Czas na wspomniany artykuł w „Rzeczpospolitej” z września 2006 roku.
Czas na cienie.
Na przykładzie zawłaszczania rynku medialnego – łatwo sobie wyobrazić sytuacje w innych branżach gospodarki i bez trudu można zrozumieć mechanizmy przejmowania majątku narodowego. Na wsparcie tych mechanizmów prawem – dziką legislacją, uległą wobec lobbystów, podporządkowaną cieniom, doskonale odnajdującym się w nowej rzeczywistości po 1989 roku. Powstające w tamtym czasie fortuny, układy, siła różnych stowarzyszeń, partii politycznych, grup formalnych i zawsze za nimi, w tle, grup nieformalnych, przenikających się, zazębiających, współpracujących, zjednoczonych w realizacji podstawowej zasady przyjętej w Magdalence: wy nie ruszacie nas, my nie ruszamy was.
I nomenklatura.
Nie ta stara, PZPRowska, wprost z list komitetów wojewódzkich – a raczej nie tylko ta.
Nowa nomenklatura, nazwiska z list PZPRowskich wzbogacone o nowe nazwiska, tych, którym trzeba „coś” dać, by mogąc się dorwać do kasy – patrzyli przez palce na kasę „starych”. I zawsze, gdzieś w tle cienie. Część wychodząca na światło – w pełnej, legalnej przydatności swoich kompetencji, współpracujący ze starymi znajomymi lub ich dziećmi, gorliwie budujący siłę nowej władzy, oddani i wierni – i „nobilitowani” przez tych, którzy po latach znajdą dla nich słowa, jakich nie znajdą dla ich ofiar: „oni już odpokutowali swoje grzechy”.
Razem, ramię w ramię byli esbecy i byli opozycjoniści – będą budować nam lepszą, odnowioną moralnie Ojczyznę. Ojczyznę, w której słowo esbeka nadal będzie miało wartość większą , niż słowo człowieka – esbeckiej ofiary. Większą nawet od prawdziwości dokumentów, całkowicie wystarczającą, by sądy nie tylko nie musiały, ale by nie mogły badać prawdziwości dokumentów, jeśli esbek powie: to prawda, lub powie: to nieprawda. To jest święte.
Wystawianie świadectw moralności wedle widzimisię cieni w oparciu o prowadzoną przez nich haniebną kronikę ludzkich upodleń, zastraszeń, wymuszeń, sprowadzania na manowce etyczne i wykorzystywania ludzkich słabości.
Panowie ludzkich losów – mający w rękach narzędzia, władni uczynić kogoś czystym, jak łza i czystych zbrukać, stworzyć komuś legendę TW
i wyczyścić teczkę by ślad współpracy nie został – do dziś w posiadaniu dokumentów, swoich prywatnych archiwów, które do IPN nie dotarły.
Wywożący akta w sobie tylko znane miejsca na całym świecie, niszczący teczki, które zniszczyć należało, fałszujący co trzeba było sfałszować, preparujący zbiór dokumentów tak by nie można było znaleźć dowodów niewinności i odwrotnie, by wina jasno z zachowanych akt wynikała.
Żerujący na braku prawa, które w jasny i klarowny sposób ograniczyłoby możliwości szantażu i gry teczkami. Wpływający na to, by nie dopuścić do otwarcia archiwów, owych zbiorów, w których kwerenda jest niemożliwa, a które kryją nazwiska tych, którzy są chwilowo „nietykalni”, jak „zbiór zastrzeżony” i jak „zbiór utajniony” kryjący nazwiska oficerów prowadzących, czyli kanalii deprawujących ludzi i państwo – do dziś stojących ponad prawem i przez prawo chronionych, w przeciwieństwie do ich ofiar.
Cienie. Cienie esbecji.
Kreujące kariery nie tylko polityczne i strącające w przepaść niewygodnych lub niepokornych.
Gdzieś, ponad tymi cieniami ujawnionymi – także ci, których nie ma nigdzie, w żadnych rejestrach, na żadnych listach, których teczek nie zawierają żadne zbiory IPN – być może tych z listy 100 nierejestrowanych, najbardziej cennych dla esbecji agentów ze szczytów elit PRL, o których opowiadał Jarosławowi Kaczyńskiemu – Czesław Kiszczak – oferując mu tę listę podczas trwających wiele tygodni „negocjacji” – o czym Jarosław Kaczyński nie poinformował ani ówczesnego prezydenta, ani premiera i narażając Polskę na ich bezkarną działalność, milczał przez siedemnaście lat.
Dziś, nawet nie wiadomo czy taka lista w ogóle istniała i czy Jarosław Kaczyński mówiąc o niej w slynnym wywiadzie dla „Wprost” – po prostu zmyśla, czy też prowadzi jakąś dziwną grę, jakiś swoisty szantaż wobec tych, o których być może wiedzę posiada, a być może należy rozumieć, że dowolna znacząca postać z dowolnego środowiska może znaleźć się w każdej chwili w kręgu podejrzeń o bycie owym szczególnie cennym agentem bezpieki.
Cienie esbecji – nadal kreują polską rzeczywistość. Zasobni w pieniądze, potężne pieniądze, bezkarni, w poczuciu własnej siły i trzymania w garści wielu tych, którzy im wiele zawdzięczają, śmieją się z naszych rządów, sejmów, senatów, z nas wszystkich – dziś szacowni fachowcy, specjaliści, biznesmeni, politycy, których ostatnie dwadzieścia lat postawiło ponad społeczeństwem, zacierając wszelkie ślady nie tylko ich dawniejszej roli, ale także zacierając ślady owej „pokuty”, jaką odbyli na drodze do dzisiejszych swoich pozycji.
No i znów nic o owym artykule.
Ale przecież trzeba będzie o nim napisać.
Bo tak jak historia Orkli czy Marquarda obrazuje przejmowanie majątku narodowego, jak historia strącenia z wyżyn władzy Ludwika Dorna, pokazuje zakres możliwych dziś manipulacji ludźmi, którzy nie potrafili w porę przeciwdziałać, stając się na skutek naiwności, niewiedzy lub całkiem możliwe, że świadomie „pożytecznymi idiotami”, pozwalającymi by duch Magdalenki unosił się na dzisiejszą Polską – tak historia zawarta w owym artykule opisuje na jednostkowym przykładzie wcale nie najwyższego „sortu” – przenikanie cieni do świata dzisiejszej władzy.
Ale przecież zanim o tym jednostkowym przykładzie niebywałego cynizmu i bezczelności – to warto było przedstawić tło, sytuację ogólną, w której możliwe jest by na Polskę wciąż padał długi cień esbecji.