Dom Elżbiety V

Rano przyjechali fachowcy z komputerem, szybko poradzili sobie z podłączenie i zainstalowaniem sieci. O dwunastej komputer i Internet działał. Ela chciała się dowiedzieć, czy przyjadą, jeśli będzie chciała komputer przestawić gdzie indziej. Powiedziała, że chce wyremontować strych i tam zrobić sobie gabinet do pisania. Jeden z nich powiedział, że przecież mogą to zrobić od razu, ale Ela wytłumaczyła, że tam na razie nie ma instalacji elektrycznej, a poza tym, tam jest potrzebny gruntowny remont. Podali jej numer dobrej firmy od instalacji elektrycznych i dodali, że są szybcy i raczej nie zawyżają kosztów.
Furgon odjechał, a dziewczyny podziwiały ten cud techniki, który wczoraj kupiły. Zrobiły sobie potem obiad, pooglądały ogród i dzień minął nawet tego nie zauważyły.
Następnego dnia Karolina musiała wyjechać, wzięła sobie trzy dni urlopu.
Co prawda próbowała dodzwonić się do swojej firmy, by poprosić o jeszcze kilka dni. Oczywiście okazało się, że w pracy jest teraz niezbędna i musi wracać. Do późnego wieczoru siedziały w bibliotece, gdzie został na razie podłączony komputer. Ela opowiedziała Karolinie sen o kluczyku, dłoniach i stopach biegnących na strych, pokazała jej też list babci.

- Wiesz – po tym wszystkim powiedziała Karolina – twoja babcia bardzo cierpiała z dwóch powodów, jeden to twoja mama, a drugi, że brakło jej odwagi na spotkanie z tobą. List jej jest pełen ciepła, ale też i smutku. Powiedz – zagadnęła nagle – czy ty w ogóle wiedziałaś o jej istnieniu?

- O to chodzi, że nie. Gorzej, nigdy się ojcu nie zapytałam, pamiętam za to, że nigdy mi niczego nie brakowało, choć ojciec nie był bogaczem i podejrzewam, że to była jej zasługa.

- A ona skąd właściwie była taka bogata? Dom jest utrzymany na wysokim poziomie, ciebie wspierała, tą gospodynię, z tego co mówisz też. Zastanawiałaś się nad tym?

- To akurat wiem, ten prawnik mi powiedział. Dostawała co miesiąc coś w rodzaju renty z banku w Szwajcarii. Miała tam konto i żyła chyba z odsetek. Zresztą, to konto też do mnie należy i mam też kluczyk do skrytki bankowej.

- To ty teraz jesteś bogata jak udzielna księżna!

- Nie wiem, fakt, czuję się bogata, masz rację. Ale też coś nie daje mi spokoju, ten kluczyk, te sny…tu jest jakaś tajemnica, może babcia chce bym ją rozwikłała?

- Przesadzasz, fakt, trochę ten kluczyk tajemniczy, ale …no wiesz dom, pieniądze, kurcze aż ci zazdroszczę.

