Co tu można odkrywczego dodać. Musiałbym przepisać tekst Roberta Gwiazdowskiego chyba. ACTA to kolejny myk totalniaków i innych płatnych idiotów będących u władzy, a chodzących na sznurku wielkich korporacji, by jakimś sposobem wziąć ten cały Internet, po kawałku, krok za krokiem, za mordę. Jak nie tymi drzwiami, to innymi. Aby tylko zalegalizować pod przykrywką “prawa” możliwość “legalnego” stosowania wirtualnego Guantánamo na żądanie – bez sądu.

Tu nie chodzi o żadną troskę o prawa autorskie i tantiemy dla twórców. Zresztą, czy wiecie dlaczego akurat teraz zgarnęli tego gościa, który prowadzi znane serwisy wymiany plików? Bo jest piratem? A może ukrywał się w jaskini w Afganistanie i dopiero teraz mogli go dorwać? Przeczytajcie sami.

Gdyby komuś tu chodziło o realne i skuteczne zwalczanie piractwa w sieci, to zrobiłby tak, żeby piractwo się nie opłacało, żeby wypierała je legalna sprzedaż i legalne wypożyczalnie.

Gdy Steve Jobs wprowadzał iTunes, ludzie z branży pukali się w czoło. No i na czyje w końcu wyszło? To nieprawda, że ludzie sami z siebie wolą kradzione. Raczej sami nie lubią przepłacać i być okradani – widzowie, słuchacze i czytelnicy przez chciwe koncerny, a twórcy przez chciwych pośredników. Wystarczy dać ludziom możliwość legalnego zakupu w sieci, który działa tak, że bez zbędnych ceregieli mają od ręki to, czego szukają, bez grzebania godzinami w pirackich śmietnikach, a jednocześnie top quality – jak u rzetelnego sklepikarza.

Kierownicy kuli ziemskiej myślą, że wszystko im wolno i że wszystko im ujdzie na sucho. Oj, przeliczą się, cwaniaczki, bo choć tzw. demokratyczna większość to zawsze pokorne owieczki, to jednak zawsze znajdzie się dość liczna grupa rebeliantów, którzy chcą i potrafią nasypać w te trybiki tyle piasku, ile będzie trzeba.