Zanam pięciolatka. Jakbyś go spotkał, myślę, że nie poznałbyś że jest inny. Może trochę się garbi dziwnie. Ale jest rezolutny, muzykalny, zupełnie normalny.
Jak się urodził, lekarze pytali matkę wprost: czemu nie zrobiła pani badań prenatalnych? Z takimi wadami można by go usunąć.
Rodzice nazwali go Feliks. Szczęśliwiec.
Bo on jak się urodził — cud że żywy — miał kręgosłup pozwijany w znak zapytania. Między innymi. Miał być wedle lekarzy głuchoniemym kaleką niezdolnym do samodzielnego poruszania się i mowy, z upośledzeniem umysłowym.
Ile ich to kosztowało. Pracy. Upokorzeń. Pieniędzy też. Ile pieniędzy to kosztowało społeczeństwo, które przecież sfinansowało rehabilitacje, specjalistów etc. Bez socjalnej służby zdrowia — to dziecko byłoby rośliną. Jeśli by było w ogóle. To mówiłem ja, liberał (były?).
Niech ktoś mi powie, że nie warto. Niech ktoś powie to im.
A za pytaniem o to przekleństwo czy błogosławieństwo — które i ja przecież sobie zadaję — czai się coś potwornego. Pokusa wyręczania Boga w decyzji kto ma prawo żyć. Które życie jest warte podtrzymywania, a które niewarte.
Można powiedzieć, że to współczesna medycyna zmusza do takich rozważań.
Ale sto lat temu były one bodaj jeszcze bardziej popularne. A ponad pół wieku temu wcielono je w życie na masową skalę.
Nigdy więcej.
Sajonaro
Zanam pięciolatka. Jakbyś go spotkał, myślę, że nie poznałbyś że jest inny. Może trochę się garbi dziwnie. Ale jest rezolutny, muzykalny, zupełnie normalny.
Jak się urodził, lekarze pytali matkę wprost: czemu nie zrobiła pani badań prenatalnych? Z takimi wadami można by go usunąć.
Rodzice nazwali go Feliks. Szczęśliwiec.
Bo on jak się urodził — cud że żywy — miał kręgosłup pozwijany w znak zapytania. Między innymi. Miał być wedle lekarzy głuchoniemym kaleką niezdolnym do samodzielnego poruszania się i mowy, z upośledzeniem umysłowym.
Ile ich to kosztowało. Pracy. Upokorzeń. Pieniędzy też. Ile pieniędzy to kosztowało społeczeństwo, które przecież sfinansowało rehabilitacje, specjalistów etc. Bez socjalnej służby zdrowia — to dziecko byłoby rośliną. Jeśli by było w ogóle. To mówiłem ja, liberał (były?).
Niech ktoś mi powie, że nie warto. Niech ktoś powie to im.
A za pytaniem o to przekleństwo czy błogosławieństwo — które i ja przecież sobie zadaję — czai się coś potwornego. Pokusa wyręczania Boga w decyzji kto ma prawo żyć. Które życie jest warte podtrzymywania, a które niewarte.
Można powiedzieć, że to współczesna medycyna zmusza do takich rozważań.
Ale sto lat temu były one bodaj jeszcze bardziej popularne. A ponad pół wieku temu wcielono je w życie na masową skalę.
odys -- 30.10.2008 - 12:56Nigdy więcej.