Siedziały do późna, rozmawiając o nagłym bogactwie Eli, o tym, że niestety nie będzie jej Karolina mogła pomóc przy przeróbce strychu i że jeżeli tylko będzie się mogła wyrwać ze swojej firmy to do nie przyjedzie. Potem poszły spać, bo zegar w salonie wybijał już pierwszą w nocy.
Znów zapomniały o tym, jak zrobić sobie ciepłą wodę, więc podgrzały wodę w czajniku, by się trochę umyć.
Ela ledwie się położyła, poczuła silne zmęczenie, oczy jej się zamykały, więc odłożyła książkę „Montaillou, Wioska Heretyków” Ladurie i zgasiła nocną lampkę.
Gdy tylko zapadła w sen, poczuła zimno kluczyka w ręce, potem ujrzała młodą dziewczynę siedziała w kącie i strasznie płakała. Chciała do niej podejść, zapytać, czemu płacze, ale była jakby za niewidzialną barierą. W pewnej chwili tamta poderwała się na nogi, spojrzała na nią wielkimi, smutnymi oczami i wybiegła. Ela chciała za nią biec, ale w holu jej już nie było…słyszała szloch dochodzący ze strychu, chciała tam pójść, lecz ogarnęło ją przeraźliwe zimno i się obudziła.
Leżała w ciemności, a smuga światła księżycowego nadawała pokojowi jeszcze więcej tajemniczości. W ręce miała kluczyk! Przeraziła się, przecież nie wyjmowała go z pudełka, jak znalazł się w jej ręce? Lekki dreszcz strachu przebiegł jej po plecach, zapaliła nocną lampkę i rozejrzała się po pokoju. Nic dziwnego tu nie było. Prócz tego, że na toaletce stało otwarte pudełko z rublówkami, a ona miał w ręce srebrny kluczyk. Rękę z kluczykiem miała zdrętwiałą z zimna i czuła, jak to zimno rozlewa się po całym jej ciele. Wstała, odłożyła kluczyk na miejsce, zamknęła pudełko i schowała do szuflady. Kątem oka, spojrzała przez okno, które wychodziło na ogród, wydał się jej w świetle księżycowym jakiś drapieżny i przez ułamek sekundy widziała jakby coś się tam poruszyło. Szybko poszła w stronę łóżka, nie spoglądając więcej w okno, nie zgasiła lampki, zasnęła przy zapalonej, ale do rana już nic więcej jej się nie śniło.
Nie opowiedziała tego Karolinie, nie chciała jej straszyć, a poza tym podświadomie wiedziała, że to było skierowane tylko do niej. Choć prawą połowę ciała wciąż miała zdrętwiałą od zimna kluczyka, postanowiła od dziś zacząć poszukiwania i widziała, że zacznie od strychu.
Najpierw jednak musiała Karolinie pomóc w dostaniu się do Białegostoku, więc rano poszła do sklepu Andrzeja, który zgodził się ją odwieźć.
Wraz z Andrzejem odtransportowali ją na dworzec, Karolina oczywiście obiecywała, że gdy tylko będzie mogła, to zaraz przyjedzie. Andrzej zaczął sobie żartować, lekko kokietując Karolinę, że powinna, bo nie poznała jeszcze jego brata Jurka, który jest kawalerem i dobrze prosperującym weterynarzem, co w Karolinie wzbudziło zainteresowanie.
Potem w drodze powrotnej Ela próbowała się dowiedzieć czegoś od Andrzeja o młodej, zapewne nieszczęśliwej dziewczynie z jej rodziny, ale on nic o tym nie wiedział. Odsyłał ją do swojej mamy, ufając, że ona może coś o tym wiedzieć, wszak wraz z babcią Leokadią, wciąż dyskutowały na tematy rodu.
Weszła do swojego domu, bo tak go zaczęła nazywać w myślach „Mój Dom” i usiadła przy kuchennym stole. Rozejrzała się, polubiła już atmosferę tu panującą, zwłaszcza kuchnia, była duża, a zarazem jakaś przytulna. Przymknęła na chwilę oczy, by wsłuchać się w ciszę.
Zdała sobie tu, dopiero sprawę, że zawsze ulegała czyjejś woli, najpierw ojca, bo on, był bardzo dobrym człowiekiem, ale i kochał ją w sposób bardzo zaborczy. Tak jakby bał się, że jeżeli jej pofolguje i nie będzie wywierać jakiejś presji, to ją straci. Ona, no cóż, ulegała, bo tak naprawdę nie potrafiła się jakoś sama określić. Potem, gdy zaczęła studiować w Warszawie, zamiast Łodzi, bo to była jej decyzja, choć ojcu nie bardzo się to podobało, ojciec zachorował. Przerwała studia, by się nim zaopiekować,niestety ojciec zmarł. W tym czasie już w jej życie wdarł się następny człowiek, który wywierał na nią wpływ, to był Marek.
