Rozpiął marynarkę i opuścił kołnierz. W powietrzu unosiły się kule dmuchawców, które nie wiedzieć czemu zawsze kojarzyły mu się z jesienią i babim latem. Złapał w garść lecący bezwładnie puch i roztarł go w dłoniach. „Młody Biernacki rzeczywiście sporo wtedy wypił — kontynuował swoje rozważania. — Jeszcze rano, kiedy go zatrzymywaliśmy, był półprzytomny. Zanim przywieźliśmy go do komendy, pojechał do izby, żeby przetrzeźwieć. We krwi miał ciągle blisko promil alkoholu. Poza tym nic. Nie palił marihuany, ani żadnego innego świństwa. Żona Borawskiego skasowała go za sześć piw. Czysty czyściutki, tyle, że pijany jak świnia. Spał w domu... boże dziecię. On w domu, a Czernik w ogrodzie za domem”.
– Panie, łap pan podbierak! — głos wędkarza wyrwał porucznika z zadumy. — Panie! No chodź pan tu, rybę ciągnę. No, chodź pan i weźże do cholery jasnej ten podbierak, bo mi się zerwie.
Porucznik spojrzał na wędkarza, tyle zdziwiony, co poirytowany napastliwą zaczepką. Wstał jednak i podszedł. Faktycznie, żyłka była naprężona, a trzymający wędkę mężczyzna kiwał się, próbując kręcić kołowrotkiem. Wyglądało na to, że jakaś ryba chwyciła haczyk, albo, że tak jak wcześniej, za chwilę zostanie przyciągnięta do brzegu kolejna porcja zielska.
– Łap pan podbierak — tonem nie znoszącym sprzeciwu wydawał polecenia wędkarz. — Podbierak, no weź pan ten podbierak! Sito, panie, to co leży tutaj ono. Jezusie słodki, stój pan przy mnie. Dobrze! Ale nie do jeziora, o żeż... Gdzie z tym kijem! Blisko, przy mnie, dobrze. Poczekaj pan... Ryb pan nie łowiłeś, nie wiesz jak podbierak trzymać! Siatką do dołu. Do wody włożysz pan jak powiem... czekaj pan... Ale sztuka musi być co? Panie ja tu od roku przychodzę i pierwsze branie miałem. Zacięcie pan widziałeś? — powiedział z dumą. — No! U mnie jak coś skubnie, panie, to tak jakby już do gara poszło.
Zakręcił mocniej kołowrotkiem, podniósł kij i nagle wszystko puściło. Spławik swobodnie wypłynął na powierzchnię stawu, żyłka pofałdowała się i zaczepiła na szpuli kołowrotka.
– Spłoszyłeś mi pan.... Kurwa, kręcisz się pan jak gówno w przeręblu! Jak to się mogło stać! A jebał to rudy kocur.
Wędkarz był wściekły. Machnął końcem kija i kilka razy ze złością uderzył w wodę.
– Panie, kurwa, tak to my będziemy łapać do usranej śmierci. Kim pan w ogóle jesteś? Kowalem?”
– Rafał Kula. Policja — porucznik odpowiedział spokojnie, ale agresywne zachowanie osobnika powoli zaczynało wyprowadzać go z równowagi.
– A... policja! — na wędkarzu nie zrobiło to większego wrażenia. — A gdzie pan byłeś, jak żeśmy ze szwagrem działkę grodzili! — porucznik oniemiał. — No gdzie, pytam się! Wołałem, dzwoniłem, no gdzie? Szwagier mój, to łajza jest najgorsza. Pijany przylazł, kobitę mi odepchnął. Nie tak żeśmy się umawiali, o nie! Honor swój mam. Ale popatrz pan — wędkarz uspokoił się nieco — pijane toto było jak szpadel, ale kiedy przyszło co do czego, to, uważaj pan, zdogonić go nie mogłem. No, co takiego w człowieku siedzi, powiedz pan — wędkarz aż przysiadł — że takiego rozpędu po pijaku dostaje. Goniłem go bez ogródek, panie, aż na łąki. Poooszedł — krzyknął, przeciągając przy tym ostatnie słowo tak, że szybkość szwagra stała się prawie namacalna. — Jeszcze gumakiem w niego szarpnełem, ale nie doleciał, panie... Dzieciaki miały potem radochę, wysłałem je na łąki co by, rozumiesz pan, gumaka mi przyniosły. Ej, panie. Takie rzeczy się dzieją.
komentarze
Hm, no tak, wszystko oki,
przeczytałem dw aodcinki ale po dwu miesiącach przerwy zpaomniałem co było wcześniej.
I co teraz mam od początku czytać?
grześ -- 12.05.2009 - 11:45