Czy dostanę od Jareckiego podwyżkę

Kiedy zobaczyłem Wyrusa po łacinie piszącego ścięło mnie dokumentnie. Znaczy się z zawiści mnie ścięło. Mam co prawda na strychu „Myśli” Lucjusza Anneusza Seneki sprzed lat niespełna dwudziestu w dwustronnym, że tak powiem wydaniu: lewicę reprezentuje Lucjusz w języku martwym, prawicę Stanisław Stabryła , i pomyślałem, że dla szpanu wkleję, choćby i to:

- … Tria genera sunt vitae, inter quae quo sit optimum quaeri: unum voluptati vacat, alterum contemplationi, tertium action.

Wkleję i głupa zagram, że to niby moje. Gwoli słownika Wyrusa sprawdzenia. Alem z pacholęcej tej igraszki nie skorzystał i pomyślałem, że może Poldka sprowokuję, bo go dawno na Textowisku stare me oczy nie widziały.

I tak sobie myślałem dalej, że rozmawialiśmy tutaj o religii, o tym i tamtym, o religijności, o ateizmie, a nic nie było jeszcze o agnostycyzmie.

Dla Alfreda Julesa Ayera (ale poszukałem, Panie Lorenzo, co…?) agnostyka charakteryzuje to, że istnienie Boga uważa za możliwość, co do której nie znajduje racji ani na to, by w nią wierzyć, ani na to, by w nią nie wierzyć. Ateistę (niby mnie) zaś charakteryzuje twierdzenie, że jest rzeczą co najmniej prawdopodobna, że Bóg nie istnieje.

Natomiast dla Ayera, wszelkie wypowiedzi o istocie Boga są pozbawione sensu. Jeżeli bowiem twierdzenie, że Bóg istnieje, jest twierdzeniem pozbawionym sensu, to i twierdzenie ateistów, że Bóg nie istnieje, jest pozbawione sensu. Przyznam, że ja tego nie kumam, i myślę, że to tylko tak naprawdę jest w stanie zajarzyć Triarius.

Agnostycy – chociaż powstrzymują się zarówno od twierdzenia, ze Bóg istnieje, jak od twierdzenia, że nie istnieje, to zakładają, że pytanie o Boga transcendentnego, jest pytaniem sensownym. Nie przeczą też, że z dwóch zdań „istnieje Bóg transcedentny” i „nie istnieje Bóg transcedentny”, jedno jest prawdziwe, a drugie fałszywe.

Wszystko, co twierdzą, sprowadza się do tego, że w braku możliwości określenia, które z nich jest prawdziwe, a które fałszywe, nie powinniśmy przyjmować za swoje żadnego z nich. Jak jednak widzimy (Stacha nie ma, to sam nie widzę…), wypowiedzi tego typu nie są w ogóle zdaniami sensownymi. A to oznacza, że agnostycyzm nie ma żadnego uzasadnienia.

Qod scripso, scripsi…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

autorze

przypomnialem sobie mojego alternatywnego maila, oto on:

doggy [dot] style [at] wp [dot] pl

za chwile wchodze do skrzynki, by zobaczyc, co tez pan zyczyl sobie ode mnie:-)

It`s good to be a (un)hater!


U mnie masz pan piątkę

Właśnie skończyłem pisać szebernastą wersję słów kilka o dziadku. Przy każdej kolejnej płakałem i śmiałem się na przemian, ale puenta mnie raczej zgnębiała, co razcej nie podobałoby się mojemu dziadkowi.
Szukałem coś co by mnie podniosło na duchu i poprawiło humor. Nie zawiódł pan.
Jestem dłużny piątkę.


Mad Dogu!

Dziękuję za wizytę, pozdr…


Sajonaro!

Dziękuję za piątkę, odwzajemniam, nawet jeśli wpis ten znalazł się tutaj przez pomyłkę.
Pozdr…


Szanowny Panie Andrzeju

Skoro agnostycyzm nie ma uzasadnienia, to i ateizm także. Tak więc spróbujmy się zająć kwestia poruszoną w tytule Panskiego tekstu. Ale ta próba też jest chyba bez sensu, bo Golina to gdzieś kolo Konina, a stamtąd to rzut beretem do Poznania. Dalej – jako Krakus – chyba nie muszę Panu tlumaczyć...

Ten wywód jednak chyba ma sens, co jest Pańską jedyną pociechą. Przynajmniej w tej sytuacji.

Pozdrawiam serdecznie


WSP Lorenzo!