Marek w pewnym sensie zastąpił jej ojca, choćby pod względem silnej osobowości. To ona zawsze realizowała jego plany, nigdy tego, czego by ona sama chciała.
Tylko, czego ona właściwie chciała? Teraz wiedziała, że chce tu być, odnaleźć to, co otwiera ten srebrny kluczyk i napisać o tym powieść. Ale jeszcze dwa tygodnie temu, zanim zadzwonił ten prawnik, czego chciała?
Przełknęła głośno ślinę, bo nawet przed sobą bała się do tego przyznać, a pragnęła tak bardzo prawdziwego uczucia, uczucia silniejszego niż śmierć. Tak, pragnęła ponad wszystko kogoś, kogo mogłaby kochać, ale i by ten ktoś kochał ją. Pragnęła też dziecka, ale chciała, by to była decyzja ich obojga, kiedy wspomniała o tym kiedyś Markowi, gdy byli razem, on powiedział jej tylko, że chyba oszalała i na tym skończyły się ich dyskusje o dziecku.
Tak zawsze kończyło się to, o czym ona marzyła, zawsze to było, albo „oszalałaś”, albo „zwariowałaś”, wiec rezygnowała na rzecz drugiej osoby, osoby, która wywierała na nią wpływ. Gdy poznała Karolinę, ta, jakby zauważając jej brak zdecydowania, czy wręcz całkowitą rezygnację, zaczęła ją trochę namawiać, by się postawiła.
Tak, Karolina to następna osoba, która tak naprawdę chciała mieć na nią wpływ. Oczywiście, to była z jej strony pomoc, bo chciała obudzić ją do działania na jej korzyść, tyle, że te jej namowy kończyły się awanturami z Markiem, a ona nieprzywykła na stawianiu na swoim i tak w końcu rezygnowała.
Fakt, w końcu odeszła od niego, tu też pomogła jej Karolina, oferując jej pokój, tyle, że problem naprawdę tkwił w niej samej…wciąż sama bała się tego co ją może spotkać.
Więc dopiero „jej Dom” pomógł jej z samookreśleniem? Nagle zdała sobie sprawę ile czasu zmarnowała, miała 35 lat i wciąż dreptała w miejscu. Może tak naprawdę przypomina swoją matkę, matkę której tak bardzo nie znosiła, za to, że jej nie zaakceptowała, że uciekła od niej, że nigdy nie starała z nią się skontaktować? Wciąż pewnie też szukała…i na pewnym zakręcie nie zdążyła zahamować?
Otworzyła oczy, słońce zajrzało do kuchni, więc było już późne popołudnie, bo okno wychodziło na zachód. Tak długo rozmyślała przy tym kuchennym stole? Czy czas robi znów jej psikusy? W mieście kupiła ogromne latarki, chciała dziś trochę zacząć porządkować strych. Jutro zadzwoni do firmy instalacji elektrycznej, by jej tam założyli światło. A dziś p prostu trochę tam ogarnie, omiecie pajęczyny, wyniesie zalegające sterty gazet. Może znajdzie tam coś ciekawego?
Poczuła się bardzo głodna, więc postanowiła zrobić sobie konkretny obiad, ale schab od Kanusi był zamrożony na kość. Wzięła garnek i wstawiła sobie kawałek kiełbasy z postanowieniem, że od jutra będzie sobie dogadzać i gotować obiady z dwóch dań.
Potem przebrała się w jeansy i koszulkę, na głowie zawiązała chustkę, by nie zakurzyć sobie bardzo włosów, bo wciąż nie miała pojęcia jak włączyć bolier i ruszyła na strych z latarkami.
Trzy latarki podwiesiła na belkach i rozejrzała się. Wokół piętrzyły się zdezelowane krzesła, jakiś kulawy kredens, skrzynie z okuciami, wiklinowe kosze. Na podłodze leżały sterty gazet. Pod zakurzonym oknem stał koń na biegunach, a obok na skrzyni siedziała porcelanowa lalka, którą już zauważyła poprzednio.
Strych był ogromny, pachniał kurzem i starością, ale też roztaczał jakiś czar.
