Ayer napisał, że twierdzenie, iż Bóg istnieje jest nonsensowne i że twierdzenie ateisty, iż Bóg nie istnieje jest równie nonsensowne. Można tu dodać, że dla Ayera twierdzenia o Bogu są ponadto niezasadne (później nieco odpuścił z tym radykalizmem, ale o to mniejsza). Ja myślę, że Ayer miał dobre prawo tak napisać. Po prostu postrzegał język jak postrzegał; on był filozof analityczny, a z tymi to trudna sprawa. Ayer był taki więcej Hume’owski, a to ważne. Chwedeńczuk w Przekonaniach religijnych pisze, że na przeszkodzie sensowności słowa “Bóg”, a więc rozumieniu tego słowa, stoi wymóg Hume’a. Wymóg ten różnie był formułowany. John Austin pisze tak:
Słowo x może mieć znaczenie tylko pod tym warunkiem, że mogę wiedzieć, co najmniej w jednej sytuacji, iż “to jest x”, przy czym “to” oznacza coś uchwytnego zmysłowo.
Ajdukiewicz z kolei tak:
Poszczególne wyrazy są dopiero wtedy na gruncie jakiegoś języka sensowne, gdy w języku tym ustalone są kryteria pozwalające rozstrzygnąć zdania zawierające ów wyraz w najprostszym dlań kontekście.
Chedeńczuk stęka, że Ajdukiewicz nieco się polenił i nie podał warunków na te kryteria, a wymóg Hume’a zakłada, że kryteria rozstrzygania zdań muszą wiązać się z doświadczeniem.
I na koniec tego rżnięcia z Chwedeńczuka jeszcze raz Ayer:
Rozumiem zdanie o fakcie, jeśli wiem, czego wypatrywać, przyjąwszy, że jest ono prawdziwe. Wiem zaś to, gdy potrafię interpretować owo zdanie jako coś, co odnosi się do doświadczenia przynajmniej możliwego.
W kontekście powyższego Ayer prezentuje całkiem mocne stanowisko, aczkolwiek różni ludzie o języku religii (czy religijnym) różnie mówią. Dla niektórych język ten jest sensowny i zasadny, dla innych sensowny ale bezzasadny, a jeszcze dla innych, w tym dla Ayera, bezsensowny i bezzasadny.
Wiele gaduł na takie tematy przeprowadziliśmy w salonie24 i nameste napisał fajną rzecz, jak on widzi ateistę. Bo agnostyk wiadomo, powie, że Bóg albo jest albo go nie ma i że nie wiadomo, a zatem jakoś tam w dyspucie prowadzonej językiem religii uczestniczy. Teista wiadomo co powie. A ateista powie tak: – A co to Bóg?
To właśnie ma na myśli Ayer, że ateista nie może wypowiadać jakichkolwiek sądów o Bogu, bo może to czynić jedynie w języku religii, a ten jest bezsensowny i bezzasadny.
Quine napisał, że ateista musi nawet odrzucić nazwę Bóg, ale Quine’a uratował Woleński:
Logika standardowa nie dopuszcza nazw własnych pustych, tj. nie posiadających desygnatów. Z tego powodu ateista nie może powiedzieć:
Bóg nie istnieje
o ile “Bóg” miałby być nazwą własną, nawet jeśli jest przekonany, że Bóg nie istnieje. Nie ma natomiast problemu z wyrażeniem:
nie istnieje takie x, że x jest Bogiem, ponieważ logika dopuszcza puste predykaty.
