Sen na nowym miejscu jakoś nie chciał do niej przyjść, wciąż czuła zimno srebra w swojej ręce. Choć odłożyła kluczyk do pudełka wciąż czuła jego lodowaty dotyk. Gdy w końcu zasnęła śniła o nim, spadał jakby z dużej wysokości i rozbijał się jak grudka lodu, gdy zetknął się z ziemią. Śniła się jej też babcia, uśmiechała się do niej i gładziła w geście miłości jej głowę. Chciała z nią porozmawiać, ale ona spoglądała ze smutkiem i kładła palec na ustach. Obudził ją dźwięk komórki, spojrzała na wyświetlacz, była 8.47, a dzwoniła Karolina.
- Słucham – odezwała się zaspana.
- Cześć, no i jak? Naprawdę nie sprzedajesz tego domu?
- Nie. Przyjedź OK.? – Ela nadal próbowała się całkowicie obudzić.
- Wiesz, właśnie o tym myślałam. Faktycznie przyjadę. Muszę ci przecież wybić to z głowy, nawet już kupiłam bilet na autobus. Będę u ciebie około czternastej, no oczywiście, jak złapię od razu PKS do ciebie, bo poinformowano mnie, że będę musiała się przesiąść.
- Jesteś kochana! – powiedziała Ela z entuzjazmem. – Sama zobaczysz jak tu pięknie, zakochasz się jak ja.
– Słuchaj, wezmę twój neseser, trochę własnych ciuchów. Czy mam wziąć coś jeszcze?
- Nie i tak będziesz obciążona jak muł. Przecież mogę sobie różne rzeczy kupić tu na miejscu.
- Od kiedy jesteś taka rozrzutna – zaśmiała się Karolina – zresztą, podobno twój komp dokonał żywota, tak przynajmniej twierdzi ten fachowiec.
- Tak myślałam – westchnęła Ela. – Słuchaj, o której będziesz w tym Białymstoku?
- Trzynasta piętnaście podobno mam być na dworcu.
- Wyjadę po ciebie, OK.?
- Cudnie! Już się martwiłam, że będę musiała wynajmować jakąś furmankę.
- Ha, ha, ale śmieszne, cywilizacja tu już dość dawno dotarła. Dobra jesteśmy umówione, tak?
- Jasne, dziedziczko fortuny Karskich. To idę pakować do tobołków resztę maneli. Trzym się.
- Pa, na razie.
Ela pomyślała, że po prostu kupi sobie porządny komputer, a Karolina jej w tym pomoże. Cieszyła się też, że koleżanka tu do niej przyjedzie, we dwie będzie im raźniej.
Wyskoczyła z łóżka, nastawiła wodę na herbatę i poszła do łazienki, niestety woda była tylko zimna. Szybko się umyła, wzięła trochę wody z czajnika, by umyć zęby. Włożyła jeansy i czerwoną bluzkę, co prawda nie miała innego wyboru, do torby włożyła tylko te spodnie i bluzkę.
Zjadała śniadanie, zasłała łóżko. Wtedy zdała sobie sprawę, że nie wie, o której jest tu autobus do Białegostoku. Pobiegła na przystanek, ale tu nowe rozczarowanie, jakiś dobrodziej zamalował czarnym sprayem cały rozkład jazdy. Pomyślała o Kanusi, sama jej proponowała wczoraj pomoc. Poszła w tamtą stronę. Przed drzwiami sklepu stał mężczyzna około czterdziestki, gdy się zbliżała, uśmiechnął się do niej.
Odwzajemniła uśmiech.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się znowu. – Pan jest synem pani Kanusi?
- Dzień dobry. Tak, mogę w czymś pomóc?
- Szukam pana mamy. Chciałam się dostać przed pierwszą do Białegostoku, ale rozkład jazdy jest zamazany sprayem. Może ona wie, o której będę miała autobus.
- Po co ma pani jechać autobusem? Ja jadę zaraz po towar do hurtowni to panią zabiorę. – Ze sklepu wyłoniła się tęga kobieta.
- O panienka Karska? – zapytała. – Jasne, po co ma pani tłuc się PKSem, Andrzej panią zawiezie.
- Tak, Elżbieta Loretańska, a pani zapewne żona pana Andrzeja, tak? – Po obliczu kobiety rozlał się szeroki uśmiech.
- Tak, Maryla Karnafel, przepraszam, że tak podejrzliwie do panienki podeszłam. -Uśmiechnęła się znowu. Ela uśmiechnęła się również, z zakłopotaniem.
- To ja przepraszam, ale nikogo prócz pani Kanusi nie znam. I jestem po prostu Ela, jesteśmy chyba w tym samym wieku.
Kobieta szturchnęła mężczyznę, aż ten stracił na chwilę równowagę. Gdy ją odzyskał uśmiechając się powiedział do Eli:
- Marylka wciąż nie zna własnej siły – i zarobił jeszcze jednego kuksańca, ale teraz lekkiego.
