„W chwili obecnej płoną polskie wsie. W czasie pożarów ginie ludność polska od siekiery, noży, młotów oraz w płomieniach. Ludzie gremialnie opuszczają swe gospodarstwa, udając się do Hrubieszowa. Wszystkie drogi polne są opanowane przez UPA, policję ukraińską, oddziały SS „Galizien” oraz tzw. Ostschutze”.
Gdy 23 marca 1944r. komendant obwodu hrubieszowskiego BCh meldował powyższe komendantowi okręgu, w sąsiedniej Galicji (Małopolsce) Wschodniej, gdzie sytuacja wyglądała niemal identycznie, przedstawiciel Centralnego Prowodu OUN-B o. Iwan Hrynioch – „Harasymowśkyj” odbywał drugą rundę rozmów z komisarzem SD Bernhardem Papee. Już wcześniej, 5. marca, wielebny Hrynioch przekonywał Niemców, że „walka UPA nie jest skierowana przeciwko Niemcom, lecz bolszewikom”. Akcje przeciwko Polakom przedstawiał jako odwet za rzekomy „polski terror”. Zaoferował “bezwarunkową i pełną lojalność” UPA wobec Niemców oraz współpracę wywiadowczą przeciwko Sowietom i Polakom. Hrynioch obiecywał pozostawienie Polaków w spokoju, pod warunkiem, że zajmą się nimi sami Niemcy, oczywiście z życzliwym wsparciem banderowców.
Niemcy nie bardzo wierzyli w dobre intencje UPA wobec polskiej mniejszości w Galicji, gdyż zażądali zaprzestania działań przynoszących szkodę interesom Niemiec, w tym przyjmowania dezerterów z SS „Galizien” oraz wszelkiego terroru wobec ludności polskiej [sic!]. Oczywiście nie był to wynik jakiegoś nagłego przypływu sympatii nazistów do Polaków, lecz wyraz dbałości o swój „stan posiadania”, za którego część uznawali eksploatowaną na różne sposoby ludność.
Na spotkaniu w dniu 23. marca o. Hrynioch nie ustawał w staraniach o uzyskanie zgody Niemców na rozprawę z Polakami. Akceptując niemieckie warunki odnośnie współpracy, jednocześnie postawił żądanie, by okupant zezwolił UPA na samodzielne uporanie się z „polskimi bandami”. Zgoda Niemców oznaczałaby w rzeczywistości przyznanie banderowcom licencji na eksterminację ludności polskiej.
Nic nie wskazuje na to, by Niemcy pozwolili UPA w Galicji na realizację tego ludobójstwa. Najprawdopodobniej ten, a także inne powody sprawiły, że „antypolska akcja” miała tam mniej radykalny przebieg (przynajmniej jeśli chodzi o odsetek zabitych) niż na Wołyniu. Natomiast rozmowy o. Hryniocha zaowocowały w późniejszym czasie współpracą wywiadowczą Niemców z UPA, dostawami broni dla tejże, wspólnymi akcjami dywersyjnymi przeciw Sowietom, wypuszczeniem z więzień banderowskich aktywistów itp.
Po takiej dawce faktów można powiedzieć z odrobiną złośliwości, że dopiero teraz staje się zrozumiałe, dlaczego w ukraińskim parlamencie wciąż zalega „zamrożony” projekt uchwały o uznaniu UPA za stronę walczącą w II wojnie światowej. Najwyraźniej ukraińscy deputowani nie mogą się zdecydować, po której stronie miała stać ta powstańcza armia. A już na poważnie: przypomniane wyżej fakty, a także wiele innych dowodów, świadczą o tym, że OUN-UPA miała jednego stałego, polskiego (a wraz z nim żydowskiego, ormiańskiego, czeskiego itd.) wroga, przeciwko któremu toczyła swoją wojenkę, równoleglą do II wojny światowej. Słowem, konie kują a żaba nogę podstawia.
P.S. Odnośnie majstrowania przy historii Ukrainy, to dopiero dzisiaj dotarła do mnie niezmiernie ciekawa informacja sprzed 2 tygodni o skandalu z wystawą upamiętniającą Wielki Głód. Otóż okazało się, że na organizowanej przez SB Ukrainy wystawie zdjęć (to taka tamtejsza specyfika – bezpieka zajmująca się historią), wszystkie zdjęcia, rzekomo z czasów Hołodomoru, są sfałszowane (szczegóły tutaj). W ciemno obstawiam, że jest to sprawka speców od Wołodymyra Wiatrowycza, których „niekonwencjonalne” poczynania już opisywałem. Aż strach pomyśleć, jak będzie wyglądała zapowiadana przez nich na ten rok monografia poświęcona ukraińskim ofiarom „polskiego terroru”.
