nie wiem, czy to twoje podejście czy ogólnie wybrzmiewający optymizm, ale tekst wydaje się być lekki wręcz naiwny.
A mowa przecież o modlitwie, wierze, szczęściu, samopoczuciu, woli boskiej, pokorze…
Tak nieśmiało zaznaczam tylko, że mimo próśb i tego, co od Boga dostajemy i tak trzeba porządnie wziąć się do roboty, aby ten dar rozwinąć. Ot, udane małżeństwo nie spadło Ci niczym gwiazdka z nieba, dostałeś jedynie szansę.
...bo mamy ręce, aby nimi działać. Fizycznie i duchowo.
A wieczorem może obejrzę film to i do niego się odniosę.
No przecież napisałem:
“...Aby jednak mieć owe szczęście jako zdobycz potrzeba wysiłku aby odkryć to kim jestem jako człowiek, mężczyzna/kobieta, i kim jestem w tym znaczeniu, że realizuję i rozwijam swoje talenty, zdolności i je realizuję z pasją a także odkrywanie ich…”
Ale aby wziąć się do roboty trzeba wiedzieć “co, gdzie i jak robić, tak jak “trzeba wiedzieć w którym miejscu kopać studnię, aby dokopać się do wody.
Nie ma studni bez wysiłku kopania, nie ma życia bez wysiłku oddychania.. , nie ma radości bez odnalezienia sensu pracowania, nie ma Prawdy bez jej wypatrywania.. .
Lekko piszę, bo trud związany z poszukiwaniem prawdy o sobie, wejściem w plan Boży jest ostatecznie lekkim trudem: “Jarzmo Moje jest słodkie, a ciężar lekki..”.
A ten trud zawiera się w stwierdzeniu: “nie jest się dobrym człowiekiem nie chcąc stawać się lepszym.. .”.
Poza tym, wejście w plan Boży nie sprawia, że ja nagle przestaję cierpieć, pozbywam się wysiłków i trudów życia a nawet pozbawia mnie grzeszenia. To ostatnie ciągnie się za mną jak cień.. .
Ale owo wejście w ten plan sprawia, że owe trudy i przeciwności mnie nie “spalają”, nie niszczą, w nich odnajduję nawet “moc strażnika” tego planu.
Przeciwności losu, cierpienie, codzienny trud mnie nadal spotyka ale one mnie nie “spalają” nie niszczą. Są jak ogień uszlachetniający a nie spalający, jak tygiel który oczyszcza.. .Bo przecież, w owych słabościach i trudach odnajduję ją, dlatego, że Jego mocy przyzywam, jego obecności upraszam.. . Leczony jestem z pychy doskonałości poprzez pokorę powstawania z upadków.. .
Moje wielkie poszukiwanie przyszłej żony były bezskuteczne, a za pomocą jednego pomylonego telefonu się odnalazła.. . Wszystko w swoim czasie.. , Bóg daje proszącemu wtedy, gdy on jest na to gotów.. , i to ON decyduje kiedy ja jestem gotowy, a nie ja.
Jeśli proszący cierpliwie i ufnie czeka nie poddając się zwątpieniu i załamaniu. Może się i załamać i zwątpic – któż nie wątpi, kto nie upada. Ale może się zawsze podnieść.. , zawsze! – ten, którego proszę zawsze mnie podnosi.. .
Pozdrawiam uradowany mocą objawiającą się w słabości, obdarzony światłem w nieznośnej ciemności, obdarowany tym czego pragnąłem, pośród niby bezsensownych poszukiwań i niepewności.
Pozdrawiam.
p.s.W filmie jest to opowiedziane wprost.
************************
Drążę tunel.. .
Oski
nie wiem, czy to twoje podejście czy ogólnie wybrzmiewający optymizm, ale tekst wydaje się być lekki wręcz naiwny.
A mowa przecież o modlitwie, wierze, szczęściu, samopoczuciu, woli boskiej, pokorze…
Tak nieśmiało zaznaczam tylko, że mimo próśb i tego, co od Boga dostajemy i tak trzeba porządnie wziąć się do roboty, aby ten dar rozwinąć. Ot, udane małżeństwo nie spadło Ci niczym gwiazdka z nieba, dostałeś jedynie szansę.
...bo mamy ręce, aby nimi działać. Fizycznie i duchowo.
A wieczorem może obejrzę film to i do niego się odniosę.
No przecież napisałem:
“...Aby jednak mieć owe szczęście jako zdobycz potrzeba wysiłku aby odkryć to kim jestem jako człowiek, mężczyzna/kobieta, i kim jestem w tym znaczeniu, że realizuję i rozwijam swoje talenty, zdolności i je realizuję z pasją a także odkrywanie ich…”
Ale aby wziąć się do roboty trzeba wiedzieć “co, gdzie i jak robić, tak jak “trzeba wiedzieć w którym miejscu kopać studnię, aby dokopać się do wody.
Nie ma studni bez wysiłku kopania, nie ma życia bez wysiłku oddychania.. , nie ma radości bez odnalezienia sensu pracowania, nie ma Prawdy bez jej wypatrywania.. .
Lekko piszę, bo trud związany z poszukiwaniem prawdy o sobie, wejściem w plan Boży jest ostatecznie lekkim trudem: “Jarzmo Moje jest słodkie, a ciężar lekki..”.
A ten trud zawiera się w stwierdzeniu: “nie jest się dobrym człowiekiem nie chcąc stawać się lepszym.. .”.
Poza tym, wejście w plan Boży nie sprawia, że ja nagle przestaję cierpieć, pozbywam się wysiłków i trudów życia a nawet pozbawia mnie grzeszenia. To ostatnie ciągnie się za mną jak cień.. .
Ale owo wejście w ten plan sprawia, że owe trudy i przeciwności mnie nie “spalają”, nie niszczą, w nich odnajduję nawet “moc strażnika” tego planu.
Przeciwności losu, cierpienie, codzienny trud mnie nadal spotyka ale one mnie nie “spalają” nie niszczą. Są jak ogień uszlachetniający a nie spalający, jak tygiel który oczyszcza.. .Bo przecież, w owych słabościach i trudach odnajduję ją, dlatego, że Jego mocy przyzywam, jego obecności upraszam.. . Leczony jestem z pychy doskonałości poprzez pokorę powstawania z upadków.. .
Moje wielkie poszukiwanie przyszłej żony były bezskuteczne, a za pomocą jednego pomylonego telefonu się odnalazła.. . Wszystko w swoim czasie.. , Bóg daje proszącemu wtedy, gdy on jest na to gotów.. , i to ON decyduje kiedy ja jestem gotowy, a nie ja.
Jeśli proszący cierpliwie i ufnie czeka nie poddając się zwątpieniu i załamaniu. Może się i załamać i zwątpic – któż nie wątpi, kto nie upada. Ale może się zawsze podnieść.. , zawsze! – ten, którego proszę zawsze mnie podnosi.. .
Pozdrawiam uradowany mocą objawiającą się w słabości, obdarzony światłem w nieznośnej ciemności, obdarowany tym czego pragnąłem, pośród niby bezsensownych poszukiwań i niepewności.
Pozdrawiam.
p.s.W filmie jest to opowiedziane wprost.
poldek34 -- 01.04.2012 - 19:42************************
Drążę tunel.. .