Przepraszam, że odchodzę od tematyki blogu, ale jest sprawa, która od dawna leżała mi na sercu. Błazenada odstawiona przez Jana Trojga Imion Rokitę w samolocie Lufthansy jest dobrą okazją, by tę sprawę poruszyć.
Rokita przedstawia się jako ofiara teutońskiej pychy. Być może jest w tym ziarno prawdy. Szykany zachodnich służb wobec Polaków nie raz były u nas opisywane. Dzisiaj zrobił to np. Jerzy Surdykowski. Ale ja nie o niedoszłym premierze chcę pisać.
Właśnie otrzymałem e-maila od księdza Witolda Józefa Kowalowa pracującego na Wołyniu. Ksiądz Kowalów „robi” u nas za przykład księdza polskiego działającego w ekstremalnych warunkach na Wschodzie. Pochodzący z Zakopanego duchowny, niczym misjonarz krzewi swą wiarę na Ukrainie, klepie tam biedę i cierpii prześladowania. Jak pisze portal kresy.pl, działalność wydawnicza księdza Witolda Kowalowa zawsze bulwersowała środowiska nacjonalistyczne, a zwłaszcza weteranów UPA. Pisały one różnorakie anonimy, a także otwarte pisma do najwyższych władz z prezydentem włącznie, z sugestią, że ks. Kowalow prowadzi antyukraińską działalność i powinien być z Ukrainy wydalony. Ks. Kowalow był wielokrotnie głównym “bohaterem” wielu publikacji zamieszczonych m.in. w rówieńskim “Wołyniu”, których autorzy wzywali swych ziomków do “godnej odpowiedzi polskiemu szowiniście”. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy przesłuchiwała nawet murarzy remontujących budynki parafii ks. Kowalowa. Aby uniknąć wydalenia z Ukrainy, ksiądz przyjął obywatelstwo ukraińskie.
Wraz z przyjęciem obywatelstwa Ukrainy zaczęły się „polskie” kłopoty księdza Kowalowa. Brany u nas za Ukraińca jest traktowany jako człowiek drugiej kategorii. Pisze do mnie ks. Kowalów: jako Polak od kilkunastu lat mieszkający i pracujący na Ukrainie, gdy przyjeżdżam do Polski, spotykam się z podobnym stosunkiem i pogardą ze strony różnych polskich służb. Poruszam się samochodem z ukraińskimi numerami rejestracyjnymi i często poluje na mnie polska policja oraz lotne patrole celne i straży granicznej. (...) Latem ubiegłego roku w ciągu jednego dnia byłem dwa razy przetrzymywany przez policję w Ropczycach i koło Sieniawy. W tej sprawie ks. Kowalów wystosował nawet list protestacyjny do Komendanta Głównego Policji. Bez skutku.
Oczywiście protesty ks. Kowalowa to czubek góry lodowej. Większość szykanowanych, bezsilnych wobec biurokratycznej machiny, w ogóle nie składa żadnych protestów. Czasem napisze o tym prasa.
Chciałbym spytać: jak długo jeszcze polskie władze będą tolerować appartheid odbywający się na naszej wschodniej granicy? Jak długo jeszcze będziemy sobie wystawiać najgorsze świadectwo szykanując „ruskich”, którzy zapragnęli odwiedzić eden nad Wisłą? Czy władzom polskim, tak drżącym o stan stosunków polsko-ukraińskich, że aż blokującym powstanie pomnika ofiar Wołynia, nie przeszkadzają wizerunkowo fatalne zachowania wąsaczy w polonezach?
Kończę cytatem z artykułu Surdykowskiego, przesłanym przez ks. Kowalowa: “zastanówmy się, jak bardzo my, Polacy, jesteśmy uprzedzeni, a nieraz pełni poczucia wyższości wobec sąsiadów ze Wschodu i Południa”.
Ks. Witold Józef Kowalów. Fot. ze strony www.kresy.pl
komentarze
zawsze jak czekałem w Hrebennem
na granicy to mi było normalnie wstyd … nie powiem że Ukraińscy funkcjonariusze są jacyś super uprzejmi, bo nie są. ale nigdy nie spotkałem się z tak ewidentnym chamstwem jakie bije od Polaków w mundurach …
Docent Stopczyk -- 16.02.2009 - 22:23