W jaki sposób po dziś dzień niektórzy politycy (np. Leszek Miller) i publicyści (np. Waldemar Kuczyński) mogą widzieć w „Solidarności” ruch rewolucyjny, który nieuchronnie dążył do krwawej rozprawy z władzą? Nie wiem, gdyż przecież dziś każdy może sięgnąć do odpowiedniej lektury, by przeczytać jak taki obraz „Solidarności” specjalnie kreowano na potrzeby uzasadnienia stanu wojennego. Niektórzy w ten obraz stworzony przez specjalne służby SB i LWP wierzą do dziś. Jeszcze trochę a będą wnioskować o odebranie Lechowi Wałęsie Nagrody Nobla, która została wręczona w jego ręce całej „Solidarności” jako ruchowi pokojowemu a nie rewolucyjnemu.
Jesienią 1981 r. kierownictwo „Solidarności” znalazło się w kleszczach: musieli wytrwać przy postulatach naprawy państwa albo skapitulować. Mimo wszystko starano się podejmować rozmowy i negocjować. 13 października „Solidarność” zaproponowała rozpoczęcie rozmów z rządem na tematy gospodarcze, do których doszło. Związek uzyskał zgodę na zamrożenie cen detalicznych do czasu uzgodnienia z nim programu i terminu ich zmian. Natomiast nie udało się przekonać władzy do konsultowania z „Solidarnością” zasad reformy gospodarczej.
W tym samym mniej więcej czasie państwowa propaganda zaczęła lansować i propagować działania Zjednoczenia Patriotycznego „Grunwald”, które ukonstytuowało się ostatecznie na zjeździe 11 października. „Żołnierz Wolności” streścił treść posłania „Grunwaldu” do „generałów, oficerów, podoficerów i szeregowych ludowego Wojska Polskiego”, którzy to w dobie kryzysu mieli być ostoją „socjalistycznego państwa”, co jednoznacznie wskazuje, że „Grunwald” realizował strategię wojskowych specjalistów od spraw propagandy, których nadzorował gen. Baryła. W „Słowie Powszechnym” wydawanym przez PAX relacjonowano:
„Prawie wszystkie wystąpienia wykazywały, że rodzimi syjoniści chcą zniszczyć Polskę oraz że na naszą wolną i niepodległą Polskę czyhają wszelkiej maści rewizjoniści niemieccy… W sumie wniosek nasuwa się jeden: Polską zawładnęła mafia syjonistyczna, kierowana przez imperialistów żydowskich ze Stanów Zjednoczonych, która bezkarnie z mniejszym lub większym powodzeniem działa od 36-ciu lat w Polsce. Obecnie naród i Ojczyzna znalazły się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Trzeba więc wszystkich Żydów zdemaskować, gdyż w przeciwnym razie nie tylko zejdziemy z drogi odnowy, zapoczątkowanej przez zbiorowy protest klasy robotniczej całej Polski w ub. roku, ale utracimy wolność i niepodległość. Inaczej mówiąc Polska od 36 lat jest w szponach spiskujących syjonistów, którzy zawładnęli również prasą, radiem i telewizją. Panoszą się w SDP i w innych związkach twórczych. Nie brak ich w rządzie, partii i Sejmie, a szczególnie w samej »Solidarności«” (cytat za: Jerzy Holzer, Solidarność 1980–1981, s. 304).
To w tym czasie powstał zapewne sterowany z tego samego ośrodka władzy fałszywy paszkwil wywiadu jaki miał niby udzielić Hannie Kral prof. Geremek (por. Hanna Kral, Bronisław Geremek w „utworze” SB. Człowiek uwierzy we wszystko, „Gazeta Wyborcza” „Duży Format”, 21.07.2008, http://wyborcza.pl/1,76842,5476353,Bronislaw_Geremek_w__utworze__SB__Czl... ).
