Obserwuję dziwne zjawisko – ludzie, którzy darzą sympatią ( z przyczyn znanych tylko im, a czasem podejrzewam, że sami nie znają powodów owej sympatii) – nie widzą różnicy miedzy nazywaniem rzeczy po imieniu a inwektywą i agresją.
Obrażają się na rzeczywistość i na tych, którzy nie wykraczając poza ramy prawdy opisują coś, co jest “podskórne”. Mechanizmy działań, intencje ludzkich czynów, ukrywanie prawdy i głoszenie kłamstw – uznając je za brutalne przekraczanie barier opisywania świata.
Ta postPRLowska pozostałośc mówienia ogródkami, a nie wprost, ta aluzyjność, ktora w tamtych czasach decydowała, między innymi, o szalonym powodzeniu polskich kabaretów i satyryków – dziś nadal święci triumfy. Lepiej jest opisywać coś krążąc dokoła, bawiąc się w subtelne dywagacje starannie omijające cel i nawet niewiodące do niego a zaledwie gdzieś w pobliże. Takie ostrożne naprowadzanie – jakby powiedzenie wprost czymś groziło.
Nie potrafię tego traktować wyłącznie w kategoriach języka, jako wyniku wyższej kultury, wkraczającej wręcz w literaturę. W literaturze te cienkości niezmiernie cenię. Nie w polityce.
Podobnie jak Słonimski i jego kroniki. Subtelny poeta – nie bał się tam, gdzie wkraczała brutalnie polityka – mówić językiem oczywistych stwierdzeń. Tam gdzie uznawal, że wkroczyło zło – uzywał jezyka ostergo i piętnującego.
Często słyszę zarzut, że piszę z jadem. Piszę świadomie używając prostego języka i nie unikam prostych stwierdzeń. Ale ludzie boją się prostych stwierdzeń. Tak, jakby burzyły im one obraz świata. Jakby wywracały na nice , bez zostawiania furtki, bez możiwości interpretacji nie do końca ostatecznej, ich pojęcia. Jakby odbierały im złudzenia.
Ta potrzeba takiego lekkiego fałszu, kropli obłudy,pozorowanej obiektywności, łagodzenia, relatywizmu – jest szczególnie widoczna u ludzi, którzy dają dowody rozumienia zjawisk – ale którzy sami przed sobą nie potrafią się przyznać do sensu jaki z nich odczytują.
Tak, jakby wiara we własne wyobrażenia odbierała im zdolność racjonalnej oceny.
To jest zdumiewajace – to przenoszenie kategorii wiary właściwej rzeczom mistycznym – na politykę, a dokładniej na ludzi polityki. Wiara w intencje, w głoszone słowa i w konsekwencji w konkretnego czlowieka.
Nigdy nie rozumialam sekciarstwa, magii sekt a w szczególności wiary w guru – ludzi wydawaloby się rozumnych, wykształconych, wrażliwych. Oczywiście potrafię dokonywać analizy poszczególnych przypadkow – zagubienie, wyobcowanie, szukanie autorytetu, kompleksy, piodziw dla konkretnego czlowieka, uwiedzenie ideą, odnajdywanie “swojego” miejsca, bombardowanie miłością itp.
Ale mimo wszystko – nie rozumiem.
I może dlatego tak mnie zadziwia ten lęk przed utratą złudzeń – szczególnie u ludzi, wobec których odczuwam bliskość intelektualną.
Nie mówię o ludziach celowo i świadomie podejmujących walkę nie tyle w imieniu i na rzecz jakiejś opcji politycznej, ale przeciw – przeciw wszystkim innym.
Za tym najczęściej stoją: cynizm, pieniądze, karierowiczostwo i jakże często zwyczajna głupota, potrzeba kibolstwa i agresji.
Piszę o tym, bo widzę na Twoich blogach, że stykasz się z podobnymi zjawiskami, z którymi i ja i wielu innych ma do czynienia.
Nie umiem, a raczej nie dążę do tego by wgryzać się w tem temat.
Ale niepokoi mnie on – ponieważ wskazuje jak łatwo jest złu uwieść człowieka.
Jak dobre wychowanie, kultura, takt i delikatność, nawet wiedza – wykorzystywane są przeciw dobru – przydając złu wartości ( mniejsze, większe), przybierając je w maski i kolorowe, mamiące szatki, znajdując usprawiedliwienia a czasem nawet gloryfikując.
Och, rozpisałam się melancholijnie.
Ale to przez Ciebie i Twoje trafiające do mojego przekonania, komentarze.