To było okropnie krótko jak na wagę i ciekawość tematu, ale czasami tak wychodzi. Polecam Granice niewiary Jana Woleńskiego i Filozofię religii – zbiorówa, którą zrobił Chwedeńczuk; wśród autorów jest również Ayer. Woleński i Chwedeńczuk to ateiści, więc bać się nie trzeba :-)
Teraz znalazłem w necie Grzegorczyka. Jest dobra książka Bogactwo światopoglądów religijnych Kazimierza Kondrata. Oczywiście trzeba czytać co pisał Bocheński, a osobną dyscypliną jest Wittgenstein. W ramach autoreklamy i dla odprężenia moje Takie x :-)
>Autor
Ayer napisał, że twierdzenie, iż Bóg istnieje jest nonsensowne i że twierdzenie ateisty, iż Bóg nie istnieje jest równie nonsensowne. Można tu dodać, że dla Ayera twierdzenia o Bogu są ponadto niezasadne (później nieco odpuścił z tym radykalizmem, ale o to mniejsza). Ja myślę, że Ayer miał dobre prawo tak napisać. Po prostu postrzegał język jak postrzegał; on był filozof analityczny, a z tymi to trudna sprawa. Ayer był taki więcej Hume’owski, a to ważne. Chwedeńczuk w Przekonaniach religijnych pisze, że na przeszkodzie sensowności słowa “Bóg”, a więc rozumieniu tego słowa, stoi wymóg Hume’a. Wymóg ten różnie był formułowany. John Austin pisze tak:
Słowo x może mieć znaczenie tylko pod tym warunkiem, że mogę wiedzieć, co najmniej w jednej sytuacji, iż “to jest x”, przy czym “to” oznacza coś uchwytnego zmysłowo.
Ajdukiewicz z kolei tak:
Poszczególne wyrazy są dopiero wtedy na gruncie jakiegoś języka sensowne, gdy w języku tym ustalone są kryteria pozwalające rozstrzygnąć zdania zawierające ów wyraz w najprostszym dlań kontekście.
Chedeńczuk stęka, że Ajdukiewicz nieco się polenił i nie podał warunków na te kryteria, a wymóg Hume’a zakłada, że kryteria rozstrzygania zdań muszą wiązać się z doświadczeniem.
I na koniec tego rżnięcia z Chwedeńczuka jeszcze raz Ayer:
Rozumiem zdanie o fakcie, jeśli wiem, czego wypatrywać, przyjąwszy, że jest ono prawdziwe. Wiem zaś to, gdy potrafię interpretować owo zdanie jako coś, co odnosi się do doświadczenia przynajmniej możliwego.
W kontekście powyższego Ayer prezentuje całkiem mocne stanowisko, aczkolwiek różni ludzie o języku religii (czy religijnym) różnie mówią. Dla niektórych język ten jest sensowny i zasadny, dla innych sensowny ale bezzasadny, a jeszcze dla innych, w tym dla Ayera, bezsensowny i bezzasadny.
Wiele gaduł na takie tematy przeprowadziliśmy w salonie24 i nameste napisał fajną rzecz, jak on widzi ateistę. Bo agnostyk wiadomo, powie, że Bóg albo jest albo go nie ma i że nie wiadomo, a zatem jakoś tam w dyspucie prowadzonej językiem religii uczestniczy. Teista wiadomo co powie. A ateista powie tak: – A co to Bóg?
To właśnie ma na myśli Ayer, że ateista nie może wypowiadać jakichkolwiek sądów o Bogu, bo może to czynić jedynie w języku religii, a ten jest bezsensowny i bezzasadny.
Quine napisał, że ateista musi nawet odrzucić nazwę Bóg, ale Quine’a uratował Woleński:
Logika standardowa nie dopuszcza nazw własnych pustych, tj. nie posiadających desygnatów. Z tego powodu ateista nie może powiedzieć:
Bóg nie istnieje
o ile “Bóg” miałby być nazwą własną, nawet jeśli jest przekonany, że Bóg nie istnieje. Nie ma natomiast problemu z wyrażeniem:
nie istnieje takie x, że x jest Bogiem, ponieważ logika dopuszcza puste predykaty.
To było okropnie krótko jak na wagę i ciekawość tematu, ale czasami tak wychodzi. Polecam Granice niewiary Jana Woleńskiego i Filozofię religii – zbiorówa, którą zrobił Chwedeńczuk; wśród autorów jest również Ayer. Woleński i Chwedeńczuk to ateiści, więc bać się nie trzeba :-)
Teraz znalazłem w necie Grzegorczyka. Jest dobra książka Bogactwo światopoglądów religijnych Kazimierza Kondrata. Oczywiście trzeba czytać co pisał Bocheński, a osobną dyscypliną jest Wittgenstein. W ramach autoreklamy i dla odprężenia moje Takie x :-)
Pozdro.
wyrus -- 23.01.2008 - 00:33