Nie tylko od postawy Moskwy, ale także od postawy polskich komunistów zależało to, czy podjęta zostanie decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego. Ze strony władz brak jest śladów świadczących o woli porozumienia. Tam odżyły pomysły z czasów stalinowskich z dodatkiem znanej już z 1968 r. propagandy. Z całego okresu 1981 r. z przemówień partyjnych liderów wciąż pobrzmiewały groźby użycia siły. Jaką „Solidarność” znała partia, jakie do władzy i jakiej jakości docierały informacje o ówczesnej rzeczywistości? Czy głównie te z esbeckich raportów? Jeśli tak, to mogli bać się „radykałów”. Raporty i analizy SB – opisywały zagrożenia i słabości przeciwnika bo komuniści chcieli walczyli, nie o „suwerenną Polskę”, ale o utrzymanie stanu posiadania.
13 października 1981 roku moskiewska „Prawda” opublikowała komentarz analizujący przebieg zjazdu „Solidarności”, w którym stwierdzono, że „Działający w »Solidarności« przeciwnicy socjalizmu obnażyli skryte zamiary kół imperialistycznych: zaczynając od Polski rozchwiać wspólnotę socjalistyczną. [...] Uświadomienie sobie tej odpowiedzialności, jak podkreśla wielu komunistów polskich, powinno znaleźć wyraz w skutecznej odprawie udzielonej kontrrewolucji i jej imperialistycznym inspiratorom, w umacnianiu pozycji socjalizmu w Polsce”. Grupy konkurujące ze sobą wewnątrz PZPR przejmowały te tezy i posługując się nimi udowadniały, że są najlepszymi obrońcami socjalizmu w Polsce. Partia coraz bardziej się radykalizowała.
26 października, Konferencja Episkopatu przestrzegała: „Kraj nasz znalazł się w obliczu wielkich niebezpieczeństw. Przemieszczają się nad nim ciemne chmury grożące walką bratobójczą”. Ta przestroga była kierowana nie tylko pod adresem ekipy Jaruzelskiego, ale głównie „Solidarności”.
W obliczu zaostrzającej się sytuacji pod koniec października prymas Glemp osobiście zaangażował się w budowanie Rady Porozumienia Narodowego, która to miała zapobiec, zdaniem biskupów, narodowej katastrofie. Prymas zaraz po powrocie z Watykanu spotkał się z gen. Jaruzelskim, który zaproponował utworzenie „platformy porozumienia narodowego”. Tego samego dnia wieczorem do prymasa przybył Lech Wałęsa. Podczas dyskusji ustalano szczegóły propozycji i strategię działania, a 4 listopada doszło do spotkania gen. Jaruzelskiego, prymasa Glempa i Lecha Wałęsy (wcześniej prymas i Wałęsa odrzucili propozycję, aby w spotkaniu brali jeszcze udział przedstawiciele stronnictw politycznych i prorządowych związków zawodowych). Podczas spotkania dyskutowano o koncepcji wysuniętej przez generała. Po spotkaniu prymas wysłał do Lecha Wałęsy specjalny telegram: „Dziękuję za wczorajszą obecność i rozmowy, które – jestem przekonany – będą owocowały w kraju i poza krajem dla dobra Ojczyzny i narodu. Dobro Polaków wymaga jednocześnie i pokoju. Etyka chrześcijańska, o którą będzie zabiegał cały Episkopat, postuluje ofiarne działanie. Szczęść Boże”.
