W tych dniach przypada rocznica dwóch starć, które weszły do mitologii UPA. Chodzi o walki z Niemcami o klasztor w Zagorowie oraz o „bitwę” w okolicach Radowicz.
Skoro mowa o mitologii, oddajmy głos mitomanowi:
W tym znamienitym boju 8-11 września 1943 oddział specjalnego przeznaczenia bunczuźnego Andrija Marceniuka (pseudonim „Bereza”) w murach Nowozagorowskiego monastyru bronił i zwyciężył [podkreślenie moje] ponad tysiąc nazistów. Z 43 powstańców 29 zginęło. Ale oni zniszczyli 540 i ranili około 700 okupantów, którzy przybyli 40 samochodami i 10 tankietkami oraz posiadali jeszcze działa i trzy samoloty. (Źródło: http://www.pravda.com.ua/ru/news/2008/3/26/73602.htm, tłumaczenie moje)
Gdyby powyższe twierdzenia były prawdą, garstka upowców z Nowozagorowskiego klasztoru przewyższałaby skutecznością załogę broniącą Monte Cassino.
Więcej światła rzuca na to wydarzenie G.Motyka:
11 września [upowcy] zostali nieoczekiwanie otoczeni przez Niemców. Partyzanci wycofali się za mury klasztoru i stawili desperacki opór. Niemcy (nie chcąc ponieść zbyt ciężkich strat od ognia prowadzonego zza murów klasztoru) wezwali na pomoc lotnictwo. Trzy samoloty zbombardowały klasztor, ale przeprowadzony zaraz po zakończeniu nalotu szturm został odparty. Ok. godz. 2 pojawiła się mgła. Pozostali przy życiu partyzanci, korzystając z jej osłony, podjęli próbę przebicia. Dwunastu to się udało. [G.Motyka, „Ukraińska partyzantka…”, s.214]
Bój trwał więc tylko jeden dzień. Motyka litościwie nie wspomina o niemieckich stratach. Wobec takiego przebiegu walki, zapewne były zbyt skromne, by zapamiętała je niemiecka historiografia…
Podobnie ma się sprawa z „bitwą” w okolicach Radowicz, która miała trwać 3 dni (7-9 września 1943) i w której Niemcy wg banderowskiej mitologii mieli stracić 208 zabitych i rannych. Rzeczywisty jej przebieg był taki, że dziewięć sotni UPA przygotowujących się do „zlikwidowania” polskiego ośrodka samoobrony w Zasmykach przypadkiem natknęło się na niemiecki konwój, być może ściągający kontyngenty. Dostawszy się w zasadzkę, Niemcy nie mieli szans. Następnego dnia przeciw UPA wysłano batalion piechoty wsparty przez 3 wozy pancerne i pociąg pancerny, co zmusiło upowców do wycofania się. Rzeczywiste straty Niemców w tej „bitwie” to najprawdopodobniej 26 zabitych.
Obie „bitwy” były więc raczej potyczkami, jakich wiele na wojnach. Banderowska propaganda nie mając w zanadrzu lepszych przykładów na swoją walkę narodowowyzwoleńczą, rozdyma niewielkie starcia do mitycznych rozmiarów.
Jest to regułą w ukraińskiej nacjonalistycznej literaturze. Badacz ukraińskiego podziemia G. Motyka podkreśla wielkie znaczenie propagandy dla ukraińskich nacjonalistów. Już przy tworzeniu jakichkolwiek dokumentów organizacyjnych myślano o ich propagandowym wykorzystaniu. Stąd w raportach UPA roi się od opisów nieprawdopodobnych przewag bojowych, stratach „wroga” wielokrotnie przewyższających straty własne. Działacze OUN przedstawiali na zewnątrz swoją wizję świata i cele walki w licznych publikacjach. (...) także w tym wypadku działała zasada, iż do osiągnięcia celu można stosować wszelkie środki. Dlatego informacje podawane do publicznej wiadomości poddawane były odpowiedniej obróbce i nosiły niejednokrotnie wyraźny charakter wojny propagandowej. Pod tym kątem dobierano i przedstawiano fakty z walk partyzanckich. – pisze Motyka w swej pracy o ukraińskiej partyzantce. [s. 171-172]
_Jak to na wojence ładnie_ (UPA na Słowacji, 1947)
Fałszowano i koloryzowano nie tylko dane na temat walki OUN-UPA z Niemcami i Sowietami, ale także (w oficjalnych dokumentach) negowano fakt przeprowadzania antypolskich czystek oraz kolekcjonowano wszelkie doniesienia na temat prawdziwych i wyimaginowanych zbrodni Polaków w celu ich późniejszego wykorzystania.
