrowia, możliwość przeżycia zabiegu ocenili na 10 do 15%. Jednocześnie oznacza to zaniechanie terapii przeciwko białaczce.

Dziewczyna świadomie zrezygnowała z operacji, godząc się na prawdopodobną śmierć w ciągu kilku miesięcy. Stwierdziła, że chce je spędzić z rodziną. Rodzice zaakceptowali jej wybór, a sąd przyznał im rację.

Dziewczynka skorzystała z prawa o decydowaniu o swoim losie, można śmiało powiedzieć, że jej doświadczenie i dorosłe spojrzenie na życie, wynikające z wieloletnich przeżyć, kazało jej przerwać nieskuteczną i uciążliwą terapię. Jednocześnie dziewczynka i jej rodzice udowodnili, że państwo nie musi zmusić obywatela do działań niezgodnych z jego sumieniem i wyborami. Dziewczynka wybrała, według siebie, lepsze rozwiązanie. Dla siebie i rodziców. Wybrała godną śmierć.

Nie wiem, jakiego wyznania jest Hannah, czy może jest ateistką. Nie jest to istotne, z punktu widzenia jej prawa obywatelskich. Ale byłoby istotne zapewne w Polsce.

Czy można przewidzieć, jak by to się odbyło u nas? Tak, czytając komentarze katolickich publicystów, wyglądałoby to tak, że na sygnał księdza z jakiejś organizacji “pro life” złożono by najpierw doniesienie do prokuratury na rodziców dziewczynki. Oskarżono by ich o uporczywe zaniechanie leczenie, być może o bierną eutanazję. Dziewczynka została by poddana naciskom, jej rodzice znaleźli by się w świetle fleszy i pod obstrzałem mikrofonów. Prokuratura zaczęłaby szukać możliwości złożenia wniosku o ograniczenie praw rodzicielskich. Organizacje “obrońców życia” zaczęły by jednocześnie wywierać nacisk na lekarzy i na media. Zawiązałyby się komitety “obywatelskie”, które by tropiły każdy ruch dziecka i jej rodziców. Odbywałyby się modły, Jan Pospieszalski zrobiłby aktualny program “Warto rozmawiać”, z jak zwykle bezstronnymi i reprezentatywnymi gośćmi, Forum “Frondy” i “Gazeta Polska” zapewne zaczęłyby zbierać jakieś podpisy. Machina nacisku, histeria oskarżająca rodziców o zgodę na “bierne samobójstwo” dziewczynki, szeroko by się rozlała. Nie obeszłoby się od oskarżeń pod adresem “Gazety Wyborczej”, że stoi po stronie cywilizacji śmierci, z Janem Turnauem na czele. A na koniec minister Ewa Kopacz, nauczona innym doświadczeniem, umyłaby ręce i dziewczynka pozostałaby bez opieki. Tylko Jurek Owsiak zapewne umożliwiłby dziewczynce i jej rodzicom wyjazd z Polski…

To nie jest niestety czarny scenariusz, to jest scenariusz tego rodzaju sytuacji, jak najbardziej realny. I już przećwiczony, w wielu przypadkach. Były już odmowy badań prenatalnych dla matek, były już akcje i nagonki dla dzieci i rodziców, którzy chcieli skorzystać ze swoich praw. W imię doktryn kościelnych i “jedynie słusznej katolickiej moralności” deptano prawo do prywatności i godności. Deptano prawo do wyrażania własnej woli, woli życia i zdrowia.

Hannah Jones wybrała wolność i ciszę, wybrała rodzinę i prawo do decydowania o swoim losie, wybrała godność. Postanowiła, że będzie podmiotem życia, a nie przedmiotem pod kontrolą lekarzy i aparatury podtrzymującej życie. Odważna decyzja pozwoliła jej na uniknięcie upokorzenia niegodnej śmierci.

Hannah nieświadomie stanęła na granicy determinizmu i indeterminizmu. Podjęła decyzję wykraczając poza uwarunkowania i sytuacje, chorobę i leczenie, które przez lata kierowały jej życiem. Wykazała, że wola, wolna wola człowieka może dać prawdziwą wolność i pełne prawo decydowania o własnym losie. Zrozumiała, że dla niej, w tej sytuacji, najważniejsza jest teraźniejszość i przeżywanie chwil szczęścia z rodziną.

Azrael

Ars bene moriendi – Sztuka dobrego umierania

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Wiesz, ostatnio

oglądałem film “Błekitny motyl”, nie wiem, czy kojarzysz, ale tam jest własnie o chłopaku chyba 12-letnim, chorym , mającym jakiegoś guza i mającym jeszcze kilka miesięcy życia.

I on jest tak cudownie pogodzony z życiem i umieraniem,zależy mu tylko na spełnieniu marzenia-znalezienia tropkilanego błękitnego motyla-morpho, w końcu nie umiera, film jest oparty na faktach, dzieciak też przeżył w rzeczywistości.

Tak mnie zastanowiła ta postawa, taka pełna świadomości i zgody na to co będzie.
Ale się tak zastanawiam, czy dziekco 13-letnie może decydować samo?
Czy to jednak bardziej rodzice za nią zdecydowali? (choćby w bardzo pośredni sposób)
trudna sprawa.
Nie wiem.
Ale co do reakcji katolickich publicystów i spólki masz rację.

Pzdr


Azrael

Odważna decyzja pozwoliła jej na uniknięcie upokorzenia niegodnej śmierci.

?

co oznacza wg. Ciebie upokorzenie niegodnej śmierci?

kto tą przemiłą dziweczynę będzie rozliczał z godnego lub nie urodzenia lub niegodnej lub godnej śmierci?

prezes,traktor,redaktor


@max

Ona sama i jej rodzina


Subskrybuj zawartość