Stanowisko „Solidarności” wobec propozycji gen. Jaruzelskiego przedstawił w oświadczeniu Marek Brunne, rzecznik prasowy KK „Solidarności”, który napisał, że celem rozmów „była wymiana poglądów i określenie ogólnych zasad, którym powinien podporządkowany być proces budowania zgody narodowej w naszej Ojczyźnie. Poruszono wszelkie problemy dręczące w chwili obecnej polskie społeczeństwo. Władze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stwierdziły, że mają dobrą wolę i są gotowe do podjęcia rozmów we wszystkich ważnych dla społeczeństwa sprawach wysuwanych przez nasz Związek. Stwierdziły też, że rozmowy powinny być konstruktywne, tj. takie, w których obie negocjujące strony mają jasno sprecyzowane stanowisko wyjściowe. […] Władze państwowe stwierdziły, że nie będą traktowały swego stanowiska wyjściowego sztywno i będą gotowe do ustępstw. Rozmowy mogą rozpocząć się natychmiast, gdy Związek uzna, że jest przygotowany do ich podjęcia. Lech Wałęsa powiedział [...], że sam fakt, iż do niego [spotkania] doszło, stanowić będzie dla wielu ludzi w Polsce powód do odzyskania traconej już nadziei na oczekiwaną przebudowę naszego życia [...]. Z tego powodu warto przytoczyć fragmenty dwóch uchwał podjętych na wczorajszym posiedzeniu Krajowej Komisji. Oto one: 1) Program Związku zawiera skierowaną do rządu propozycję zawarcia porozumień w trzech dziedzinach: – doraźnych działań antykryzysowych, – kształtu reformy gospodarczej, – urzeczywistnienia samorządności i demokracji w polskim życiu publicznym; 2) Komisja Krajowa oświadcza wobec całego społeczeństwa gotowość uzgodnienia wszystkich wymienionych problemów i wzywa władzę do podjęcia rokowań”.
Dla władzy spotkanie to nie miało, jak pokazała przyszłość, większego, poza propagandowym, znaczenia. Przedstawiano je w mediach jako próbę wspólnego z Kościołem działania zmierzającego do powstrzymania radykałów z „Solidarności”.
Już 4 października gen. Kiszczak przedstawił na posiedzeniu kierownictwa MSW program działań przed wprowadzenie stanu wojennego. Opisywał także sposoby działań propagandowych. Zalecał „wpuszczać” przeciwnika „w maliny”, w trudne i kompromitujące sytuacje, które miały pokazać, że „jest on nieodpowiedzialny, awanturniczy i prowadzi kraj do nieszczęścia”. Jako kolejne zadanie wymienił rozpuszczanie plotek i kolportowanie ulotek ośmieszających lub kompromitujących, np. że „Kuroń na zjeździe strzelił w pysk Rulewskiego” oraz „rozważenie kolportażu stosownych dowcipów ośmieszających przeciwnika”. Już miesiąc wcześniej zalecał aby „Wprowadzenie stanu zagrożenia [czyli stanu wojennego] winno być poprzedzone, silnym propagandowym bombardowaniem. Nie trzeba też czekać, aż »S« zaostrzy swe działania, tylko zaskoczyć ją naszymi działaniami. Nie trzeba też podejmować i stosować półśrodków, które mogą informować przeciwnika o naszych intencjach”.
Czyż pomysł rady Porozumienia Narodowego nie jest najlepszym przykładem „wpuszczania w maliny”?
Skąd tak wielka nieufność i wrogość obozu władzy do „Solidarności”, którą to niejednokrotnie na szczeblu podstawowych organizacji partyjnych udawało się przełamać? Wytwarzane przez służby raporty miały niewątpliwie niebagatelny wpływ na podejmowane przez władze decyzje, także tę najważniejszą o stanie wojennym – nie dlatego, że przedstawiały prawdziwy obraz sytuacji, ale dlatego, że odpowiadały przyjętej poetyce propagandy.