Znaczy się, nie mam na co liczyć z przyczyn regionalnych? Chociaż, miałem paru kumpli z Krakowa, i jak my się urwali z obozu i poszli wieczorem w miasto, to chłopaki nie liczyli kasy, nikt mi nie powie, ża Krakusy to dusigrosze. A w P-niu chodziłem 5 lat do szkoły, i najgorsi byli ze szkieletczyzny i białostoczczyzny, zawsze mieli zapas spirytusu nie wysączony do końca.
Moja żona, to z Kneźna pochodzi i jakem ją ściągnął w krzyżacką krainę, to mówiła, że tak okótych (qrna, czy to przez “u” się nie pisze?) jak na Pomorzu, to ona jeszcze nie widziała. Wot, życie.

Serdecznie pozdrawiam Pana…


>Autor

Na razie w kwestii najprostszej. Otóż ja po łacinie nie piszę. Po prostu wkleiłem tekst piątej drogi Tomaszowej; nie przepisywałem, tylko z netu wziąłem i wkleiłem.

O Ayer’ze i innych później, jak złapię rybkę Twojego wpisu.

Pozdro.


Wyrusie!

Ty się licz ze słowami, ty mnie innymi nie strasz, Ty przy Ayer (teraz apostrof, czy jakoś tak, bo nie umiem tego zrobić) ze solowym zostań, ja już nie mam ani takiej pamięci jak 40-lat temu, ani podzielności uwagi. Ty się nie znęcaj nad staruszkiem z dalekiej krainy, ja to widzę, że przy Tobie, to ja i w szachy grać się nauczę, chociaż, to chyba myślenie życzeniowe teraz uruchomiłem, bo do szachów to trza warunki odpowiednie, intelektualne posiadać. A jak będziesz mnie gnębił dalej, to ja Cię ostrzegam, ja tekst o szachach białych i czarnych napiszę. Tak, napiszę!

Pozdrawiam…


>Autor

Ayer napisał, że twierdzenie, iż Bóg istnieje jest nonsensowne i że twierdzenie ateisty, iż Bóg nie istnieje jest równie nonsensowne. Można tu dodać, że dla Ayera twierdzenia o Bogu są ponadto niezasadne (później nieco odpuścił z tym radykalizmem, ale o to mniejsza). Ja myślę, że Ayer miał dobre prawo tak napisać. Po prostu postrzegał język jak postrzegał; on był filozof analityczny, a z tymi to trudna sprawa. Ayer był taki więcej Hume’owski, a to ważne. Chwedeńczuk w Przekonaniach religijnych pisze, że na przeszkodzie sensowności słowa “Bóg”, a więc rozumieniu tego słowa, stoi wymóg Hume’a. Wymóg ten różnie był formułowany. John Austin pisze tak:

Słowo x może mieć znaczenie tylko pod tym warunkiem, że mogę wiedzieć, co najmniej w jednej sytuacji, iż “to jest x”, przy czym “to” oznacza coś uchwytnego zmysłowo.

Ajdukiewicz z kolei tak:

Poszczególne wyrazy są dopiero wtedy na gruncie jakiegoś języka sensowne, gdy w języku tym ustalone są kryteria pozwalające rozstrzygnąć zdania zawierające ów wyraz w najprostszym dlań kontekście.

Chedeńczuk stęka, że Ajdukiewicz nieco się polenił i nie podał warunków na te kryteria, a wymóg Hume’a zakłada, że kryteria rozstrzygania zdań muszą wiązać się z doświadczeniem.

I na koniec tego rżnięcia z Chwedeńczuka jeszcze raz Ayer:

Rozumiem zdanie o fakcie, jeśli wiem, czego wypatrywać, przyjąwszy, że jest ono prawdziwe. Wiem zaś to, gdy potrafię interpretować owo zdanie jako coś, co odnosi się do doświadczenia przynajmniej możliwego.

W kontekście powyższego Ayer prezentuje całkiem mocne stanowisko, aczkolwiek różni ludzie o języku religii (czy religijnym) różnie mówią. Dla niektórych język ten jest sensowny i zasadny, dla innych sensowny ale bezzasadny, a jeszcze dla innych, w tym dla Ayera, bezsensowny i bezzasadny.

Wiele gaduł na takie tematy przeprowadziliśmy w salonie24 i nameste napisał fajną rzecz, jak on widzi ateistę. Bo agnostyk wiadomo, powie, że Bóg albo jest albo go nie ma i że nie wiadomo, a zatem jakoś tam w dyspucie prowadzonej językiem religii uczestniczy. Teista wiadomo co powie. A ateista powie tak: – A co to Bóg?

To właśnie ma na myśli Ayer, że ateista nie może wypowiadać jakichkolwiek sądów o Bogu, bo może to czynić jedynie w języku religii, a ten jest bezsensowny i bezzasadny.