Elżbieta spojrzała na zegarek, była jedenasta.
- To o której pan, panie Andrzeju jedzie do tej hurtowni?
- Za pół godziny, jak pani chce, może pani wejść do mamy, bardzo się ucieszy. A ja jak będę jechał to przyjdę po panią.
- Cudownie. To idę – i poszła w stronę domu Kanusi.
Gdy potem jechała już w stronę Białegostoku w szoferce samochodu dostawczego rozmawiając z Andrzejem, nie mogła się nadziwić ile w Kanusi jest entuzjazmu.
- Twoja mama bardzo wiele przeszła, a mimo to jest tak naładowana pozytywną energią…nie mogę się nadziwić, wiesz? – Zagadnęła Andrzeja.
- Wiesz, tu jest wieś. Ja nie mówię, że to źle, tylko widzisz…- zawiesił głos – mama tej energii nabyła od twojej babci. Bo wieś, to wieś, inaczej ludzie myślą. Zwłaszcza, jak od kobiety ucieka mąż gdzieś w nieznane, a ona zostaje sama na kawałku ziemi i z trójką drobnych dzieci. Mama była zupełnie załamana…wiesz, pewnie by skończyło się na tym, że nas by wzięto do sierocińca, a matka, albo by się wykończyła, albo sama popełniłaby samobójstwo.
- Wiem, twój mama mi mówiła, przykro mi, naprawdę.
- Wiesz, tu każdy orze, jak może, a mama nagle stała się marginesem wsi, ni panna, ni mężatka i jeszcze my, a każdy z gębą do jedzenia. Ona była ładną kobietą – nagle zmienił temat – tylko życie ją tak szybko zżarło. Namawialiśmy ją, by sobie wprawiła zęby, ale nie chce.
- Wiesz, zęby, czy fryzjer nie zastąpią tej jej pogody ducha. Choć sama mówi, że tęskni za moją babcią, więc pewnie ta pogoda już nie pełna.
- One się bardzo zżyły, tyle lat, rozumiesz? Mama nie jest głupia, wiesz, nikt jej specjalnie do szkoły nie wysyłał, skończyła, co było trzeba i w pole, bo roboty na wsi huk. Potem wydali ją za mąż, no, a dalej znasz. Potem, jak pani Karska jej pomogła, zatrudniła na stałe u siebie, zaczęły stawać się sobie bliskie. Wiesz, zwłaszcza, że twoja babcia była równie samotna jak ona, choć tu była dziedziczka, a tu zwykła chłopka. Mama zaraziła się od twojej babci historią naszej wsi, nie jedno może ci opowiedzieć. – Uśmiechnął się.
- O, nie wiedziałam! – wykrzyknęła Ela – twoja mama może być mi skarbnicą wiedzy o mojej rodzinie? Wiesz, ja jej właściwie nie znam. Babci nigdy nie poznałam, mama odeszła od ojca, gdy byłam mała, nigdy się mną nie interesowała, wychował mnie ojciec.
- Wiem. Twoja babcia śledziła twoje losy, a mama też o tym w domu mówiła. Proszę, dojeżdżamy do Białegostoku.- zmienił temat – gdzie mam cię wysadzić?
- Jeśli można to na dworcu autobusowym, koleżanka ma do mnie przyjechać.
- Jasne. Pewnie będzie miała bagaże, co?
- Tak, nawet trochę moich.
- Słuchaj, zróbmy tak, podrzucę cię na dworzec, odbierzemy koleżankę i wrócicie ze mną, co?
- Wiesz, chciałam zrobić trochę zakupów, znaczy jeden poważny zakup, chciałam kupić komputer.
- To tym bardziej, zabieram was z sobą.
komentarze
Pani Iwono!
Elżbieta raczej nie może mieć nazwiska po matce matki. Niemniej czyta się świetnie.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 26.11.2009 - 22:30Hm,
przeczytałem trzy teksty, nie wiem czy oczekujesz uwag czy tylko pochwał:) albo krytyki.
Więc kilka rzeczy mi się rzuciło:
-literówek trochę 9wiem, wiem, sam robię pewnie więcej:))
-stylistyka momentami dziwna, znaczy momentami niezręcznie, nie wiadomo do czego odnosi się dane zdanie/.opis np. tu:
“Choć odłożyła kluczyk do pudełka wciąż czuła jego lodowaty dotyk. Gdy w końcu zasnęła śniła o nim, spadał jakby z dużej wysokości i rozbijał się jak grudka lodu, gdy zetknął się z ziemią.”
najpierw zrozumiałem, że dotyk lodowaty spadał:) a to chodzi o kluczyk.
Aaaa, to co widać tu, powtórzenia, lodowaty, grudka lodu.
Za dużo powtórzeń i momentami przegadane.
No i tu (dla mnie ) rażący początek:
“Sen na nowym miejscu jakoś nie chciał do niej przyjść, wciąż czuła zimno srebra w swojej ręce”
nie lepiej sen w nowym miejscu?