Jaruzelski i partyjni przywódcy swoje poczucie strachu, obaw i paniki zawdzięczali tworzonej na ich potrzeby propagandy. Nie można nie liczyć się z przypuszczeniem, że decyzja generałów była efektem „kuli śniegowej”, gdyż z podjętych wcześniej działań, które pociągnęły za sobą ogromne przygotowania merytoryczne i praktyczne, oraz z powodu przyjętych na siebie zobowiązań Jaruzelski nie chciał i nie mógł się już wycofać, aby nie wyjść w oczach radzieckich przywódców na człowieka chwiejnego i niezdecydowanego. Komuniści byli niewolnikami własnej propagandy, byli oderwani od rzeczywistości. Dlatego świat komunistów, to świat pełen czyhających na nich wrogów, tajemnych spisków i wrogich armii. Bez absolutnego zwycięstwa nad wrogami pokój nie był możliwy. Ta podstawowa zasada komunistycznej doktryny o nieusuwalnej walce klas przekładała się na wszystkie strefy ich sposobu myślenia. Komunistyczni działacze byli idealnym przykładem „zatrucia informacyjnego” ich środowiska władzy. Zatrucie owo ograniczało swobodę myślenia, tym bardziej niebezpieczne, im mniej realne było elastyczne myślenie umożliwiające rozumienie nowych zjawisk. A takim nowym zjawiskiem była „Solidarność” – jedyne z czym potrafili to zjawisko porównać, jego natężenie i ekspresję – była wojna.
Członkowie partii, a jeszcze bardziej funkcjonariusze resortu MSW, od lat pochłaniali informacje potwierdzające ich decyzje, zachowanie oraz osobiste motywacje. A informacje te były wytwarzane przez służby, które znały zapotrzebowanie swoich przełożonych i przez tych przełożonych były wyszkolone. Informacje były ubierane w odpowiednią ideologiczną oprawę i komentarz. Forma informacji uwalniała ludzi od swobodnego myślenia. Jednoczesne nieustanne bombardowanie ideami propagandowymi powodowało, że władza odrywała się od rzeczywistości. Tworzyła się wyimaginowana rzeczywistość, gdyż związek przekazywanej informacji ze światem realnym się rozpadał. Pozostaje w końcu tylko propaganda. Władza wcale nie była przychylna obiektywne informacji – także tej na swój własny użytek. Szukała potwierdzenia własnych przekonań.
„Solidarność” była zaskoczona wystąpieniami Jaruzelskiego po wyborze na pierwszego sekretarza PZPR oraz szybko po sobie następującymi wydarzeniami: decyzją o przyjęciu ustawy o stanie wyjątkowym oraz uchwaleniem przez rząd 30 listopada tzw. prowizorium do wprowadzenia reformy gospodarczej w 1982 roku. „Solidarność” sprzeciwiła się prowizorium, które pomijało kontrolną rolę Sejmu i konsultacje ze Związkiem. 2 grudnia doszło do ataku policji na strajkujących studentów w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa w Warszawie. Wałęsa zarządził przygotowania do gotowości strajkowej, ale zastrzegł by „bez dyspozycji ośrodka centralnego Związku nie podejmować żadnych akcji”. „Solidarność” ustosunkowała się do postępowania władz podczas obrad 3 grudnia w Radomiu. Prezydium KK wydało po obradach oświadczenie:
„1. wydarzenia ostatnich tygodni są świadectwem, że rząd wybrał drogę przemocy, a odrzucił możliwość dialogu ze społeczeństwem; 2. przyjęta przez rząd, bez żadnej konsultacji społecznej, uchwała o zasadach działania przedsiębiorstw w roku 1982 (tzw. prowizorium) oznacza, że rząd postanowił utrzymać dotychczasowy system rządzenia gospodarką, powodując jednocześnie drastyczne obniżenie stopy życiowej ludności; 3. zapowiadane przez władze partyjno-państwowe wprowadzenie tzw. środków nadzwyczajnych oznacza próbę likwidacji praw obywatelskich i pracowniczych wywalczonych w 1980 roku.
W tej sytuacji Prezydium KK stwierdza, że władze przekreśliły obecnie szansę porozumienia narodowego. Wobec groźby uchwalenia przez Sejm środków nadzwyczajnych, równających się w praktyce stanowi wyjątkowemu, Prezydium KK postanowiło [...] rozpatrzyć sprawę strajku powszechnego jako odpowiedzi Związku na wypadek wprowadzenia tych środków”.