Pomyślała, że powinna zacząć od tych rozwalonych mebli, ale kusiło ją zajrzeć do skrzyń, co mogą zawierać? Szybko jednak opanowała ciekawość i zabrała się za znoszenie na dół krzeseł, gazet i innych niepotrzebnych rupieci. Przez całe popołudnie znosiła wszystko na dół, a by nie robić koszmarnego bałaganu, wszystko co można spalić znosiła prosto do piwnicy i kładła przy ogromnym piecu c.o. Najgorzej, bo nie wiedziała, co zrobić z tym monumentalnym kredensem, był ładny, tyle, że trochę zniszczony, jedna noga odpadła i podłożono pod nią kilka klapek drewna by się nie przewrócił. Było jej szkoda go wynieść, a nie wiedziała co z nim zrobić właściwie. Gdyby oddała go do renowacji, zapewne zapłaci majątek i gdzie właściwie naprawia się takie meble? Poza tym, ma przecież tam na dole całe mnóstwo takich antyków. W końcu przestała się zajmować tym kredensem, bo szuflady był zaklinowane i nie mogła ich otworzyć. Jedne drzwiczki, gdy próbowała otworzyć, wyleciały.
Teraz podeszła do skrzyni z lalką, była ciekawa co się w niej kryję. Ostrożnie zdjęła lalkę, z której wzbił się kurz, pomyślała, że weźmie ją na dół i oczyści. Ale tylko zniosła ją i posadziła na kuchennym stole, teraz ciekawość dawała o sobie znać coraz bardziej, więc szybko wróciła na strych i …no właśnie chciała otworzyć skrzynię, ale była zamknięta na zamek, a dziurka informowała, że powinien być gdzieś od niej klucz.
Sprawdziła pozostałe dwa kufry, ale i tamte były zamknięte na głucho. Wiklinowe kosze nie kryły w sobie niczego zaskakującego, były tam ubrania, jakieś stare zasłony, wszystko zniszczone i pogryzione przez myszy, lub mole. Poszła na dół poszukała śrubokrętu i wróciła na górę, chciała otworzyć, czy też spróbować się włamać do tych kufrów, ale okazało się, że to solidne zamki.
Jeszcze raz z braku czego innego podeszła do kredensu, poruszyła szufladami, jedna lekko się poruszyła, więc pociągnęła. Rozczarowało ją wnętrze, bo nic w sobie nie kryło, było tu zupełnie pusto. Wysunęła następną, bo gdy pierwsza została wysunięta, nagle i pozostałe można było wysunąć. Niestety wszystkie szuflady były puste, choć jedna z nich wydawała się płytsza. Zastukała w dno, każdej z nich, dźwięk płytszej szuflady był inny. Trochę zmęczona wysunęła szufladę całkiem, śrubokrętem, który wciąż miała w kieszeni, próbowała podważyć dno. Suche drewno zaskrzypiało złowrogo i cienka płytka odskoczyła, a oczom Elżbiety ukazała oprawna w skórę i opatrzona metalowymi, a raczej srebrnymi okuciami jakaś księga, czy może raczej coś w rodzaju dziennika.
Była tak zaskoczona znaleziskiem, że chwilę nie mogła wyjść ze zdumienia. Była ciekawa jak tu długo to leżało i czemu nikt przed nią tego nie znalazł? Przecież szuflada była widocznie płytsza…a może tylko ona chciała coś znaleźć? Może nikt przedtem niczego nigdy nie szukał?
No tak, ale kluczyk? Przecież powinno kogoś to zainteresować, że jest kluczyk, a nie ma zamka? Powinny już wtedy nastąpić poszukiwania, a jednak nikt niczego nie szukał.
Matka chciała, co prawda wyłudzić ten kluczyk od babci, ale czy powodem tego było, że też chciała poszukać tego, co ten kluczyk otwiera, czy ze względów emocjonalnych? Tego już się nie dowie. Wpatrywała się w tą księgę – dziennik, boją się jej dotknąć, zbrukać, a z drugiej strony ciekawość aż paliła jej zmysły.
Wpatrywała się w zameczek księgi, idealnie podobny do srebrnego kluczyka, który leżał na dole i podświadomie wiedziała, że pasują do siebie idealnie.
Wreszcie wzięła księgę do ręki, była ciężka, cięższa niż się spodziewała, wciąż miała mieszane uczucia, czy powinna ją otworzyć…ale przecież po to ten kluczyk był przechowywany. Może to na nią czekał i kluczyk i zapomniany dziennik, zapiski kogoś, kto chciał jej coś przekazać z przeszłości?
Zeszła na dół, kierując się wprost do sypialni, gdzie był klucz. Dziennik położyła na stole i wyjęła z pudełka z monetami kluczyk. Dziwne, bo nie wydawał się taki zimny jak dotychczas, może to bliskość dziennika zmieniła jakoś jego strukturę? Znów obeszły ją wątpliwości, czy zasługuję na to, by tą księgę ludzkiego losu otworzyć.