No i niektóre metafory mnie nie przekonują.
Najbardziej podobała mi się druga część.
I podobają mi się te fragmenty życiowe, dialogi, opisy relacji z innymi ludźmi, te takie bardziej poetyckie już trochę mniej.
No ale nie musi się mi podobać wszystko, bo to nie o to chodzi.
W każdym razie jak będą następne części, będę czytał:)
grześ -- 26.11.2009 - 22:34Panie Jerzy
Ależ nie ma nazwiska po babci.
Dostała tylko srebrny kluczyk.
A cieszę się, że czyta się aż tak dobrze, zważywszy, że to brudnopis.
Pozdro.:D
Wspólny blog I & J
Alga -- 26.11.2009 - 22:37Grzesiu
jasne, to przecież brudnopis, rzecz pisana z ręki, na blog wklejam to co napiszę.
Poprawiać będę po skończeniu, bo wiem jak się zapętlam, gdy próbuje robić to na bieżąco.
pozdro.:D
Ps. A uwagi krytyczne są jak najbardziej na miejscu, wszak o to mi chodzi, z boku lepiej się na pewne rzeczy patrzy.
Wspólny blog I & J
Alga -- 26.11.2009 - 22:42Algo, no miałem pisać,
że jak brudnopis to trza krytykować:)
Choć z drugiej strony nie lubię krytykować kawałków literackich, bo sam nie umiem ich tworzyć.
Znaczy napisałem w życiu kilka opowiadań, jedno nawet zamieściłem dawno temu w salonie 24:)
Kilka razy zaczynałem inne w blogu tu, ale nigdy nie wychodziły nigdy…
Acz może kiedyś coś napiszę, w długą zimową noc:)
Albo wrzucę stare moje opowiadanko, bo pewnie na TXT nie wszyscy znają albo niektórzy zapomnieli:)
grześ -- 26.11.2009 - 22:46Słuchaj, mnie już się tak naprawdę udaje drugie z kolei,
poprzednie poprawiam teraz, bo fakt, błędów stylistycznych, czy pędzenia w miejscach odpoczynków wiele.
Elżbieta jest opowieścią bardzo mi bliską, bo główna bohaterka, czyli Elżbieta jest psychicznie b. do mnie podobna.
A wrzuć to stare opowiadanie, ja go nie znam.
No i namawiam do pisania właśnie takich literackich kawałków.
Pozdro.:D
Wspólny blog I & J
Alga -- 26.11.2009 - 22:52Algo, no właśnie wrzuciłem:)
winę zrzuciłem jakby co na Jerzego M. i na ciebie:)
Ale możesz mnie teraz skrytykować totalnie:)
Pozdrówka znad szklanicy wina przegryzanej serem camembert (niezręczność stylistyczna zamierzona:))
grześ -- 26.11.2009 - 22:58Już idę czytać.
:D
Alga -- 26.11.2009 - 23:02Wspólny blog I & J
Panie Grzesiu!
Nie wiedziałem, że Pan to taka mimoza, którą trzeba popychać co krok.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 27.11.2009 - 04:53Pani Iwono!
Przepraszam, Elżbieta na pytanie „Czy panienka Karska?” odpowiada „Tak”. Zaraz podając swoje imię i nazwisko. Trochę mało prawdopodobne to potwietdzenie. Raczej spodziewałbym się zaprzeczenia lub czego w rodzaju „Tak jakby, jestem wnuczką pani Karskiej” lub czegoś podobnego.
Pozrawiam
Jerzy Maciejowski -- 27.11.2009 - 05:00Panie Jerzy, czemu mimoza?
Ja uległem pana sugestiom o wrzuceniu czegoś nowego, a pan tu jeszcze mnie beszta:(
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
grześ -- 27.11.2009 - 06:57Panie Grzesiu!
No nie ma sprawiedliwości. :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 27.11.2009 - 07:22Panie Jerzy
tak, ma pan rację, ale już poprawiłam, fakt, tego akurat nie zauważyłam, a nazwiska są przecież b. ważne, a Elżbieta dalej już nazwa się Loretańska, nie wiem czemu tu wpisałam Karska..
Wspólny blog I & J
Alga -- 27.11.2009 - 08:36Pani Iwono!
Dla miejscowych, to ona może być Karska, bo tak się pani z majątku nazywała, a to jej krew. Natomiast Elżbieta by chyba inaczej zareagowała. Tak mi się wydaje…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 27.11.2009 - 10:22Panie Jerzy
Kiedy mi ktoś mówi, np. o panna Brząkowska, to też się uśmiecham i mówię, że Jarecka, a z domu Grzegorek.
Ludzie b. często kojarzą po Babciach. Zwłaszcza w małych miejscowościach, a ja z takiej pochodzę.
Serdeczności.:D
Wspólny blog I & J
Alga -- 27.11.2009 - 19:14