W opublikowanym równocześnie stanowisku zostały sformułowane „minimalne warunki porozumienia narodowego”, które dla władzy minimalnymi nie były, ale mogły być punktem wyjściowym do rozmów. Twierdzono w nim m.in. „Porozumienie narodowe nie może polegać na wprowadzaniu Związku do przemalowania FJN, do czego zmierzała strona rządowa. Takie ozdobienie znaczkiem „Solidarności” fasady starego systemu władzy państwowej, który doprowadził kraj do upadku, nie złagodziłoby w niczym kryzysu, a pozbawiłoby jedynie Związek niezależności i wiarygodności”.
Związek domagał się m.in. demokratycznych wyborów samorządowych, co oznaczałoby odsunięcie komunistów od lokalnej władzy. Nie były to jednak warunki, które uniemożliwiałyby rozpoczęcia negocjacji i to nie one były pretekstem propagandowej nagonki na „Solidarność”, ale sama dyskusja na posiedzeniu w Radomiu i w kuluarach, którą potajemnie nagrano a następnie odpowiednio zmontowano i emitowano w polskim radio oraz wydrukowano w prasie.
Dyskusja była gorąca, wielu z zabierających głos dało się ponieść emocjom, padło wiele gromkich słów i pogróżek pod adresem władzy. Do ostrych wystąpień pobudzały zebranych nie tylko wydarzenia w kraju ale także rywalizacja i spory wewnątrz Związku. Wałęsa nie chcąc wypaść blado w konfrontacji z ostrymi wystąpieniami przewodniczących regionów bardzo zradykalizował swoje opinie. Propaganda wykorzystała zmontowane nagrania do przedstawienia Związku jako siły dążącej do krwawych rozruchów. W tym celu w propagandowych wystąpieniach pojęcie „konfrontacja” kojarzono z walką zbrojną i zamachem na władze państwowe, a nie z legalnymi strajkami i demonstracjami. Równocześnie rozpuszczano pogłoski wśród kadry oficerskiej i członków partii o sporządzeniu przez „Solidarność” list proskrypcyjnych, na podstawie których bojówki miały zabijać członków partii wraz z rodzinami.
Linię partyjnej propagandy, którą tworzono także w Głównym Zarządzie Politycznym Wojska Polskiego wzorowo realizował „Żołnierz Wolności”. W tej gazecie relacja z obrad w Radomiu opublikowana 7 grudnia nie miała nic wspólnego z informacją:
„W Radomiu, gdzie obradowało Prezydium KK i przewodniczący zarządów regionów NSZZ »Solidarność«, przyjęto kurs na konfrontację, na przejęcie władzy w Polsce przez siły antysocjalistyczne. Przyjęciu takiego stanowiska towarzyszyły awanturnicze wypowiedzi funkcjonariuszy związkowych obradujących w sali klubowej »Radomiaka«. Te pojedyncze dotychczas wypowiedzi o »pukawkach« o szubienicach na działaczy partyjnych, o rozwaleniu Sejmu i rządu były jak się okazuje tylko prologiem do chóralnego uderzenia na władzę socjalistyczną i jej konstytucyjne podstawy ustrojowe”.
Następnego dnia w „Żołnierzu Wolności” dopowiedziano:
„Naród nasz wiele przeżył w historii, wiele wycierpiał i wiele przelał niepotrzebnej krwi. Obecnie zawisła nad Polską groźba wojny domowej, do której chcą doprowadzić szaleńcy stawiający swoje chorobliwe ambicje i interesy nad los społeczeństwa. Miejmy jednak nadzieję, że nie dopuści do tego klasa robotnicza i zagrodzi drogę kontrrewolucjonistom, że przebudzi się chłopstwo i młode pokolenie, poskramiając i izolując od społeczeństwa awanturników i złoczyńców, że nie udzieli im poparcia patriotycznie i realnie myśląca inteligencja. Polska jest i będzie państwem socjalistycznym w rodzinie bratnich krajów i w ramach Układu Warszawskiego. W obronie zagrożonych interesów narodowych stanie nasza partia, organy władzy ludowej, siły zbrojne, które będą bronić socjalizmu »tak jak broni się niepodległości«. Jest »za pięć dwunasta« i czas najwyższy, aby każdy obywatel PRL zdał sobie sprawę, do jakiej tragedii chcą doprowadzić nasz kraj przywódcy »Solidarności«”.