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

Podoba mi się:)

chyba najbardziej ze wszystkich dotychczasowych części.

Szczególnie fragmenty psychologiczno-obyczajowe.

Pozdrówka.


Tradycyjne czepialstwo

do wykorzystania przy przepisywaniu na czysto.

Rano przyjechali fachowcy z komputerem, szybko poradzili sobie z podłączenie i zainstalowaniem sieci. O dwunastej komputer i Internet działał. Ela chciała się dowiedzieć, czy przyjadą, jeśli będzie chciała komputer przestawić gdzie indziej. Powiedziała, że chce wyremontować strych i tam zrobić sobie gabinet do pisania. Jeden z nich powiedział, że przecież mogą to zrobić od razu, ale Ela wytłumaczyła, że tam na razie nie ma instalacji elektrycznej, a poza tym, tam jest potrzebny gruntowny remont. Podali jej numer dobrej firmy od instalacji elektrycznych i dodali, że są szybcy i raczej nie zawyżają kosztów.
Furgon odjechał, a dziewczyny podziwiały ten cud techniki, który wczoraj kupiły. Zrobiły sobie potem obiad, pooglądały ogród i dzień minął nawet tego nie zauważyły.
Następnego dnia Karolina musiała wyjechać, wzięła sobie trzy dni urlopu.
Co prawda próbowała dodzwonić się do swojej firmy, by poprosić o jeszcze kilka dni. Oczywiście okazało się, że w pracy jest teraz niezbędna i musi wracać. Do późnego wieczoru siedziały w bibliotece, gdzie został na razie podłączony komputer. Ela opowiedziała Karolinie sen o kluczyku, dłoniach i stopach biegnących na strych, pokazała jej też list babci.

Co tak długo bez światła? Poprzednie części były sformatowane lepiej.

“Podłączenie” zamiast “podłączeniem”.

Powtarzasz słowo powiedział, to nie angielski, żeby wszędzie walić said ;)

“Zrobiły sobie potem obiad, pooglądały ogród i dzień minął nawet tego nie zauważyły.” – Niepoprawne. Ogólnie mam wrażenie, że za bardzo się śpieszysz, piszesz “bez oddechu”.

Do treści się odniosę później.

pozdrawiam


"Co tak długo bez światła?"

oj Pino, Pino… przecież “Ela wytłumaczyła, że tam na razie nie ma instalacji elektrycznej”

:D

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Lol :D

Teraz rozumiem


Doc,

:)

Dobre.

A propos światła to zacytuję Goethego, który miał powiedzieć przed śmiercią “Mehr Licht” (Pino, do klasyków nawiązujesz jak widać:))

I do dzis nie wiadomo czy chciał by odsłoniono okno czy to miało być coś uduchowionego i metaforycznego:)


Moja matka

jak chce, żeby włączyć, to rzuca po prostu “Goethe przed śmiercią” i wszystko jasne :D


Ech, braciszkowie i siostrzyczki...

Gdyby Iwona pozwoliła to wkleiłbym kilka stron z poprzedniej “Opowieści” w wersji 90%. Ale nie każe, a ja się słucham bo u niej pracuję.

Wiecie, prawda, co to są spółki autorskie?
Bracia Strugaccy, ze bezczelnie wymienię...

W skrócie. Jeden konstruuje, a drugi wypełnia, ozdabia, zabawia, robi z Polski Zanzibar i takie rózności.

Wspólny blog I & J


No dzięki

a widzę, że i Jacek się wtrącił.

Pozdro.:D
Wspólny blog I & J


Coś mi się pozajączkowało i wkleiło dwa razy.

Proszę to skasować.


Pani Iwono!

alga

Rano przyjechali fachowcy z komputerem, szybko poradzili sobie z podłączenie i zainstalowaniem sieci.

To by znaczyło, że panie poprzedniego dnia zamówiły komputer, a nie kupiły.

[…] Podali jej numer dobrej firmy od instalacji elektrycznych i dodali, że są szybcy i raczej nie zawyżają kosztów.

Kto jest szybki i nie zawyża kosztów? Ci co podali numer czy firma która specjalizuje się w instalacjach elektrycznych?

Furgon odjechał, a dziewczyny podziwiały ten cud techniki, który wczoraj kupiły. Zrobiły sobie potem obiad, pooglądały ogród i dzień minął nawet tego nie zauważyły.

Furgon w odniesieniu do samochodu nie wydaje się trafnym określeniem. W drugim zdaniu po słowie minął postawiłbym kropkę i resztę zaczął wielką literą jako osobne zdanie.

Następnego dnia Karolina musiała wyjechać, wzięła sobie trzy dni urlopu.

Po przecinku aż się prosi o jakiś spójnik typu „bo”, „przecież” czy wyrażenia „szkoda, że”, ale wtedy przecinek należałoby zastąpić kropką.

[…]Do późnego wieczoru siedziały w bibliotece, gdzie został na razie podłączony komputer.

Komputer został zainstalowany w bibliotece. Gdyby w budynku była sieć informatyczna, a komputer został podłączony do jednego z możliwych gniazdek, to bym nie miał uwag.