Quine napisał, że ateista musi nawet odrzucić nazwę Bóg, ale Quine’a uratował Woleński:

Logika standardowa nie dopuszcza nazw własnych pustych, tj. nie posiadających desygnatów. Z tego powodu ateista nie może powiedzieć:

Bóg nie istnieje

o ile “Bóg” miałby być nazwą własną, nawet jeśli jest przekonany, że Bóg nie istnieje. Nie ma natomiast problemu z wyrażeniem:

nie istnieje takie x, że x jest Bogiem, ponieważ logika dopuszcza puste predykaty.

To było okropnie krótko jak na wagę i ciekawość tematu, ale czasami tak wychodzi. Polecam Granice niewiary Jana Woleńskiego i Filozofię religii – zbiorówa, którą zrobił Chwedeńczuk; wśród autorów jest również Ayer. Woleński i Chwedeńczuk to ateiści, więc bać się nie trzeba :-)

Teraz znalazłem w necie Grzegorczyka. Jest dobra książka Bogactwo światopoglądów religijnych Kazimierza Kondrata. Oczywiście trzeba czytać co pisał Bocheński, a osobną dyscypliną jest Wittgenstein. W ramach autoreklamy i dla odprężenia moje Takie x :-)

Pozdro.


laboga! laboga!

o co tu chodzi? laboga!

“...mama anarchija, papa stakan partwiejna!”


Wyrusie!

Ayer miał dobre prawo napisać, to co chciał, nawet słowo: anus na płocie, po to, by Zdzichu przechodząc, ją pogłaskał, i załapał wiór w rękę...

Ja też mam to prawo i napiszę. Problem dyskusji przeróżnych, a właściwie osób w nich uczestniczących polega na obnażaniu własnego narcyzmu. Skrótowo, to polega na tym, żeby przekonać interlokutora, a w zasadzie biernych uczestników dyskusji, że ma się większego ptaka, tfuu… co jo godom, co jo godom, i powiada się tak: Polecam do przeczytania X, ale Y jest niegorszy, bo w z tak odpowiedział M, że tenże się skurczył. Maniera ta polega na tym, żeby, świadomie, bez względu na cokolwiek przekonać lud, że się więcej czytało.

Czy Ty aby jesteś pewien, że złapałeś rybkę mojego wpisu? Bo mnie cosik się wydaje, że Ty kalosz złowiłeś. A Bocheńskiego Stachu mi czytał w odcinkach, tego z tym trudnym nazwiskiem na W też.

Czy mam pisać, że Ayer twierdzi (i nie jest to wiedza na chybcika wyczytana w tym nieszczęściu (uwazaj, bo to rybka…) jakim jest net, że nie do pomyślenia jest nawet probalistyczne potwierdzenie czy obalenie tezy o istnieniu Boga. Pogląd ten uzasadnia odwołując się do okoliczności, że pojęcia Boga nie można zdefiniować za pomoca zadnych objawów empirycznych. Ale przecież to samo dotyczy wszelkich pojęć teoretycznych wprowadzanych przez naukę...

Pozdrawiam…


Panie Docencie!

Panie Docencie, Panie Docencie, jak to o co chodzi? Chodzi o to, że Wyrus chce Pana przekonać, że ma większego “ptoka” ode mnie. O nic więcej…
Serdecznie pozdrawiam, wróbelek emelek…


jezusie brodaty!

to już taką dosłownością poleciało. a gdzie Freud? gdzie klasycy? toż to czyste lewactwo … świat chyli się ku upadkowi

Pan, znaczy, jest Elemelek, a Wyrus to pewnie Orzeł Sam. ;-)

chylę czoła

mama anarchija, papa stakan partwiejna!”


>Autor

Piszesz:

Natomiast dla Ayera, wszelkie wypowiedzi o istocie Boga są pozbawione sensu. Jeżeli bowiem twierdzenie, że Bóg istnieje, jest twierdzeniem pozbawionym sensu, to i twierdzenie ateistów, że Bóg nie istnieje, jest pozbawione sensu. Przyznam, że ja tego nie kumam.

Po czym ja piszę to, co piszę, ani Ayera nie broniąc ani na niego nie napadając. Normalnie piszę, tak, jak się pisze w gadule prowadzonej w necie, w takich miejscach jak to. Po czym znowu Ty piszesz, że ja swój narcyzm obnażam, że w necie na chybcika coś przeczytałem i to w komentarzu wieszam po to, żeby publiczność przekonać o tym, że mam większego fiuta niż inni mają.

Mnie łatwo ustawić sobie w pozycji do bicia. Jeśli temat mnie interesuje, to się do gaduły włączam i pracuję rzetelnie. Nie rozważam tego, na ile mogę sobie pozwolić, aby publiczność nie doszła do wniosku, że li tylko narcyzmy uprawiam, a z drugiej strony nie hamuje mnie lęk przed tym, że wyjdę w jakichś kwestiach na głupka, bo po prostu rozmawiam zakładając dobrą wolę i rzetelność wszystkich dyskutantów. Dobrze wychodzę na takim podejściu do sprawy, bo np. u mnie na blogu (tu i w salonie24) przegadaliśmy z wieloma ludźmi mnóstwo ciekawych rzeczy.