Witaj Stary
Obserwuję dziwne zjawisko – ludzie, którzy darzą sympatią ( z przyczyn znanych tylko im, a czasem podejrzewam, że sami nie znają powodów owej sympatii) – nie widzą różnicy miedzy nazywaniem rzeczy po imieniu a inwektywą i agresją.
Obrażają się na rzeczywistość i na tych, którzy nie wykraczając poza ramy prawdy opisują coś, co jest “podskórne”. Mechanizmy działań, intencje ludzkich czynów, ukrywanie prawdy i głoszenie kłamstw – uznając je za brutalne przekraczanie barier opisywania świata.
Ta postPRLowska pozostałośc mówienia ogródkami, a nie wprost, ta aluzyjność, ktora w tamtych czasach decydowała, między innymi, o szalonym powodzeniu polskich kabaretów i satyryków – dziś nadal święci triumfy. Lepiej jest opisywać coś krążąc dokoła, bawiąc się w subtelne dywagacje starannie omijające cel i nawet niewiodące do niego a zaledwie gdzieś w pobliże. Takie ostrożne naprowadzanie – jakby powiedzenie wprost czymś groziło.
Nie potrafię tego traktować wyłącznie w kategoriach języka, jako wyniku wyższej kultury, wkraczającej wręcz w literaturę. W literaturze te cienkości niezmiernie cenię. Nie w polityce.
Podobnie jak Słonimski i jego kroniki. Subtelny poeta – nie bał się tam, gdzie wkraczała brutalnie polityka – mówić językiem oczywistych stwierdzeń. Tam gdzie uznawal, że wkroczyło zło – uzywał jezyka ostergo i piętnującego.
Często słyszę zarzut, że piszę z jadem. Piszę świadomie używając prostego języka i nie unikam prostych stwierdzeń. Ale ludzie boją się prostych stwierdzeń. Tak, jakby burzyły im one obraz świata. Jakby wywracały na nice , bez zostawiania furtki, bez możiwości interpretacji nie do końca ostatecznej, ich pojęcia. Jakby odbierały im złudzenia.
Ta potrzeba takiego lekkiego fałszu, kropli obłudy,pozorowanej obiektywności, łagodzenia, relatywizmu – jest szczególnie widoczna u ludzi, którzy dają dowody rozumienia zjawisk – ale którzy sami przed sobą nie potrafią się przyznać do sensu jaki z nich odczytują.
Tak, jakby wiara we własne wyobrażenia odbierała im zdolność racjonalnej oceny.
To jest zdumiewajace – to przenoszenie kategorii wiary właściwej rzeczom mistycznym – na politykę, a dokładniej na ludzi polityki. Wiara w intencje, w głoszone słowa i w konsekwencji w konkretnego czlowieka.
Nigdy nie rozumialam sekciarstwa, magii sekt a w szczególności wiary w guru – ludzi wydawaloby się rozumnych, wykształconych, wrażliwych. Oczywiście potrafię dokonywać analizy poszczególnych przypadkow – zagubienie, wyobcowanie, szukanie autorytetu, kompleksy, piodziw dla konkretnego czlowieka, uwiedzenie ideą, odnajdywanie “swojego” miejsca, bombardowanie miłością itp.
Ale mimo wszystko – nie rozumiem.
I może dlatego tak mnie zadziwia ten lęk przed utratą złudzeń – szczególnie u ludzi, wobec których odczuwam bliskość intelektualną.
Nie mówię o ludziach celowo i świadomie podejmujących walkę nie tyle w imieniu i na rzecz jakiejś opcji politycznej, ale przeciw – przeciw wszystkim innym.
Za tym najczęściej stoją: cynizm, pieniądze, karierowiczostwo i jakże często zwyczajna głupota, potrzeba kibolstwa i agresji.
Piszę o tym, bo widzę na Twoich blogach, że stykasz się z podobnymi zjawiskami, z którymi i ja i wielu innych ma do czynienia.
Nie umiem, a raczej nie dążę do tego by wgryzać się w tem temat.
Ale niepokoi mnie on – ponieważ wskazuje jak łatwo jest złu uwieść człowieka.
Jak dobre wychowanie, kultura, takt i delikatność, nawet wiedza – wykorzystywane są przeciw dobru – przydając złu wartości ( mniejsze, większe), przybierając je w maski i kolorowe, mamiące szatki, znajdując usprawiedliwienia a czasem nawet gloryfikując.
Och, rozpisałam się melancholijnie.
Ale to przez Ciebie i Twoje trafiające do mojego przekonania, komentarze.
Pozdrawiam serdecznie
RRK -- 07.07.2008 - 15:19