Ela opowiedziała Karolinie sen o kluczyku, dłoniach i stopach biegnących na strych, pokazała jej też list babci.

To list nie był czytany poprzedniego dnia?

[…]Dom jest utrzymany na wysokim poziomie, ciebie wspierała, tą gospodynię, z tego co mówisz też.

Oczywiście „tę gospodynię”.

[…]- Nie wiem, fakt, czuję się bogata, masz rację.

Po „nie wiem” dałbym wielokropek. Trudno sobie wyobrazić to zdanie wupowiedziane jednym tchem.

Ale też coś nie daje mi spokoju, ten kluczyk, te sny…tu jest jakaś tajemnica, może babcia chce bym ją rozwikłała?

Do czego odnosi się to „też”? Bo bez niego zdanie jest jaśniejsze.

[…]Znów zapomniały o tym, jak zrobić sobie ciepłą wodę, więc podgrzały wodę w czajniku, by się trochę umyć.

Zdaje się, że one „zapomniały zapytać się jak zrobić…”

[…]Gdy tylko zapadła w sen, poczuła zimno kluczyka w ręce, potem ujrzała młodą dziewczynę siedziała w kącie i strasznie płakała.

Może „…dziewczynę, która siedziała…”

Chciała do niej podejść, zapytać, czemu płacze, ale była jakby za niewidzialną barierą.

Która z nich była za tą barierą.

[…]Weszła do swojego domu, bo tak go zaczęła nazywać w myślach „Mój Dom” i usiadła przy kuchennym stole. Rozejrzała się, polubiła już atmosferę tu panującą, zwłaszcza kuchnia, była duża, a zarazem jakaś przytulna. Przymknęła na chwilę oczy, by wsłuchać się w ciszę.

Coś bym zrobił ze znakami przystankowymi. Poczynając od myślnika po „w myślach”, a kończąc na zamianie niektórych przecinków na kropki.

Zdała sobie tu, dopiero sprawę, że zawsze ulegała czyjejś woli, najpierw ojca, bo on, był bardzo dobrym człowiekiem, ale i kochał ją w sposób bardzo zaborczy.

„Dopiero tu zdała sobie sprawę, że…” Co Pani na to?

[…]Potem, gdy zaczęła studiować w Warszawie, zamiast Łodzi, bo to była jej decyzja, choć ojcu nie bardzo się to podobało, ojciec zachorował.

Trudno przeprowadzkę na studia do innego miasta wbrew czyjejś woli nazwać uleganiem.

Przerwała studia, by się nim zaopiekować, niestety ojciec zmarł.

Podzieliłbym to zdanie na dwa.

[…]To ona zawsze realizowała jego plany, nigdy tego, czego by ona sama chciała.

„…nigdy to, co…”

Tylko, czego ona właściwie chciała?

„Tylko, co…”

[…] Ale jeszcze dwa tygodnie temu, zanim zadzwonił ten prawnik, czego chciała?

„…co chciała?” i jakoś nie pasuje mi to „jeszcze”.

Przełknęła głośno ślinę, bo nawet przed sobą bała się do tego przyznać, a pragnęła tak bardzo prawdziwego uczucia, uczucia silniejszego niż śmierć.

„…przyznać, że…” Wydaje mi się, że tak by było lepiej.

[…]Tak zawsze kończyło się to, o czym ona marzyła, zawsze to było, albo „oszalałaś”, albo „zwariowałaś”, wiec rezygnowała na rzecz drugiej osoby, osoby, która wywierała na nią wpływ.

„…osoby, tej, która…” W ten sposób można uniknąć powtórzenia.

[…]Tak, Karolina to następna osoba, która tak naprawdę chciała mieć na nią wpływ.

Albo potrzebne jest zdanie odnoszące się do rozważania tej sprawy rzez bohaterkę, albo „Tak,” jest absolutnie zbędne.

Oczywiście, to była z jej strony pomoc, bo chciała obudzić ją do działania na jej korzyść, tyle, że te jej namowy kończyły się awanturami z Markiem, a ona nieprzywykła na stawianiu na swoim i tak w końcu rezygnowała.

Z tego, że ktoś chce pobudzić kogoś do aktywności nie wynika, że jest to pomoc. Czy to były działania na rzecz zainteresowanej? Nie jestem pewny, że odpowiedź powinna być twierdząca. Awantury z partnerem i zniszczenie związku trudno nazwać czymś pozytywnym. :)

Fakt, w końcu odeszła od niego, tu też pomogła jej Karolina, oferując jej pokój, tyle, że problem naprawdę tkwił w niej samej…wciąż sama bała się tego co ją może spotkać.