Wykładnię, jak należy relatywizować ludobójstwo na Polakach, dał już w 1946r. Mykoła Łebed’, podejrzewany o sprawstwo kierownicze w tej sprawie. Twierdził on, że przyczyną „wydarzeń” wołyńskich było zastąpienie ukraińskich policjantów polskimi: Wśród polskiej społeczności Wołynia znalazło się wielu ludzi zaślepionych historyczną nienawiścią do narodu ukraińskiego, którzy poszli na usługi Niemców. (...) Z tych polskich oddziałów stworzyli Niemcy odrębne karne oddziały policyjne, które wsławiły się największymi i najokrutniejszymi mordami i grabieżami ludności ukraińskiej. (...) Historyczna nienawiść Polaków wobec narodu ukraińskiego zbierała swoje żniwo. (...) Przekonana przez poprzednie rządy Polski do kolonizacji ziem ukraińskich, wychowana w duchu szowinistycznym i w ślepej nienawiści do wszystkiego, co ukraińskie, polska ludność Wołynia i Polesia zdawała obecnie kolejny raz swój egzamin. (...) Nic zatem dziwnego, że cierpliwość narodu [ukraińskiego] się skończyła. (...) On przeszedł do samoobrony i odpłacił za wszystkie, wiekami nabrzmiałe krzywdy. Aby nie dopuścić do do żywiołowej masowej akcji antypolskiej i wzajemnej walki ukraińsko-polskiej (...) Ukraińska Powstańcza Armia usiłowała wciągnąć Polaków do wspólnej walki przeciw Niemcom i bolszewikom. Kiedy jednak nie dało to żadnego wyniku, UPA dała ludności polskiej rozkaz opuszczenia ukraińskich terenów Wołynia i Polesia. (...) Polacy, którzy otrzymali rozkaz opuścić teren, przeważnie dobrowolnie ten rozkaz wykonali. (źródło:http://www.genocide.prv.pl/)
Szkoda czasu i miejsca na komentowanie kłamstw Lebedia. Uważni czytelnicy bloga wychwycą fałsz w każdym zdaniu. Nieuważnych odsyłam do strony http://www.genocide.prv.pl/ gdzie dr Szawłowski rozprawia się z twierdzeniami zastępcy Bandery.
Niestety kłamstwa fabrykowane przez propagandę banderowską, zarówno odnośnie rzekomych zwycięstw UPA, jak i ludobójstwa na Wołyniu i w Galicji, wpuszcza się dziś do obiegu publicznego na Ukrainie. Przykładem wyżej cytowany artykuł w „Ukraińskiej Prawdzie”, gdze autor artykułu zdaje się pytać retorycznie: dlaczego mamy nie czcić tak znamienitych bohaterów?
Na to, co się pisze i mówi na Ukrainie nie mamy zbyt wielkiego wpływu. Jednak mity te funkcjonują także w części polskiej opinii publicznej – a na to już wpływ mamy. Zastanówmy się, czy używając – nawet w dobrej wierze – stwierdzeń: „Polacy kolonizowali Ukrainę”, „prześladowali Ukraińców”, „UPA walczyła o niepodległość”, „konflikt polsko-ukraiński”, „wojna chłopska” – nie wpisujemy się w ramy zakreślone przez ouenowskich propagandzistów.
CDN
komentarze
Niby bili
się z Niemcami ale szli jednocześnie do Waffen SS, żandarmerii i policji.
I do Armii Czerwonej.
Jedni mordowali Polaków drudzy im pomagali
Straszny misz-masz.
Ten węzeł jest nie do rozplątania.
Igła -- 10.09.2008 - 07:40Straty
Z reguły jest tak, że oddzialy partyzanckie (i często regularne też) podają bajkowe szacunki strat przeciwnika.
Poza tym straty bezpowrotne (zabici i ciężko ranni) w walkach (podkreślam, walkach, a nie masakrach przeciw nieuzbrojonemu/rozbrojonemu przeciwnikowi) w czasie II Wojny Światowej wbrew pozorom zwykle nie były tak porażające, jak wydawałoby się laikowi. Ale na potrzeby propagandy trzeba było je zawsze podkręcać, bo jak by to wyglądało gdyby po prostu podać, że przeciwnik po utracie kilku ludzi (z czego większość rannych, a nie zabitych) zaprzestał szturmu i nakrył pozycje obronne ogniem z moździerzy, przeganiając dzielnych partyzantów?
Na salonie 24 przy okazji pory wrześniowej pojawiło się kilka wątków, które również mylą pojęcia skutecznej obrony z zadawaniem jakichś potwornych strat Niemcom. Jestem na 100% pewien, że np. straty Niemców pod Wizną były ułamkiem strat Polaków, ale wyczynem nie było zadawanie strat, ale powstrzymanie mobilnej jednostki przeciwnika przez przynajmniej 2 dni.
Z kolei wątek dotyczący obrońców wieży spadochronowej w Katowicach regularnie schodzi na kuriozalne dyskusje, czy walczyli z regularnym Wehrmachtem i czy zestrzelili samolot (sic!), bo o tym napisał w pierwszej, świeżej po wojnie relacji Golba.
