Może się nie znam, ale 3 czy 5 lat to trochę za szybko na takie decyzje! Przecież to może być całkiem normalna faza “odpoczynku” po tej początkowej intensywności. Każdy związek ma swoje naturalne cykle, dojrzewa, wpada w turbulencje itd, ale to wszystko zajmuje lata całe – a 3 czy 5 lat? no doprawdy, to oka mgnienie zaledwie. Dlatego nie ma nawet pewności, czy Polinezyjka dobrze rozeznaje i odróżnia takie zjawiska jak zakochanie i kochanie (miłość). Z miłości nie można się raczej “wyleczyć”, a z zakochania (czy zauroczenia), to już jak najbardziej, i całe szczęście! Tylko lepiej to akurat zrobić przed ślubem niż po. Gadamy tu trochę jak dobre wróżki, przynajmniej w nadziei, że sprawa jest na serio, a nie że to jakaś, prawda, internetowa podpucha do pogadania, tak więc przychylam się do opinii innych, że dobrze byłoby znaleźć godną zaufania osobę (nie koleżankę, czy, nie daj Panie, kolegę), żeby sprawę przegadać offline, face to face, by zbadać co naprawdę stanowi problem itd, a przede wszystkim dać jej czas. Zobaczyć co się będzie wyłaniać dalej, wniknąć w uczucia męża, zobaczyć siebie jego oczami itd. Słowem, warto popracować trochę, zanim zacznie się myśleć o jakichkolwiek radykalnych posunięciach. Na trudne decyzje o rozstaniu zawsze jest czas, ale lepiej tego nie robić bez dostatecznej pewności, że wiemy co robimy. Całe życie przed Wami i szkoda byłoby, gdyby przez tę całą resztę trzeba było starannie sklejać nieco pospiesznie rozbitą porcelanę. Lub już zawsze szukać nowej, nietłukącej, oczywiście nadaremnie.
Hmm
Może się nie znam, ale 3 czy 5 lat to trochę za szybko na takie decyzje! Przecież to może być całkiem normalna faza “odpoczynku” po tej początkowej intensywności. Każdy związek ma swoje naturalne cykle, dojrzewa, wpada w turbulencje itd, ale to wszystko zajmuje lata całe – a 3 czy 5 lat? no doprawdy, to oka mgnienie zaledwie. Dlatego nie ma nawet pewności, czy Polinezyjka dobrze rozeznaje i odróżnia takie zjawiska jak zakochanie i kochanie (miłość). Z miłości nie można się raczej “wyleczyć”, a z zakochania (czy zauroczenia), to już jak najbardziej, i całe szczęście! Tylko lepiej to akurat zrobić przed ślubem niż po. Gadamy tu trochę jak dobre wróżki, przynajmniej w nadziei, że sprawa jest na serio, a nie że to jakaś, prawda, internetowa podpucha do pogadania, tak więc przychylam się do opinii innych, że dobrze byłoby znaleźć godną zaufania osobę (nie koleżankę, czy, nie daj Panie, kolegę), żeby sprawę przegadać offline, face to face, by zbadać co naprawdę stanowi problem itd, a przede wszystkim dać jej czas. Zobaczyć co się będzie wyłaniać dalej, wniknąć w uczucia męża, zobaczyć siebie jego oczami itd. Słowem, warto popracować trochę, zanim zacznie się myśleć o jakichkolwiek radykalnych posunięciach. Na trudne decyzje o rozstaniu zawsze jest czas, ale lepiej tego nie robić bez dostatecznej pewności, że wiemy co robimy. Całe życie przed Wami i szkoda byłoby, gdyby przez tę całą resztę trzeba było starannie sklejać nieco pospiesznie rozbitą porcelanę. Lub już zawsze szukać nowej, nietłukącej, oczywiście nadaremnie.
s e r g i u s z -- 14.05.2013 - 21:08