Żadne dokumenty nie potwierdzają oskarżeń Jaruzelskiego, że „Solidarność” dążyła do siłowej konfrontacji i zamierzała w celu przejęcia władzy ogłosić w Polsce bezterminowy strajk generalny. Wszystkie działania „Solidarności” następowały po działaniach władz, także strajk miał być ogłoszony po wprowadzeniu stanu wyjątkowego, a nie przed.
Po obradach w Radomiu, w trakcie propagandowej nagonki na Związek, próbę mediacyjną podjął jeszcze prymas Glemp. 5 grudnia spotkał się w cztery oczy z Lechem Wałęsą, a po trzech dniach prymas wysłał trzy listy: do Sejmu, premiera i Wałęsy.
List do posłów był redagowany przez prymasa wspólnie z przedstawicielami „Solidarności”: Wałęsą, Geremkiem, Mazowieckim i Wielowieyskim. Prymas Glemp prosił o umiarkowanie i kompromis. Wskazywał, że „Solidarność” przeciwstawia się żywiołowo wybuchającym strajkom, przestrzegał Sejm „przed podjęciem decyzji, która w sposób tragiczny zaważyłaby na losach kraju” oraz wyraził troskę, „że uchwalenie przez Sejm wspomnianej wyżej ustawy zakłóci spokój wewnętrzny, zerwie z trudem zawiązujące się nici porozumienia”. Zwracał się do Wałęsy ostrzegając, że w społeczeństwie narastają złowrogie nastroje, „których rozładowania wielu dopatruje się w konfrontacji”. Wzywał do podjęcia dialogu: „Kościół Katolicki od początku z sympatią patrzy na odnowę, jaką podjął związek zawodowy reprezentowany przez Pana. Dotychczasowe wielkie osiągnięcia nie mogą być zniweczone przez nierozwagę, która nazywa się konfrontacją. Trzeba podjąć dialog, który, choć dotychczas tak trudny, nie jest bezowocny”. Powrócił także do idei z 4 listopada, która została zaakceptowana przez „Solidarność” ale nie zyskała akceptacji władzy, która wówczas zdecydowała się już na wprowadzenie stanu wojennego i aranżowała zdarzenia mające usprawiedliwić swoje postępowanie. Prymas zaapelował także do strajkujących studentów o przerwanie protestów – wszystkie strajki zostały zakończone. W ciągu tych kilku dni rzucił wówczas na szalę cały swój autorytet.
Partyjny beton gorączkowo poszukiwał uzasadnienia dla wprowadzenia stanu wojennego. Na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR 8 grudnia wiceminister MSW gen. Stachura dowodził, że „Solidarność” ma w zakładach przygotowane bojówki i są sygnały, że posiadają one broń i materiały wybuchowe. Przyznał jednak otwarcie, że nigdzie broni ani materiałów wybuchowych nie znaleziono. W związku z tym inny członek partii, sekretarz KC Mokrzyszczak, wzywał, że koniecznie tę broń trzeba znaleźć: „Należy znaleźć magazyny broni »S«, sfotografować je i pokazać opinii publicznej”. Jaruzelski dodał, że MSW ma zdobyć materiały i pokazywać bojówki „Solidarności” (Sekretariat KC PZPR 1981, t. 5, s. 246-247). Ani wówczas, ani nigdy później takich bojówek oraz magazynów broni nie pokazano. Wiceminister Stachura nigdy też nie ujawnił skąd miał takie informacje.