Kłopot zaczyna się, kiedy takim jednostronnym relacjom zaczynają wierzyć historycy. Regułą przy badaniu tego typu zdarzeń jest sprawdzenie również relacji drugiej strony – bez tego pozostajemy w sferze mitów. W takiej np. Bitwie o Anglię w 1940 obie strony przeszacowały straty przeciwnika przynajmniej 2 lub 3-krotnie – a mowa tu o regularnych armiach z profesjonalnym wywiadem, pracujących na potrzeby planowania operacji bojowych, a nie na potrzeby ulotki propagandowej. To co się dopiero działo na wschodzie…
Barbapapa -- 10.09.2008 - 08:55@ Barbapapa
z UPA jest jeszcze taka opcja, że te bajkowe straty zadane “wrogowi” nie były całkiem zmyślone, tylko zawierano w nich pomordowanych Polaków, ale to wyłącznie mój domysł. Oni specjalnie nie rozróżniali- Niemców, Sowietów i Polaków wrzucali do jednego wora pod nazwą “okupanci”.
Dymitr Bagiński -- 10.09.2008 - 14:23Panie Igło
Oni walczyli z Niemcami jak musieli. Bo generalnie to mieli inne zajęcie.
Co do misz-maszu: Juszczenko tego przykładem. Ojciec w Armii Czerwonej a syn z upowcami obcuje.
Dymitr Bagiński -- 10.09.2008 - 20:04Dymitr
W przypadku ataku na jakiś posterunek połączonego z czystką pewnie tak, szczególnie że jeśli istniała tam jakaś lokalna samoobrona (a “samoobroną” może byc chłop z siekerą) którą zawsze można uznać za Niemców, czy “AK”.
Ale w przypadku obrony, tak jak w tej akcji z 11 września, liczenie strat przeciwnika wygląda następująco:
- ostrzelaliśmy ich kiedy podchodzili, kilku padło (zabici? ranni? po prostu zalegli pod ogniem?) – liczymy ich jako zabiitych,
- jeśli to nie daje odpowiedniej proporcji, bieżemy nasze straty po czym zakładamy, że przeciwnik poniósł straty 2-4 razy większe – tak aby nie wyglądało że przegraliśmy,
- wszystkie szacunki są i tak z sufitu, bo na polu walki zostają oni a nie my, więc nie można policzyć ciał.
W tym akurat przypadku bym się UPA nie czepiał, tak robili absolutnie wszyscy.
Problem pojawia się wtedy, kiedy w takie “fakty” wierzy historyk. Ocenę strat przeciwnika ZAWSZE robi się na podstawie jego raportów, a nie raportów naszej strony. W przypadku Armii Czerwonej trzeba brać również nie oficjalne raporty (zresztą RKKA w ogóle rzadko podawała swoje straty), ale raporty archiwalne i tam też trzeba uważać.
Barbapapa -- 11.09.2008 - 09:16Barbapapa
Coś w tym jest. “Rudyj” na procesie zeznał, że na podległym mu terenie UPA zabiła 15.000 ludzi, kiedy Siemaszkowie głównie na podstawie relacji świadków doliczyli się 8-10 tysięcy (podaję z pamięci).
Dymitr Bagiński -- 11.09.2008 - 14:55Swoją drogą przeczy to opiniom wyrażanym czasem przez niektórych historyków, podważających relacje świadków jako wiarygodne źródło informacji. Jeden świadek może kłamać, ale nie tysiące.
Panie Dymitrze
Coś ciekawego.
http://wiadomosci.onet.pl/1507259,1292,1,polski_plug_na_ukrainie,kioskar...
Igła -- 13.09.2008 - 07:26I tutaj
http://wiadomosci.onet.pl/1507263,1292,kioskart.html
Igła -- 13.09.2008 - 09:15Rzeczy ciekawe
Jest tam takie zdanie:
Dymitr Bagiński -- 13.09.2008 - 10:52Zbyt duże były różnice interesów, ambicji i programów politycznych oraz zbyt wielu wrogów, aby marzenie o jednej Ukrainie mogło się ziścić.
Czy ja wiem, czy zbyt wielu wrogów? Przykład Polski pokazał, że można mieć wrogów ze wszystkich stron i wywalczyć niepodległość. Społeczeństwo/naród ukraiński nie był wtedy dojrzały do zdobycia państwa.
No tak...
Ale potencjały intelektualne, dorobek, historia, tradycje państwowości były na zupełnie innych poziomach.
Proszę zauważyć, że elity ruskie albo się polonizowały albo rusyfikowały a kraj był rozdzierany przez te 2 wielkie plany.
Kraj wielki i bogaty.
Bo możemy się spytać a kraje/narody bałtyckie?
Igła -- 13.09.2008 - 11:57No tak ale te kraje, tak samo niemczone, polonizowane, rusyfikowane nie są tak atrakcyjne.
I jeszcze i to
http://wiadomosci.onet.pl/1086281,1292,kioskart.html
Jakiś wysyp znalazłem.
Igła -- 14.09.2008 - 20:32