Znów popracowałbym nad interpunkcją.

Więc dopiero „jej Dom” pomógł jej z samookreśleniem?

Skąd to pytanie i kto powinien na nie odpowiedzieć?

[…]Wciąż pewnie też szukała…i na pewnym zakręcie nie zdążyła zahamować?

Skąd to „też”? Kto jeszcze poza podmiotem zdania szukał? Kto jest podmiotem, Elżbieta czy jej matka?

Otworzyła oczy, słońce zajrzało do kuchni, więc było już późne popołudnie, bo okno wychodziło na zachód.

Po oczach dałbym kropkę, albo jakiś łącznik. Słońce raczej zaglądało, bo gdyby zajrzało wcześniej, to by znaczyło, że okna wychodzą na południe i już nie zagląda. Chyba, że pojawiły się chmury, ale o tym nie ma mowy.

[…]Czy czas robi znów jej psikusy?

Kiedy, w ramach akcji objętej opowiadaniem czas robił jej psikusy, co uzasadniałoby użycie słowa „znów”?

W mieście kupiła ogromne latarki, chciała dziś trochę zacząć porządkować strych.

Czemu latarki? Co uzasadnia liczbę mnogą? Przecież jest sama.

Jutro zadzwoni do firmy instalacji elektrycznej, by jej tam założyli światło.

„…do firmy instalacji elektrycznej,…” coś dziwnego się dziać z te rzeczowniki. Tym bardziej po co te latarki?

A dziś p prostu trochę tam ogarnie, omiecie pajęczyny, wyniesie zalegające sterty gazet.

Przy okazji, taki strych w dworku, to na 99% miał okna, więc za dnia można było się po nim poruszać bez latarki.

[…]Potem przebrała się w jeansy i koszulkę, na głowie zawiązała chustkę, by nie zakurzyć sobie bardzo włosów, bo wciąż nie miała pojęcia jak włączyć bolier i ruszyła na strych z latarkami.

W bojlerze coś się popie…ło. Poza tym, skąd ona wie, że tam w ogóle jest bojler?

Trzy latarki podwiesiła na belkach i rozejrzała się.

Powiedziałbym raczej lampy lub latarnie a nie latarki. Latarka to coś, co się trzyma w ręce, gdy się używa (generalnie).[…]

Pod zakurzonym oknem stał koń na biegunach, a obok na skrzyni siedziała porcelanowa lalka, którą już zauważyła poprzednio.

Czy możliwe jest żeby tego wszystkiego poza lalką nie zauważyła poprzednio? Może chodzi o to, że zwróciła na nią uwagę będąc tu poprzednim razem?

[…]Pomyślała, że powinna zacząć od tych rozwalonych mebli, ale kusiło ją zajrzeć do skrzyń, co mogą zawierać?

„…mebli, choć kusiło…” tak bym to zredagował.

[…]Najgorzej, bo nie wiedziała, co zrobić z tym monumentalnym kredensem, był ładny, tyle, że trochę zniszczony, jedna noga odpadła i podłożono pod nią kilka klapek drewna by się nie przewrócił.

To zdanie wymaga chyba redakcji, a najlepiej rozmienienia na kilka krótszych.

[…]…ale była zamknięta na zamek, a dziurka informowała, że powinien być gdzieś od niej klucz.

W jaki sposób dziurka informowała o istnieniu kluczyka? Mową, na piśmie, czy telepatycznie?

Sprawdziła pozostałe dwa kufry, ale i tamte były zamknięte na głucho.

Czy kufer i skrzynia z okuciami, to jest to samo, czy cos innego?

[…] Poszła na dół poszukała śrubokrętu i wróciła na górę, chciała otworzyć, czy też spróbować się włamać do tych kufrów, ale okazało się, że to solidne zamki.

Czy kufer jest solidnym zamkiem, czy ma solidny zamek?

[…]…opatrzona metalowymi, a raczej srebrnymi okuciami jakaś księga, czy może raczej coś w rodzaju dziennika.

W jaki sposób na pierwszy rzut oka na okładkę rozpoznać, że książka jest dziennikiem? Chciałbym posiadać taką moc. Podpowiem również, że srebro jest metalem.