Rakowski napisał we wspomnieniach: „Mam na myśli przede wszystkim rolę, jaka w systemie realnego socjalizmu odgrywała Służba Bezpieczeństwa, czyli policja polityczna. Była ona państwem w państwie, organizacją kierującą się własnymi prawami [...]. Dla reprezentantów tego kierunku myślenia Jaruzelski i jego otoczenie jawili się jako zespół mięczaków ustępujących przed wrogami socjalizmu” (M. F. Rakowski, Jak to się stało, Warszawa 1991, s. 49). Podobnie oceniał sytuację w partii na jesieni 1981 roku ówczesny rzecznik rządu Jerzy Urban: „Zyskali twardogłowi. Nastąpiła ogromna aktywizacja, może nie tyle frakcji twardogłowej, która wreszcie znalazła się w swoim żywiole, co nastrojów typowych dla twardogłowia”. Czyż to nie SB wykorzystując swoją pozycję i fobie ludzi sprawujących władzę wykreowała wówczas obraz krwawej „Solidarności”? Obraz, który w wielu umysłach jest utrwalony do dziś?
Nawoływania do konfrontacji i twardego postępowania z „Solidarnością” pochodziły głównie z podległej Kiszczakowi SB oraz z partyjnej frakcji Olszewskiego i Milewskiego. To oni rozpowszechniali specjalnie zabarwione raporty o sytuacji w kraju, pogłoski o składach broni i konspiracyjnych bojówkach. Starali się wpływać na pozostałych członków partii aby i oni poparli twardą linię postępowania. Było to nie tylko efektem poglądów politycznych, ale wynikało to ze specyfiki samej służby, w której aby wykazać się i zasłużyć na awans należało wykazywać się wciąż rewolucyjną czujnością. Sama służba w tej instytucji skazywała pracujących tam ludzi na wiarę w spiskową teorię dziejów, w niesłychaną moc prowokacji, pomówień, plotek, szantaży i zastraszania. Po wprowadzeniu stanu wojennego Kiszczak organizował w duchu swojego resortu kampanię pomówień, mianowicie prosił na posiedzeniu kierownictwa MSW 22 grudnia 1981 r., aby: „Podrzucać pomysły i materiały, np. sprawa Geremka, który jako historyk specjalizował się w problemach francuskiej prostytucji” (Akta MSW, t. 251/1, s. 207, za: Jerzy Holzer, Kryzys polski…).
Dominację resortu MSW w strukturach państwa było szczególnie widać już po wprowadzeniu stanu wojennego, gdy generałowie z tego resortu praktycznie otrzymali nieograniczoną władzę i zaczęli wpływać na działania wszystkich ministerstw i ogniw partii w kraju. Jak twierdzi prof. Holzer „aspiracje MSW zdawały się nie mieć granic. Na posiedzeniu kierownictwa MSW 22 grudnia Kiszczak zajmował się nawet polityką zagraniczną: „»Problem syjonizmu – środki przekazu i pieniądze są w dużej mierze w rękach syjonistycznych. Zbyt dobre ułożenie stosunków z syjonistami będzie psuć korzystne układy ze światem arabskim, które, jak np. z Libią, są bardzo korzystne«. Wsparł go Straszewski: »Ze syjonistami niewiele wytargujemy i od współpracy z Żydami z Zachodu musimy uciekać. Arabowie nam płacą żywą gotówką, a Zachód nie chce i nie ma potrzeby od nas kupować«. [...] Na tymże posiedzeniu kierownictwa MSW rozważano nawet potrzebę zmian w składzie rządu i kierownictwa partyjnego” (Akta MSW, t. 251/1. s. 212-215, za: Jerzy Holzer, Kryzys polski).