Teraz również szczerze myślałem, że Ty normalnie chcesz rozmawiać i odpowiedziałbym na ostatni Twój akapit bo wydaje mi się, że rzeczywiście nie rozumiesz o co chodzi (powtarzam – ja Ayera ani broniłem ani na niego napadałem, ale mniejsza już o to), jednak oczywiście nie odpowiem, gdyż nie mam powodu, dla którego miałbym rozmawiać z gburem.


Panie Docencie!

Tak, jestem Elemelkiem, reprezentujacym PIZW (poziom intelektualny zwykłego wróbla), nie mam jednak z tego powodu objawów mniejszego mniemania o sobie.
Pozdrawiam…


Do Wyrusa!

Słuchaj gościu!

Ten blog jest przedłużeniem mojego JA. Nie istnieje żaden powód, ażebyś w mej największej komnacie gościnnej walił kupę w rogu nazywając mnie gburem.

Twierdziłeś u siebie, że masz mnie w dupie, że mnie zlewasz, w zasadzie nie reagowałem. Traktowałem te twoje odruchy wykrztuśne jako twoją dzięki mnie odbywaną autoterapię. Jasne, możesz nazywać mnie gburem, tylko zważywszy to, co ty o mnie mówisz, to jest to nic innego jak projekcja.

Kompletnie nie łapiesz intencji mojego kolejnego wpisu. Dokonujesz tylko recepcji, percepcja jest poza twoim zasięgiem.

Oprócz pracowitości własnej którą szermujesz, potrzebna jest jeszcze inteligencja powyżej PIZW (poziom intelektualny zwykłego wróbla). Spróbuj dokonać autoanalizy, gdzie się znajdujesz?

Przeczytaj raz jeszcze, oby ze zrozumieniem, o fiucie, o narcyzmie, o wklejkach internetowych, o rybkach. W tych wpisach (nie generalizuję, bo nie mam prawa) reprezentujesz monokonkretny kod orientacji, z cały dobrodziejstwem inwentarza.

Nie istotne są dla mnie poglądy Ayera w tym konkretnym przypadku, to był tylko pretekst. Chcąc złowić rybkę, naprawdę złowiłeś kalosz. Dziurawy.
Aha, kiedy mówię, że nie kumam, to wcale nie oznacza, że tak jest rzeczywiście. Dokonujesz podstawowego błędu atrybucji, ale jest to charakterystyczny błąd umysłowości chowanej w i na Internecie.

Język polski jest piękny i niech twój giętki przekaże to w sposób właściwy. Nie nazywaj mnie gburem.

Owocnych owoców ci życzę…


Panie Andrzeju

ja nie wątpię. ;-)

ja z kolei czuję się jak SPDP (Standardowy Pokarm Dla Ptaków), co absolutnie nie wprawia mnie w żaden niż emocjonalny. fakt, że jest się częścią łańcucha pokarmowego, i to dość nisko w hierarchii ogniw, trzeba po prostu zaakceptować.

pozdrawiam

a tak BTW szkoda, że nie ma tu Paliwody, prawda? :P

“...mama anarchija, papa stakan partwiejna!”


>Autor

Miałem już nie odpisywać, ale odpiszę dla jasności, żeby sprawę załatwić raz na zawsze. Całe to Twoje psychologizowanie jest dość żenujące, to nie te czasy. Te Twoje wywody na temat rozporka czy wojennego toporka to również żenada. Piszesz: Aha, kiedy mówię, że nie kumam, to wcale nie oznacza, że tak jest rzeczywiście. Jasne, zapętlaj się dalej. Piszesz też: Dokonujesz podstawowego błędu atrybucji, ale jest to charakterystyczny błąd umysłowości chowanej w i na Internecie. Przeczytaj na spokojnie to, co napisałeś :-)

W kwestii zasadniczej – uważam Cię za gbura, ale jak najbardziej mogę tego nie pisać. Ja z Tobą gadać skończyłem.

Żegnam.


Panie Docencie!

Szkoda, fakt, jednego nie można mu jednak zarzucić. W odróżnieniu od takiego Wyrusa opisywał świat zewnętrzny większą ilością słów jak tysiąc.
Pozdrawiam


Panie Andrzeju

jednak głupota pozostaje głupotą bez względu na to czy ujmie się ją w formę barokowej polszczyzny, czy rynsztokowego slangu …

poza tym wyrusów lepiej unikać, a nuż trafi się jakaś mutacja?

pozdrawiam

“...mama anarchija, papa stakan partwiejna!”


Subskrybuj zawartość