Tak – zero.
Ale też i zero akceptacji dla nonsensów oraz coraz to więcej pytań i zdziwień.
Na S24 przeczytałem kilka komentarzy pod notkami o Aferze Oxfordzkiej.
Ręce opadają na publiczną reprezentację zadymy aż tak pełnej zasobów ignorancji wszelakiej.
Obawiam się więc, że będę musiał całkowicie przestać wspominać o moich spontanicznie sporadycznych wizytach na Salonach, ze wstydu przed z lekka uniesionymi brwiami codziennego otoczenia.
Niestety.
Wśrod innych krynic wiedzy wszelakiej też miewam nielekko.
Nie bardzo rozumiem, czemu tyle dobrych chęci i straconych chwil idzie na długie wypracowania, pisane przez wiernych o wadach Ojca Świętego?
W końcu zwierzchnika ich własnej wiary.
Co ci ludzie chcą osiągnąć? Światową dyskusję na ten temat?
Referendum co do nowej zmiany na Piotrowym Tronie?
Demokratyczne wybory nowego papieża w myśl zaleceń narodów wybranych?
Ja wiem, że nawet dla koneserów fal grawitacyjnych drygających wokół czarnych dziur na obrzeżach Wszechświata, czy też dla znawców tajemnic splątania kwantowego, wytłumaczenie ludziom sensu istnienia nie należy do zadań najłatwiejszych, ale..
Ale jeśli ludzie żyją w wierze, która zakłada, że papież jest Pierwszym po Bogu, to fakt ten nie powinien być chyba dla nich gorejącym zarzewiem do dyskusji na temat Jego Poczynań. Jak bowiem twierdzą wtajemniczeni: z wielu znanych nam przekazów wynika, iż poddawanie w wątpliwość decyzji Pierwszego po Bogu kończy się dość często niezbyt szczęśliwie dla załogi. Nawet na wyjątkowo wypaśnie wyposażonych łajbach.
Ale może to tylko ja jakiś niewydarzony jestem?
Że nic tylko te pytania i pytania?
I w końcu jeszcze wyjdę na tych pytaniach jak Zabłocki na mydle, albo jak jaki Holoubek ze SPATiFu. Bo po ostatniej decyzji Jeana C. Junckersa od razu mi sie Jasiek Himilsbach przypomniał. I sobie pomyślałem, że jeśli szefowie europejskiej dyplomacji zdecydują urzędowo znowu przejść na język francuski, to na koniec ja zostanę z tymi pytaniami niczym nasz dobry znajomy pan Donald T. z angielskim.
Zero ekscytacji…
Tak – zero.
Ale też i zero akceptacji dla nonsensów oraz coraz to więcej pytań i zdziwień.
Na S24 przeczytałem kilka komentarzy pod notkami o Aferze Oxfordzkiej.
Ręce opadają na publiczną reprezentację zadymy aż tak pełnej zasobów ignorancji wszelakiej.
Obawiam się więc, że będę musiał całkowicie przestać wspominać o moich spontanicznie sporadycznych wizytach na Salonach, ze wstydu przed z lekka uniesionymi brwiami codziennego otoczenia.
Niestety.
Wśrod innych krynic wiedzy wszelakiej też miewam nielekko.
Nie bardzo rozumiem, czemu tyle dobrych chęci i straconych chwil idzie na długie wypracowania, pisane przez wiernych o wadach Ojca Świętego?
W końcu zwierzchnika ich własnej wiary.
Co ci ludzie chcą osiągnąć? Światową dyskusję na ten temat?
Referendum co do nowej zmiany na Piotrowym Tronie?
Demokratyczne wybory nowego papieża w myśl zaleceń narodów wybranych?
Ja wiem, że nawet dla koneserów fal grawitacyjnych drygających wokół czarnych dziur na obrzeżach Wszechświata, czy też dla znawców tajemnic splątania kwantowego, wytłumaczenie ludziom sensu istnienia nie należy do zadań najłatwiejszych, ale..
Ale jeśli ludzie żyją w wierze, która zakłada, że papież jest Pierwszym po Bogu, to fakt ten nie powinien być chyba dla nich gorejącym zarzewiem do dyskusji na temat Jego Poczynań. Jak bowiem twierdzą wtajemniczeni: z wielu znanych nam przekazów wynika, iż poddawanie w wątpliwość decyzji Pierwszego po Bogu kończy się dość często niezbyt szczęśliwie dla załogi. Nawet na wyjątkowo wypaśnie wyposażonych łajbach.
Ale może to tylko ja jakiś niewydarzony jestem?
Że nic tylko te pytania i pytania?
I w końcu jeszcze wyjdę na tych pytaniach jak Zabłocki na mydle, albo jak jaki Holoubek ze SPATiFu. Bo po ostatniej decyzji Jeana C. Junckersa od razu mi sie Jasiek Himilsbach przypomniał. I sobie pomyślałem, że jeśli szefowie europejskiej dyplomacji zdecydują urzędowo znowu przejść na język francuski, to na koniec ja zostanę z tymi pytaniami niczym nasz dobry znajomy pan Donald T. z angielskim.
Pzdr
lavadocerebral -- 12.05.2017 - 22:10