Zdjęcie z wystawy. W rzeczywistości zrobiono je w USA podczas Wielkiego Kryzysu. Źródło: tvn24.pl
________
Literatura:
S. Jastrzębski, „Ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich na Polakach na Lubelszczyżnie w latach 1939-1947”, Wrocław 2007
G. Motyka, “Ukraińska partyzantka 1942-1960”, Warszawa 2006
komentarze
Hm, po tytule myślałem, że
chodzi o coś takiego jak “żabia perspektywa” w literaturze:)
Hm, a z tymi zdjęciami, to bez sensu.
A i mam pytanie, bo mi się kojarzy z czytania “GW” między innymi: o jakimś zdjęciu czy pracy plastycznej, co miała byc projektem pomnika upamiętniającego ofiary polskie UPA, ale że podobno przedstawia wydarzenie nie z tamtego czasu też czy fałszywy obraz wydarzenia..
Było coś takiego?
Bo moze źle kojarzę albo “GW” propagandę sieje.
Pozdrówka.
grześ -- 24.03.2009 - 11:26Zdjęcia...
.. faktycznie temat sprzed kilku tygodni, szczegółowo opisywała je (jakby inaczej)prasa rosyjska.
Spapranie sprawy i to absolutnie kretyńskie.Myślałby kto, że zdjęcia będą przypominały coś, co jest związane z Ukrainą, czy choćby Sowietami – jakieś masowe groby, wygłodzonych ludzi w papachach itp. W końcu, kto sprawdzi czy zdjęcie jest z Ukrainy w 30-tych, czy z Saratowa w czasie II wojny.
A tu nawet gołym okiem widać, że żadna to Ukraina. Sami sobie strzelają w stopę takimi akcjami – bo chyba nikt nie będzie się kłócił, co do samego głodu na Ukrainie…
Re: Grześ
Chodziło o zdjęcie ofiar przedwojennej morderczyni (zdjęcie zwłok dzieci przywiązanych do drzewa drutem). Zdjęcie funkcjonowało dość długo jako domniemane zdjęcie ofiar UPA (ze względu na podobieństwo z opisami dokonywanych przez nich zbrodni).
Barbapapa -- 24.03.2009 - 13:59Barbapapa,
o właśnie o tę sprawę mi chodziło.
Czyli dobrze pamiętam.
Pozdrówka.
grześ -- 24.03.2009 - 14:02Grześ
Przykro mi, że Cię zawiodłem;)
Co do “propagandy GW” to nie siejesz:) bo Rzepa pierwsza sprawę odkryła (link)
Dymitr Bagiński -- 24.03.2009 - 15:54Później po swojemu podchwyciła to GW.
Panie Dymitrze,
pańskie noty są miejscami pamięci, której nawet nie przywracamy sobie, tylko poznajemy po raz pierwszy. Jakoś w czasach, gdy człowiek się uczy, to nikt tej wiedzy nie przekazywał, pewnie dlatego, że była zakazana.
Mój ojciec urodzony był w Buczaczu, w województwie tarnoploskim. Jako dwudziestolatek w samoobronie AK służył, głównie jako łącznik miedzy wsią a lasem. Cała jego rodzina przeniosła się na Dolny Śląsk, gdy repatriowano stamtąd Polskę. Nigdy mi nie opowiadał niczego o tamtych czasach. Był ostrożny – moim zdaniem za bardzo. Pozostało mu to do śmierci.
Jego stryj opowiedział mi historie różne. Ojciec nigdy! Nawet tego, gdy podczas likwidacji niemieckiego oficera zaciął mu się pistolet i życie uratował mu kolega, ubezpieczający za oknem, przez które zastrzelił Niemca, wyszarpującego broń z kabury. O potyczkach z Ukraińcami nawet stryj ojca niewiele mówił. Raz tylko wyszło z niego, że odwet bywał taki, jak to, co go wywoływało…
Dlatego Pańskie noty są dla mnie tymi wiadomościami, których z domu nie wyniosłem, choć mógłbym częściowo…
jotesz -- 25.03.2009 - 09:04Dzięki!