[…]Wpatrywała się w tą księgę – dziennik, boją się jej dotknąć, zbrukać, a z drugiej strony ciekawość aż paliła jej zmysły.

Ciekawość to chyba ją paliła lub zżerała. Zmysły raczej nie mają wiele wspólnego z ciekawością.

Wpatrywała się w zameczek księgi, idealnie podobny do srebrnego kluczyka, który leżał na dole i podświadomie wiedziała, że pasują do siebie idealnie.

Pasowanie do siebie i podobieństwo w przypadku zamka i kluczyka chyba nie idą w parze.

Wreszcie wzięła księgę do ręki, była ciężka, cięższa niż się spodziewała, wciąż miała mieszane uczucia, czy powinna ją otworzyć…ale przecież po to ten kluczyk był przechowywany.

Znów aż się prosi o rozmienienie na drobne.

Może to na nią czekał i kluczyk i zapomniany dziennik, zapiski kogoś, kto chciał jej coś przekazać z przeszłości?

Przed drugim „i” powinien być przecinek. Poza tym „…czekał kluczyk, a także dziennik,…” lub „…czekały kluczyk i dziennik,…”

[…]Dziwne, bo nie wydawał się taki zimny jak dotychczas, może to bliskość dziennika zmieniła jakoś jego strukturę?

Zamiast „strukturę” chyba lepszym słowem byłoby „właściwości”.

Znów obeszły ją wątpliwości, czy zasługuję na to, by tą księgę ludzkiego losu otworzyć.

Wątpliwości nie mogły jej obejść. Jak to się stało, że nie zaglądając do książki czy też zeszytu wie, że jest to zapis ludzkiego losu?

Niemniej czyta się świetnie.

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

jest Pan gorszy ode mnie :o

Pozdrawiam


Pani Pino!

Ja tym razem przyłożyłem się do korekty.

Pozdrawiam


SBB - "Zaprawdę nie ma nic nadzwyczajnego

...w spożywaniu debili ( oraz idiotek ) oraz w nich samych
Trudno tu o ocalenie
jarmarcznych obrazków…Ojca
wypuszczającego “szczałę”* w stronę syna…”

Na czwórce SBB to jest…

  • Józef Skrzek śpiewa “Szczałę” więc proszę w razie czego o gramofon. Zanim zacznie się najazd.

Wspólny blog I & J


Jarecki,

bredzisz niczym Igła.


Pana Józefa bym w to nie mieszał

ale, widzę, Jarecki nakręca się w starym dobrym stylu …

a wiecie że Skrzek pracował z Kostrzewskim? katolik z satanistą... to jest dobre …

>Pino

Igła bredzi inaczej he he he każdy z nas bredzi na swój sposób …
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Pino

To jest, rozumiem, pochwała, ponieważ Igiełkę słodkiego mam za proroka jednak.
Ze stu tysięcy kilometrów widać, że Bóg mu położył swą dłoń na karku.
Zgina go, ale nie złamie.

Wspólny blog I & J


To prawda,

nie zmienia to faktu, że zdarzają mu się komentarze niezrozumiałe po maksie, do tego nawiązałam.


Sam się idiotyczny Docencie nakęcasz

...ale nie wiem po co?
Skrzek. Przecież ta czwórka to jest tekstowo żenada żenad. Gorsza jest tylko na “1” Ballada o pięciu głodnych.
Ale muzyczka miejscami całkiem szachowa jest.

Wspólny blog I & J


Wiesz ty co?

Kończymy gadułę bo ty w kółko ściemniasz i ściemniasz.
To się robi nudne. Pozdro

Wspólny blog I & J


Bredzenie jest dobre,

oczyszczające i wyzwalające.

Lubiem bredzić.


Grzesiu ulubiony

Wiem.

Wspólny blog I & J


"Bredzenie jest dobre,

oczyszczające i wyzwalające.”

a pamiętasz Grzesiu słynną oczyszczającą notkę o tym jak Owsiak wywoływał demony z Vaderem? to był katharsis …
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Doc, ja wszystko pamiętam:)

a chwilowo udaję się do reala, by coś zjeść, słuchając “Nocnego gościa” Broniewskiego&Grabaża:)


ja mam zaraz realnego nocnego

gościa … nazywa się Johny Walker :P
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Jak zwykle dzięki za wnikliwą analizę tekstu

zwłaszcza Panu Jerzemu.

Pozdrawiam serdecznie
Wspólny blog I & J


Subskrybuj zawartość