Komuna przegrała, ale jej propaganda zwyciężyła wiele umysłów. Utrwalił się obraz, że „Solidarność” zmierzała do krwawej katastrofy…
Czarny obraz „Solidarności” wytworzony przez SB jest wciąż powtarzany i powielany. Swoje dorzucają także różni antykomuniści i narodowcy, którzy są wrogami „Solidarności” jako ruchu pokojowego – nazywają ją zdradą Polski bo nie powinno się rozmawiać lecz walczyć. To oni będąc w opozycji dążyli do rozbicia podziemnej „Solidarności”, usiłowali przejąć szyld podziemnego NZS, a dziś chcą zepchnąć „Solidarność” jako ruch pokojowy w niebyt i wylansować swój obraz jako bohaterów nieustępliwej antykomunistycznej rewolucji. Eksponując te tendencje, które przecież były także w samej „Solidarności”, fałszuje się historię. W tym, moim zdaniem, pomagają także niektórzy „historycy z IPN”, którzy wśród „Solidarności” wciąż szukają jedynie agentów i zdrajców, a bohaterów poszukują wśród wrogów Wałęsy i spoza „Solidarności”.
Waldemar Kuczyński pisząc o „Solidarności” jako o ruchu rewolucyjnym, spojrzał na nią okiem swoich nieprzyjaciół, od których powinien zbierać laury – od Giertycha, Marka Jurka, ks. Rydzyka i, niestety, wielu członków PiS, którzy jak się dziś okazuje nie byli w żadnym ruchu pokojowym – oni zaciekle walczyli z komuną.
Wiele się chyba nie pomylę jeśli stwierdzę, że „pisowcy” przeszli na pozycje endeckie a „antypisowcy” na pezetperowsko-esbeckie.
Czy naprawdę w kilka dni po obchodach 25. rocznicy przyznania Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla trzeba przypominać fakty (działania i słowa) i ideały ruchu pokojowego? A może od dziś trzeba pisać, że ten ruch pokojowy był fikcją?
komentarze
re: Urojony świat krwawej rewolucji „Solidarności”
Solidarność jako ruch pokojowy uwiera dziś nie tylko duchowych potomków komuny.
To była masa nie tylko 10 milionów członków “S” ale również młodzieży studentów i sympatyków którzy z powodów formalnych nie mogli być członkami “S”. Utrzymanie w ryzach tej kipiącej masy przez kilkanaście miesięcy w skrajnie trudnym otoczeniu to naprawdę osiągnięcie zasługujące na Nobla.
Dziś , ci którzy wtedy robili co tylko możliwe , aby tą chwiejną równowagę zburzyć czepiają się szczegółów wypowiedzi liderów z tamtych czasów wskazując jakie były ugodowe , marksistowskie i socjalistyczne, sugerując prawie ,że KK to byli sami agenci SB.
Nazywając Bolkiem Lecha Wałęsę jako jeden z dowodów podaje się jego działania uspokajające sytuację , zmierzające do tego , aby tę równowagę utrzymać.
I tak w solidarnym ataku z dwóch stron umiera prawda o Pierwszej Solidarności.
KrzysP -- 09.10.2008 - 12:49Szkoda,że tylko nieliczni, jak Leszek.Sopot , potrafią przekazać prawdę o historii ,która działa sie na ich oczach.
Hm, ja tylko apropo's
tej fałszywki o Geremku, co z tego, że to fałszywka, jak połowa prawaków z najbardziej opiniotwórczego, he, he, portalu (przynajmniej wg jego twórców) czylki salonu 24 w to wierzy i się tym podniecała po smierci Geremka.
pzdr
grześ -- 09.10.2008 - 15:21grześ
Te prawaki po prostu uprawiają propagandę i zostały poddane “zatruciu informacyjnemu”. Same nie potrafią inteligentnie myśleć. Niczym się nie różną od tych, którzy fałszywki puszczali w obieg w 1981 r.
leszek.sopot -- 09.10.2008 - 15:44KrzysP
Dziękuję za opinię.
leszek.sopot -- 09.10.2008 - 15:45